Widząc przystojnego medyka, o jasnych dłuższych związanych w kucyk włosach, oczach jasnego koloru i delikatnej cerze. To właśnie to wywołało moją zazdrość o męża, wiem przecież, że Sorey ma słabość do takiego typu urody, co gorsza, medyk będzie tu pojawiał się częściej, aby sprawdzać stan zdrowia naszego syna a co jeśli mój mąż się z nim zaprzyjaźni? Nie wiem, czy dałbym sobie z tym radę, ten chłopak jest naprawdę przystojny, na moje oko jest bardziej przystojny ode mnie, a to może oznaczać, że jest moją konkurencją. Jednak nie tym powinienem się teraz przejmować, mój syn potrzebuje mojej opieki, a sytuacja z medykiem i mężem do tego jeszcze zdarzę wrócić.
Skupiając się na naszym dziecku, wziąłem go na ręce, uwalniając odrobinę mocy, mając nadzieję, że chociaż to mu w czymś troszeczkę pomoże.
- Pójdę po leki dla Merlina dobrze? - Sorey, który pojawił się w naszej sypialni, podszedł bliżej, nagle zaczynając głaskać mnie po policzku, a jemu co się stało? - Wszystko w porządku? Jesteś jakiś markotny - Zauważył, przyglądając mi się uważnie.
- Nasz syn jest chory więc jaki mam być? Idź już, proszę po leki, spróbuje zrobić mu owsiankę i go nakarmić a później podać mu leki - Starałem się nie ukazywać negatywnych emocji przy dziecku ono i tak już wystarczająco męczy się z powodu grypy i biegunki.
- W porządku postaram się jak najszybciej wrócić - Obiecał, całując mnie w czoło, nim wyszedł z naszej sypialni. A więc zostałem sam z dziedzinami, w porządku poradzę sobie oby Yuki i Emma, chociaż troszeczkę mi pomogli, gdy nie będzie taty i zajęli się Misaki, nie jest łatwo być rodzicem, oj nie jest.
Na moje szczęście Yuki i Emma bardzo mi pomogli, zajmując się małą siostrą chłopca, a ja mogłem skupić się na chłopcu, w którego wmusiłem, chociaż troszeczkę owsianki nim wrócić tato z lekami, które to od razu zostały mu podane a po których zasnął tak spokojnie, oby tylko te leki mu pomogły, nie chce, aby cierpiał, w końcu żadna matka nie chce widzieć, jak jej dziecko cierpi, gdybym tylko mógł, sam zabrałbym od niego cały ten ból.
Wpatrując się w synka jak w obrazek, zaniosłem go do łóżeczka, gdzie delikatnie kładąc, nakryłem kołderką, niech śpi, sen to zdrowie a on go teraz najbardziej potrzebuje.
- Śpi? - Sorey, który zajmował się właśnie Misaki, zwrócił na mnie uwagę, gdy tylko wszedłem do kuchni, dostrzegając stojący na stole lek dla synka i sok, o którym wspominał medyk, a no tak przystojny medyk, o jasnych włosach i oczach słabość mojego męża, a niech go specjalnie go tu przyprowadził, w przypadki to ja nie wierzę.
- Tak - Burknąłem, jakbym za kare miał mu na pytanie odpowiadać. Cóż byłem zły, a więc coś w tym zdecydowanie mogło być.
- Coś się stało? - Zaskoczony Sorey nie rozumiał, co mnie ugryzło i dlaczego zachowuję się w ten, a nie inny sposób zachowując się tak, jakby mi coś zrobił a bo zrobił i niech teraz nie udaje, że nie zrobił, bo na to nie pójdę.
- Nie nic - Nie mówiąc mu wprost, o co chodzi, patrzyłem jeszcze przez chwile na śpiącego syna nim powoli i przede wszystkim po cichu wyszedłem z sypialni, wyganiając z niej i męża stojącego w przejściu.
- Miki co cię znów dziś ugryzło? - Gdy użył słowa znów, ciśnienie mi skoczyło, znów? Jakie znów? Czy on chce mnie wkurzyć?
- Znów? Jakie znów? Przyprowadzasz do domu przystojnego medyka i jeszcze mówisz mi, że znów się obrażam? Ja dopiero się mogę obrazić - Zły minąłem go w przejściu, schodząc po schodach na dół.
- Owieczko nie tak miało to.. - Zaczął, jednak szybko odwróciłem głowę w jego stronę, piorunując go wzrokiem.
- Nie mów do mnie ani słowa - Syknąłem, idąc do kuchni, gdzie zająłem się przygotowaniem obiadu ani nie myśleć o tym cholernym przystojny medyku nie on teraz jest najważniejszy, a jednak krew zalewa mi samo myślenie o nim.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz