A więc to dlatego tak bardzo się jej boi... jestem głupi, że wcześniej na to nie wpadłem, przecież to samo się nasuwało na myśl. Może jeszcze nie jest na to za późno, aby naprawić swoja głupotę. Przytuliłem go do siebie, pozwalając mu ukryć się w moich ramionach, i aby go uspokoić, zacząłem gładzić go po plecach. Troszkę to pomogło, bo w końcu przestał się trząść, nawet kiedy było słychać kolejne grzmoty. To chyba jakiś progres, bo ostatnio uspokoił się dopiero, kiedy burza złagodniała... no ale też ostatnio ta burza była okropna. Dzisiaj jest w miarę łagodnie.
- Choć do salonu, weźmiesz sobie koc i położysz się na kanapie. Przyniosę ci zaraz coś gorącego do picia – zaproponowałem uważając, że lepiej aby był tutaj na dole niż na górze. Jak na moje tu nie będzie tak bardzo słychać tych wszystkich grzmotów, no i też ja będę pod ręką. Widzę, że Mikleo już teraz nie jest w stanie normalnie funkcjonować, a trzeba posprzątać te talerze i odgrzać młodej obiad, przypilnować, aby odrobiła lekcje, później zrobić kolację... troszkę jeszcze do roboty jest, owszem, i dam sobie z tym świetnie radę, i to jeszcze jednocześnie opiekując się Mikim.
- Trzeba posprzą... – zaczął, ale zaraz urwał, ponieważ zaraz rozległ się kolejny głośny huk.
- Posprzątam, nie martw się, a teraz, chodź, ostrożnie – odpowiedziałem, zaczynając go powolutku prowadzić do salonu, a kiedy już go położyłem go na kanapie, otuliłem go dokładnie kocem i ucałowałem go w czubek głowy. – Jakieś życzenia masz jeszcze? Co chcesz gorącego do picia?
- Chyba coś słodkiego – na jego słowa uśmiechnąłem się lekko, przypominając sobie, że herbaty z miodem to nie lubi, ale gorącą czekoladę, albo kakao to potrafi pić litrami. No ale może po prostu nie lubi smaku miodu, bo to jednak jest specyficzny smak.
- Kakao może być? – zapytałem, a mój mąż pokiwał głową. No i to ja rozumiem.
Nie chcąc kazać czekać mężowi tak długo zabrałem się za gotowanie mleka oraz podgrzewanie rosołku dla Misaki. Młoda mogła być niejadkiem jak mamusia, ale musiała jeść regularnie, mogły być to małe porcje, ale najważniejsze, by jadła. I jak się powoli przygotowywały się rzeczy dla moich najbliższych, posprzątałem wcześniej zbite talerze. Jeszcze nie byłem za bardzo w formie po wczorajszym wieczorze, ale nie mogłem zawieść Mikleo. Chociaż, jak się na czymś mocno skupiłem, nie było ze mną aż tak źle.
Reszta dnia minęła nam w miarę spokojnie, jak na to, że była burza. Misaki ładnie zjadła rosół, a później w salonie całą trójką robiliśmy zadania domowe. Dzięki temu Mikleo choć na moment troszkę zapomniał o burzy, bo musieliśmy troszkę intensywnie myśleć na matematyką oraz językiem obcym. Na kolację akurat pogoda troszkę się uspokoiła, z czego bardzo się cieszyłem, ponieważ zapowiadała się spokojna noc. Właśnie, zapowiadała się, ponieważ w środku nocy obudził mnie głośny grzmot. Rozejrzałem się troszkę spanikowany po pokoju i okazało się, że Mikleo już nie spał, tylko siedział skulony na łóżku, a na stoliku obok była zapalona świeczka. Zerknąłem w stronę łóżeczka Merlina, ale ten najwidoczniej spał jak zabity. Niesamowite, że kiedy wraz z Mikim cieszyliśmy się swoim towarzystwem, czy to rozmawiając czy skupiając się na przyjemnościach, zawsze się budził, niezależnie od tego, jak bardzo cicho byliśmy. Ale kiedy na zewnątrz szalała burza, łyskały pioruny i ogólnie rozgrywało się piekło, ten sobie spał jak aniołek. Kocham mojego syna, ale czasem go nie rozumiem.
- Miki? Czemu mnie nie obudziłeś? – spytałem, podnosząc się do siadu, by móc go przytulić.
- Nie chcę, aby cię plecy bolały przeze mnie znowu – wymamrotał, ale mimo to wtulił się w moje ciało.
- Słońce, nie martw się o mnie, przecież nic mi nie będzie, jestem tu, by cię wspierać, a nie mogę tego robić, kiedy śpię – powiedziałem cicho i pocałowałem go w policzek.
Przez kilka minut trwaliśmy tak w zupełnej ciszy, podczas której on wtulał się w moje ciało, a ja go pocieszałem. I po tych właśnie kilku minutach drzwi do naszej sypialni cicho się otworzyły, i stanęła w nic zapłakana Misaki. Jeszcze kilka godzin temu twierdziła, że nie boi się burzy, ale chyba wcale tak nie było. Cóż, strach jest całkowicie normalną rzeczą, zarówno u ludzi, jak i aniołów. Uśmiechnąłem się do mojej księżniczki i wyciągnąłem w jej stronę rękę chcąc, by do nas podeszła. I tak czeka nas nieprzespana noc, a nie mogłem mojego słoneczka zostawić tak zapłakanego. Dziewczynka wręcz podbiegła do mnie i rzuciła się na moją szyję, zaskakując mnie i Mikleo. Albo naprawdę mocno się tej burzy przestraszyła, albo tu się rozchodziło o coś innego.
- Już, księżniczko, już. Nie ma co płakać, nic złego się nie dzieje, to tylko burza – próbowałem ją troszkę uspokoić, na moment bardziej skupiając się na córce niż na mężu. Widząc łzy na twarzy mojej perełki aż serce mi się krajało i chciałem zrobić dla niej wszystko, byleby tylko już nie płakała...
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz