Dziewczynka odpowiedziała za mnie, z wielkim zachwytem opowiadając o wizycie w nowej szkole. Nie widząc sensu w wtrącaniu się w odpowiedź Misaki, kończyłem przygotowywać drugie śniadanie do szkoły dla Emmy, która dzisiaj miała lekcje na późniejszą godzinę. Młodej bardzo się podobała nowa placówka i coś czuję, że gdyby tylko było to możliwe, to zaczęłaby się w niej uczyć już dzisiaj, ale najpierw trzeba ją wypisać z tej poprzedniej. Mam nadzieję, że do końca tego tygodnia uda mi się to zrobić i na nowy tydzień będzie mogła zacząć naukę w nowej szkole, ot taki mały prezencik na urodziny ode mnie. Oczywiście będę musiał jeszcze coś dodatkowego jej sprawić, ale po imprezie urodzinowej od Alishy nie wiem, czy jej dogodzę. I nawet nie mam za bardzo pomysłu na prezent dla niej, mam nadzieję, że Mikleo trochę mi coś podpowie, albo raczej nam, bo przecież prezent będziemy dawać razem, jako rodzice, a nie każde z osobna.
- Będziemy się zbierać – powiedział do mnie Yuki, oddając mi talerze do pozmywania. Jak zwykle odprowadzi Emmę do szkoły i pójdzie do Lailah na trening, czyli dzień jak co dzień.
- Dziękuję bardzo za śniadanie – dodała Emma, chowając kanapkę do torby.
- Uważajcie na siebie i trzymajcie się – powiedziałem im na pożegnanie.
Yuki i Emma pożegnali się z resztą rodziny, a Misaki nadal gadała i gadała o jednym i tym samym. Po kim to dziecko to ma, to ja nie mam pojęcia, bo nawet ja aż tak dużo nie potrafiłem mówić na jeden temat. A może jednak potrafiłem...? Nie no, byłem gadułą, czasem nadal zdarza i się tak odpalić, ale aż tak gadatliwy to ja nie byłem. Mikleo to już w ogóle mówić dużo nie lubi, chyba, że jest lekko wstawiony, wtedy faktycznie mówi troszkę więcej. Więc skoro Misaki nie ma tego gadulstwa ani po mnie, ani po Mikim, to po kim? Może któryś z naszych rodziców był jakiś taki bardziej rozmowny? Bardzo możliwe, w końcu albo ich nigdy nie poznaliśmy, albo ich już nie pamiętamy.
- Mała gaduło, nie zapomniałaś o czymś? Co mi obiecałaś, że zrobisz, jak wrócimy? – odezwałem się w końcu widząc, że Miki już chyba odrobinkę miał dosyć. No dobrze, może nie miał jej dosyć, a troszkę pogubił się w tym, o czym mówiła, widziałem jego minę i doskonale wiedziałem, co ona znaczyła. W końcu dawniej, kiedy czasem i mnie się wydostał spod kontroli taki słowotok, też miał taką minę; za dużo informacji i za mało czasu.
- Ale mój pokój jest w sumie czysty – bąknęła, niezbyt zadowolona z perspektywy tego, że musi posprzątać pokój.
- Mama i ja uważamy co innego. I jeszcze musisz wybrać rzeczy, jakie weźmiesz do cioci Alishy – dalej byłem nieugięty w tej kwestii. Jest całkiem duża, a w pokoju nie ma za dużo do roboty. Musi tylko pozbierać zabawki, poukładać ubrania w szafie, bo tam też niezły sajgon panuje, powycierać kurze i pozamiatać. Na godzinę powinna mieć zajęcie i Miki będzie mógł sobie troszkę odpocząć, o ile Merlin mu na to pozwoli.
Misaki poszła do swojego pokoju, burcząc coś cicho pod nosem, a ja i Mikleo w końcu zostaliśmy sami. No, prawie sami. Wziąłem na ręce synka, który człapał sobie po podłodze, i wsadziłem go do krzesełka i podałem mu owsiankę, która przed chwilą się ugotowała. Bardziej się ubrudzi niż ją zje, ale przynajmniej będzie później przeszczęśliwy, bo z tego co zauważyłem, uwielbia jeść samodzielnie.
- Dziękuję – powiedział Miki, całując mnie w policzek, kiedy postawiłem przed nim kubek gorącej herbaty.
- Nie masz za co, słońce. Będę zaraz zbierał się do szkoły Misaki, a po tym pójdę na małe zakupy. Kupić ci coś? Poza oczywiście winem – spytałem, poprawiając ten jego nieszczęsny kosmyk. Był on bardzo krótki, więc co chwila się zza tego ucha wysuwał. No nie daruję sobie tego już nigdy, przecież ile to minie, zanim mu to odrośnie... boli mnie ten widok i jeszcze długo będę sobie za to pluł w brodę, która właśnie powolutku mi odrasta.
<Owieczko c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz