Troszkę mnie zaskoczyła taka reakcja ze strony Mikleo na burzę. Jak byliśmy mali owszem, miał z burzą lekki problem, ale moja obecność sprawiała, że zawsze jakoś troszkę łatwiej panował nad swoim lękiem. Później już raczej nie kojarzyłem, aby aż tak bardzo był przerażony. Może to moja wina? Nie daję mu wystarczającego poczucia bezpieczeństwa? W końcu kilka razy w naszej relacji ten zły przejmował nade mną kontrolę i wtedy na pewno nie kojarzyłem się mu z bezpieczeństwem, a ze strachem i teraz to są właśnie tego owoce.
- Nic się nie stało, Owieczko – odpowiedziałem, całując go w czubek głowy. Wyczułem, że Mikleo chciał coś odpowiedzieć, ale niezbyt się mu to udało z powodu kolejnego grzmotu. I to był bardzo potężny grzmot, miałem wrażenie, że szyby w ramach okien zadrżały. W tym momencie nawet ja się przestraszyłem. – Nie bój się, jestem przy tobie. Zaświecić troszkę światła? – zapytałem chcąc sprawić, by poczuł się choć troszkę bardziej komfortowo, a odrobina światła rozświetlająca mrok wydaje się być pocieszająca.
- Jakbyś mógł – poprosił, z niechęcią się ode mnie odsuwając, bym mógł wykonać tę jego prośbę.
Miałem nadzieję, że burza nie będzie trwała jakoś bardzo długo, ale oczywiście los musiał zrobić mi na przekór. Burza trwała praktycznie do rana, a te najgłośniejsze grzmoty chyba do pierwszej nocy. Przez cały ten czas byłem w pozycji siedzącej, a Mikleo był schowany w moich ramionach, drżąc delikatnie przy jakichś głośniejszych dźwiękach. Cierpliwie dotrzymywałem mu towarzystwa, przytulając go, gładząc po plecach i powtarzając jak mantra takie zdania jak „nie bój się”, „wszystko będzie dobrze”, „jestem przy tobie”. Początkowo próbowałem go jakoś zagadać, by go trochę rozluźnić, ale jako że to nie działało, dałem sobie z tym spokój.
Kiedy najgorsza burza przeminęła i jedynie gdzieś tam w oddali było słychać grzmoty, Mikleo w końcu udało się uspokoić i zasnąć. W przeciwieństwie do mnie, bo mnie jeszcze trochę to zajęło, ale nie dlatego, że bałem się burzy. Było mi w tej mojej aktualnej pozycji bardzo, ale to bardzo niewygodnie. Siedziałem tak już kilka godzin, powoli zaczynały mnie boleć plecy, ale z oczywistych względów nie mogłem się poprawić. Znaczy, pewnie mogłem, tego nikt mi nie zabraniał, ale bałem się, że jak zacznę się poprawiać, to obudzę Mikleo, a tego bardzo nie chciałem. Biedaczek na to zasługiwał, strasznie się teraz wymęczył, więc to naturalne, że teraz był wykończony. Mnie samemu udało się zasnąć dopiero nad ranem i to właśnie wtedy, kiedy burza na dobre się skończyła.
Kiedy kilka godzin później otworzyłem oczy, dalej byłem w tej samej pozycji i już czułem, że moje plecy będą z tego powodu płakać dzisiaj cały dzień. To będzie bardzo, ale to bardzo ciężki dzień... i nigdzie jeszcze nie widziałem Mikleo, czyli oznaczało to, że musiał już wstać. I tyle by było z mojego postanowienia, jeżeli chodzi o zapewnienie mojemu mężowi weekendu wręcz idealnego i leniwego. Już zaczęło się to psuć wczoraj, kiedy zasnąłem, a Miki zaczął przygotowywać obiad, a dzisiaj poleciałem już po całości.
Wstanie z łóżka było dla mnie bardzo, ale to bardzo ciężkie, podobnie jak założenie na siebie jakiejś grubszej, wełnianej koszulki, bo zimno było. Muszę sobie zanotować, by nigdy więcej nie zasypiać właśnie w pozycji siedzącej. Musiałem uważać na każdy swój ruch, po plecy promieniowały okropnym bólem. Oby chociaż Miki się dobrze czuł, bo inaczej całe moje poświęcenie pójdzie na nic.
- Cześć, kochanie, właśnie miałem do ciebie iść. Jak się czujesz? – spytał mnie Mikleo, kiedy powoli dotarłem do kuchni. Czyli musiałem wyglądać, delikatnie mówiąc, nieciekawie, no ale nawet nie będę się starał udawać, za bardzo cierpię, by się pod tym względem starać.
- Bywało lepiej – przyznałem, powolutku siadając na krześle, starając się mimo wszystko do niego uśmiechnąć. Nie chciałbym, aby się o mnie martwił, nic złego się nie stanie, poboli trochę, ponarzekam na to i przestanie.
- Jak wstałem, próbowałem cię dobudzić, abyś zmienił pozycję, ale wymamrotałeś, że zrobisz to za pięć minut – na jego słowa zmarszczyłem brwi, naprawdę?
- Nie pamiętam tego – przyznałem po krótkiej chwili zastanowienia. On sobie ze mnie żartuje...? Nie, to nie w jego stylu. Rany, naprawdę musiałem być zaspany. I nadal z chęcią bym poszedł spać, ale nie mogłem sobie na to pozwolić. Muszę poprosić go o jakąś maść na te plecy, bo muszę dzisiaj podziałać, by Miki mógł jeszcze sobie troszkę odpocząć przed powrotem dzieci.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz