Zszokowany tym, co zobaczyłem, stałem w progu domu jeszcze przez kilkanaście sekund, patrząc jak mój mąż znika między drzewami. Chociaż, czy to nadal był mój mąż? Ciemne włosy, długie pazury i te rogi... myślałem, że już uporaliśmy się z jego demonicznym problemem, ale jednak on nadal potrafi przejąć nad nim kontrolę. Aż bałem się pomyśleć, co on tam robi, kiedy czasem w nocy wymyka mi się z domu. Poszarpane i ubrudzone krwią ubrania, te siniaki, ślady pazurów...? Z kim on walczył? Z ludźmi, demonami, aniołami? Dotychczas starałem się go jakoś utrzymać przy sobie, troszkę go wymęczyć, znaleźć jakieś zajęcie, ale dzisiaj było mi trudno, zwłaszcza, że nadal jeszcze byłem osłabiony po chorobie.
Było już za późno, by cokolwiek zrobić; demon w ciele anioła zdążył już zniknąć pomiędzy drzewami. Gdybym tylko nie był tak zszokowany i trochę bym pomyślał, na pewno bym coś zrobił. Oby tym razem Mikleo także wrócił względnie cały i zdrowy. Do tej pory nie miał żadnych poważniejszych ran, głównie siniaki, czasem jakieś zadrapania, dlatego nigdy aż tak bardzo się o niego nie martwiłem, przynajmniej pod tym względem, ale dzisiaj znowu nie zmrużę oka, nawet jeśli bym bardzo chciał. Swoją drogą, czy Mikleo w ogóle zdawał sobie sprawę, że ten drugi przejmuje nad nim kontrolę? Mam nadzieję, że nie. Bo jeżeli był, i mi o tym nie powiedział... cóż, nie ukrywam, byłoby mi przykro.
Słysząc płacz naszego małego synka, wróciłem do domu. Z tego co widziałem, chyba ja czułem się już najlepiej, nie miałem już gorączki, ani nawet stanu podgorączkowego, ale z resztą także było lepiej. Dziewczynki jeszcze trochę męczyły się z gorączką, Merlin jeszcze miał lekko podwyższoną temperaturę, no ale wszyscy powoli wracaliśmy do zdrowia.
Uspokoiłem naszego małego synka, co zajęło mi znacznie dłuższej niż Mikleo, a kiedy już usnął zajrzałem do dziewczynek. Misaki także spała, na szczęście zioła zbiły się jej gorączkę, więc chociaż tyle dobrego, a Yuki pilnował, by Emmie się nie pogarszało. Dobrze, że żadne z dzieci nie zauważyło nieobecności mamy, bo nie wiem, co bym im odpowiedział. Bo co miałbym im powiedzieć? Że oddała kontrolę nad demonem i poszła mordować ludzi? Z tym drugim troszkę przesadziłem, bo nie mam pewności, że morduje. I nie mam pewności, czy też krzywdzi ludzi, czy może nieludzi.
Jak już się upewniłem, że wszystkie moje pociechy mają się dobrze, zszedłem na dół, zrobiłem sobie herbatę i usiadłem w kuchni przy świeczce, ponieważ stamtąd miałem najlepszy widok na las, w którym zniknął mój mąż. Będziemy coś musieli z tym zrobić, tylko co? Nie zawsze mam siłę, by go czymś zajmować, a nawet jak już ją znajdę, to czasem go nie przyuważę i już go nie ma w domu. Albo zajmuję go cały dzień, a nocą i tak mi się wymyka... może powinienem go zamykać w środku? Wiem, że tego nie cierpi, zwłaszcza podczas pełni, kiedy całe jego ciało rwie się do akcji, ale muszę coś zrobić, zwłaszcza, że nie wiemy, co demon robi jego rękoma. Jedyne, co wiem, to krzywdzi coś, albo kogoś, a na to pozwolić nie mogę.
Mikleo wrócił do domu dopiero godzinę po wschodzie słońca, czyi i tak było to wyjątkowo wcześnie. I tak jak za każdym razem, był poobijany, podrapany, brudny i zakrwawiony, ale wszystkie swoje kończyny miał na miejscu, więc źle nie było. Cierpliwie czekałem, aż wejdzie do środka, by trochę sobie z nim pogadać, chociaż, czy to będzie miało sens, to się jeszcze okaże.
- Więc co takiego robiłeś tym razem? – spytałem, odkładając pusty kubek do zlewu. Umyję go za te dwie, trzy godziny, jak wstanę, by zająć się dziećmi, teraz nie miałem na to siły. Jak ja później dam sobie radę z jeszcze nie do końca zdrowymi dzieciakami, to ja nie mam pojęcia, ale będę musiał.
- Wyglądasz jak taki zły tata, kiedy odkrył, że jego dziecko wymknęło się w nocy bez jego wiedzy i zgody na imprezę i teraz go właśnie przyłapał na powrocie – odparł mocno rozbawiony, całkowicie ignorując moje pytanie. Miałem wrażenie, że był pijany, i kto go tam wie, gdzie ten demon go zaprowadził. W sumie, jak tak pomyślałem o tym alkoholu, dotarł do mnie zapach takiego taniego, obrzydliwego piwa. Albo to tylko moja paranoja, albo ten demon zawiódł go do jakiejś tawerny na totalnym zadupiu. I wdał się w jakąś bójkę. Tak, to brzmi jak coś, co zrobiłby demon.
- Oj, wolałbym, aby to była tylko impreza – westchnąłem cicho i podszedłem do niego, oglądając go uważnie. Było z nim względnie spokojnie, tylko na lewym przedramieniu miał rozcięcie jakby po nożu, no ale zaraz je uleczyłem. – Rano z tobą porozmawiam, a teraz chodź, pomogę ci się umyć – odpowiedziałem, kładąc dłoń na jego biodrze i powoli prowadząc go na górę. Wsadziłem go do balii z ciepłą wodą, ledwo namydliłem jego ciało i już usłyszałem, jak budzi się nasz syn. No i tyle by było, jeżeli chodzi o mój sen... Cóż, dam sobie radę, nie mam innego wyjścia, bo od Mikleo pomocy nawet nie oczekiwałem. Nawet wolałbym, aby odpoczywał, niż mi pomagał, bo później na pewno będzie musiał mnie zmienić.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz