Od razu pokręciłem przecząco głową, na szczęście mój mąż do samego końca zachował klasę, co prawda był bardziej rozgadany, jednakże to akurat nie było niczym złym.
- Nie zrobiłeś niczego złego, do samego końca zachowałeś klasę - Zapewniłem, uśmiechając się łagodnie, nie okłamując go w żadnym wypadku, zachowywał się bardzo dobrze, wiec co miałbym mu wytykać?
- Naprawdę? I tobie też niczego złego nie zrobiłem? - To pytanie mnie akurat zaskoczyło, skąd ono w ogóle pojawiło się w jego głowie?
- Nie, nic mi nie zrobiłeś, miałeś ochotę na chwilę przyjemności, jednak padłeś, gdy tylko znalazłeś się w łóżku - Wyjaśniłem, dostrzegając lekkie zawstydzenie na twarzy mojego męża. - Zrelaksuj się skarbie i niczym się nie przejmuj - Dodałem, całując go w ustach, odczuwając posmak wódki, tego nigdy nie piłem, jednak sam zapach mnie już odtrącał.
- Rany - Westchnął cicho, mówiąc bardzo ciężko czyżby susza w gardle? Wiedząc, jak się czujesz, podałem mu wody, aby chociaż trochę zaspokoił pragnienie, postanawiając już do niczego go nie zmuszać, zje to zje, nie to nie, u nas nic się nie zmarnuje.
Wpatrując się tak w męża, wstałem nagle z krzesła, wychodząc z pokoju, idąc do kuchni a po co? To proste postanowiłem zapełnić dzbanek zimną wodą, zanosząc go do męża, to naprawdę może mu się przydać.
- Proszę, na pewno ci pomoże - Jak zawsze opiekując się każdym z domowników, w tej chwili cieszyłem się, że w domu jesteśmy tylko my i Merlin, oby tylko nie zaczął płakać.
- Dziękuję, jesteś aniołem - Uśmiechnął się, biorąc szklankę pełną świeżej wody.
- Jestem to prawda - Cicho się zaśmiałem, starając się nie być za bardzo głośnym, doskonale wiedząc, jak się teraz czuje, sam przeżyłem to raz w życiu i nigdy już więcej przeżyć bym tego nie chciałem.
- Wiesz, o co mi chodzi - Odezwał się, biorąc do ust wodę, którą wypił duszkiem.
- Tak wiem - Uśmiechnąłem się delikatnie, w tym samym momencie dostrzegając przebudzenie się naszego synka, który był wyjątkowo cicho, podniósł się do siadu, przecierając rączkami twarz, patrząc na mnie. Oj jak ja już dobrze znałem to spojrzenie, mój malutki słodki książę.
Bez słowa wziąłem go na ręce, przytulając do siebie, chłopiec był jeszcze zaspany, dla tego grzecznie leżał w moich rękach, pozwalając położyć się nawet na łóżko, najwidoczniej chcąc jeszcze trochę pospać, zamiast jednak leżeć na łóżku, podniósł się, przytulając do taty, no proszę, czasem nawet oni potrafią się dogadać.
- On jest taki sodki - Odezwałem się rozczulony tym słodkim widokiem.
- Oczywiście, tylko jak śpi - Westchnął ciężko, przytulając do siebie synka, starając się przeżyć dzień, widać było, że się męczył, dla tego nie miałem nic przeciwko temu, aby leżał dziś cały dzień w łóżku i odpoczywał już i tak zdążyłem po wczorajszym dniu posprzątać, dzieci nie było, a więc zostało mi tylko przygotować obiad.
- Nie jest taki zły - Odpowiedziałem, wstając z łóżka, zerkając na jedzenie. - Zostawię ci je, jeśli zgłodniejesz, spróbuj coś zjeść - Poprosiłem, biorąc na ręce synka, który już miał dość tulenia się do taty, a to może i dobrze. Sorey będzie miał cisze i spokój a ja z małym posiedzimy na dole.
- Gdzie idziesz? - Spytał, próbując wstać z łóżka, co nie do końca mu wyszło, najwidoczniej jego ciało jeszcze nie było w stanie normalnie funkcjonować.
- Do kuchni zrobić obiad, przygotuje nam dziś rosół, powinien ci pomóc. Słyszałem, że jest najlepszy na wszystko - Wyznałem, głaszcząc synka po głowie.
- A ja co mam robić?
- Ty? Odpocznij i wylecz się z kaca, przyniosę ci obiad, gdy tylko się ugotuje - Odezwałem się, podchodząc do niego, całując w czoło, wychodząc z pokoju, idąc do kuchni, robić to, o czym wcześniej go informowałem..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz