Mnie też zmartwił stan naszego synka, już od rana miałem wrażenie, że coś było nie tak, ale jeszcze gorączki nie miał, na pewno ja albo Miki byśmy to zauważyli, aż tak głupi to my nie jesteśmy, zwłaszcza mój mąż. Jednak już wtedy coś musiało się z nim dziać, pytanie tylko, co. Z Misaki nigdy takich problemów nie mieliśmy, ona zachorowała dopiero po podróży przez te zmiany temperatury, a tu nic takiego nie było. Chociaż, wczoraj wrócili ze spaceru, a trochę padało, więc może dlatego...? Tylko skąd ta biegunka...? Może u dzieci przeziębienie objawia się inaczej niż u dorosłych?
– Już się ogarniam – powiedziałem, w pośpiechu idąc do łazienki. Wziąłbym Merlina od razu do szpitala, ale nie jestem pewien, czy w jego stanie powinien wychodzić na dwór, bo może mu się tylko pogorszyć. – Może spróbuję mu jeszcze przed wyjściem zbić trochę gorączkę? – zaproponowałem, podchodząc do męża, który trzymał na rękach synka. Może i Merlin nie raz mnie irytował i momentami miałem go serdecznie dosyć, ale to był mój syn i strasznie się o niego martwiłem, zwłaszcza, że nie wiedzieliśmy, co to jest. Ludzkie dziecko jest zdecydowanie bardziej delikatne od takiego pół anielskiego.
– Mam wrażenie, że tylko mu się ona zwiększa – odpowiedział odrobinkę spanikowany Miki, próbując uspokoić płaczącego Merlina. Powinienem zachować zimną krew, bo teraz mój mąż to ode mnie podpatrzył i za bardzo panikował. Wziąłem dwa głębokie wdechy, trochę się uspokoiłem i jedną dłoń położyłem na ramieniu mojego męża, a drugą na czółku naszego maleństwa, chcąc tym samym dodać otuchy zarówno jednemu, jak i drugiemu. No i przy okazji sprawdzić, czy Merlinowi faktycznie gorączka się pogorszyła, czy też Miki tak odrobinkę przesadza.
– Połóż go w łóżeczku i zrób mu jakiś okład. Jeżeli to nie pomoże, a ja nie zdążę wrócić z medykiem i będzie mu się pogarszać, spróbuj go wykąpać w letniej wodzie. Słyszałem, że to też pomaga zbić gorączkę u małych dzieci. Zostać jeszcze trochę i ci z tym pomóc? – spytałem, przyglądając się mu ze zmartwieniem. Trochę go wczoraj wymęczyłem, podobnie jak on mnie, więc nie dość, że był poddenerwowany, to jeszcze zmęczony. Ciekawiło mnie też to, czy alkohol nie za bardzo mu wszedł do głowy, ale chyba to była za mała ilość, by miał kaca. Jeżeli dobrze kojarzyłem, to tylko raz zdarzyło mu się wypić tak dużą ilość, że następnego dnia nie czuł się najlepiej i to nie była jedna butelka, a kilka. No i też był człowiekiem, to pewnie też miało wpływ na to, jak się czuje.
– Po prostu już idź. I się pospiesz – odpowiedział, ale zrobił tak, jak powiedziałem, czyli położył synka w łóżeczku i na szybko przygotował mu chłodny okład.
Po drodze do szpitala wypuściłem na zewnątrz Cosmo oraz Codi'ego, którzy bardzo chcieli wyjść. Może to nawet lepiej dla Mikleo, on już ma wystarczająco dużo na głowie. Oby dzieci jeszcze nie wstawały, albo jak wstaną, żeby się zajęły przez moment same sobą, ich mama ma już wystarczająco dużo na głowie.
W szpitalu okazało się, że tylko jeden medyk może mi pomóc, młody mężczyzna o jasnych oczach i niemalże białych włosach związanych w kucyk. Wyglądał trochę młodo jak na medyka, ale nie mogłem wybrzydzać, najważniejsze, by się znał na swojej pracy. Po drodze powiedziałem mu, co takiego stało się mojemu synkowi, dzięki czemu postawił wstępną diagnozę, jaką była grypa.
Kiedy zaprowadziłem go na górę, do naszego pokoju, gdzie znajdował się nasz chory syn, zauważyłem niemalże od razu, że Miki był jakiś taki nieswój. Pogorszyło się Merlinowi, czy co się stało...?
– Nadal spożywa mleko matki? – spytał medyk, którego imienia w sumie jeszcze nie znałem. Powinienem go o to zapytać już na samym początku, ale trochę spieszyło mi się do domu i jakoś tak wypadło mi z głowy. Później będę musiał to zrobić, ponieważ to strasznie niegrzeczne z mojej strony, że on zna moje imię, a ja jego już nie.
– Nie, już sam nie chciał go pić – odpowiedziałem po krótkiej chwili milczenia. Myślałem, że Miki odpowie, ale był strasznie markotny.
– To trochę za wcześnie, gdyby pił je dalej, miałby lepszą odporność... Ale nic się złego nie dzieje. Jak mówiłem Panu wcześniej, to grypa. Przepiszę mu węgiel na biegunkę i zioła, które trzeba będzie mu mieszać z jakimś sokiem, najlepiej malinowym, by chciał je pić. I państwu także, bo również możecie się od niego zarazić. Trzymać go w ciepłym pomieszczeniu, żadnych przeciągów, zioła dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Jakby gorączka wracała, robić okład albo kąpiel w letniej wodzie. Zajrzę do państwa za kilka dni – odpowiedział, podając mi paczkę pełną ziół. Już rozpoznawałem ten zapach, to były te okropne zioła, których nie lubiłem, ale mówił przecież, że można je wymieszać z sokiem. Może także zacznę pić w ten sposób...? To nie byłby taki zły pomysł.
– Dziękuję panu bardzo, odprowadzę pana – zaproponowałem, oddychając z ulgą. Nic się nie działo, zwykła grypa, więc jakoś damy sobie radę. Już bałem się, że to coś znacznie gorszego...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz