Jego słowa i czarne pióro wskazywało na to, że zrobiłem coś tek kobiecie. Mój boże jak mogłem uczynić coś tak podłego, jestem przeklętym aniołem, moje zachowanie zasługuje na karę śmierci. Śmierć za śmierć a wszystko to wina demona a na to przynajmniej wszystko wskazuje.
Rozmyślając o tym, co mogło się wydarzyć, kiwnąłem głową, nie dostrzegając nawet wyjścia męża z kuchni, tępo wpatrując się w swoje dłonie.
- Co jej zrobiłeś? - Zapytałem, zwracając się do demona. Nigdy nie przypuszczałem, że moimi rękoma byłby w stanie kogoś zabić lub skrzywdzić. Nie chcę nawet wiedzieć, co robił w inne pełnie, gdy traciłem kontrolę nad swoim ciałem.
~ Nic - Jego niewzruszony głos odbił się po mojej głowie, naprawdę brzmiał, jakby nic jej nie uczynił.
- Więc to nie ty byłeś tam w nocy i to nie twoje, a raczej moje pióro tu leży? - Ciągnąłem dalej, trzymając w dłoni pióro, doskonale wiedząc, że należy ono do mnie, każde pióra aniołów są inne, rozpoznawalne tylko dla danego anioła jak opuszki palców u ludzi, dla tego byłem pewien, że to nie było niczyje inne pióro, ono zdecydowanie należało do mnie.
~ Nie, nic nie jesteś w stanie mi udowodnić , a ja nie muszę się nikomu tłumaczyć - Mruknął, a jego głos wydawał się znudzony, co za drań.
- Nie jestem, masz rację, powiedz mi tylko czy ją zabiłeś - Musiałem to wiedzieć, może tylko ją skrzywdził, tak by nastraszyć, ale nie zabił, chociaż sam w to nie wierzę.
~ Może tak, może nie kto to wie, ja nie bo mnie tam nie było - Odparł, tym razem świetnie się bawiąc, on chce, abym umarł z poczucia winy, przecież jeśli się okaże, że ta kobieta nie żyje, to będzie oznaczało, że dziadek miał racje, jestem potworem, który nie powinien nigdy był odejść z Azylu.
Nie ciągnąc z nim rozmowy, która i tak nie miała sensu, odwróciłem głowę w stronę okna, wpatrując się w nie pustym spojrzeniem, w głowie równając się z ziemią, zasłużyłem sobie na to, zasłużyłem.
Siedziałem tak kilka godzin, nim do życia przywołały mnie dzieci, chociaż na chwilę zająłem się nimi, nie myśląc o kobiecie, przynajmniej tę którą chwilę. Najedzone dzieciaki znów wróciła do łóżka, a ja spokojnie sprzątając kuchnie, całkowicie się wyłączając, nie kontaktując z tym, co działo się wokół mnie.
- Miki przestań, wypuść to - Głos mojego męża dobiegł do mnie, po dłuższej chwili, a to, co robiłem jeszcze później. W złości na samego siebie chwyciłem nóż w dłoni, mocno ściskając jego ostrze przecinające mi coraz to głębiej skórę, zaskoczony wypuściłem nóż z dłoni, patrząc na krew pustym spojrzeniem, przez chwilę widząc twarz przerażonej kobiety błagającej o litość, co tam się wydarzyło? - Co ty wyprawiasz, odbiło ci? - Zły Sorey chwycił moją dłoń, lecząc ranę, najlepiej jak tylko potrafił, nie ukrywając złości.
- Nie wiem przepraszam - Naprawdę nie wiedziałem ani nie czułem, że ściskam ten nóż, najwidoczniej moje ciało samo doskonale wiedziało, że zasługuje na karę za swój uczynek.
Mój mąż przytulał mnie mocno, ciężko przy tym wzdychając, biło od niego zmartwieniem, którego nawet nie potrafił ukryć.
- Nie rób mi tak więcej - Poprosił, głaszcząc moje włosy.
- Dobrze - Odpowiedział mniej pewnie, tego nie planowałem następnego też planować nie będę.
- Rozmawiałeś z nim? Powiedział ci coś? - Zapytał, kładąc dłonie na moich policzkach.
- Powiedział, że to nie on - Powiedziałem, to co powiedział mi demon, mimo wszystko czując, że kłamie i nie do końca ma ochotę na mówienie mi całej prawdy lub chociaż pół prawdy.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz