Właśnie teraz sobie teraz przypomniałem, o czym takim miałem z nim wczoraj porozmawiać, ale o tym zapomniałem. Cóż, teraz chyba na to za późno, ja muszę zostać jeszcze chwilę ze szczeniakiem, a później muszę już wypić kawę, zjeść szybkie śniadanie i wychodzić z Yukim. Mam nadzieję, że Miki poradzi sobie z całą gromadką, to na pewno będzie dla niego wyzwanie, a następnym razem się zamienimy – ja zostanę z dziećmi i zwierzakami, a Miki pójdzie odwiedzić panią Caitlyn.
Mocniej opatuliłem się płaszczem, przyglądając się jak Cosmo wącha chyba każdy kamyczek w naszym ogródku. Naprawdę musiał teraz to wszystko wąchać? I czy ja naprawdę muszę tu z nim stać? Nigdzie nie ucieknie, bo furtka zamknięta, przekopać też się nie przekopie, bo pazurki jeszcze nie te, czysto teoretycznie nic mu tu nie grozi, więc po co tu ja stoję...? No tak, bo to ja będę zagrożony, jak Cosmo wejdzie do ogródka i go zniszczy. Może w końcu pomyślę nad jakimś ogrodzeniem go, właśnie ze względu na Codi'ego i tego małego ciapcioka.
– Cosmo, chodź! – zawołałem, mając już w końcu dosyć siedzenia na dworze. Jeszcze się nawet nie ubrałem, nadal jestem w piżamie, jedynie narzuciłem coś na siebie, bo podejrzewałem, że będzie zimno. Może i jestem głupi, ale nie jest ze mną aż tak źle.
Piesek się mnie jednak nie słuchał, dlatego podszedłem do niego i wziąłem go na ręce. Trzeba jeszcze naprawdę wiele popracować nad tym szczeniakiem, by był takim posłusznym psem jak Codi... Też powoli muszę zacząć przygotowywać pokój Yuki'ego, zadbać o łóżko i jakąś szafę. Oby tylko Merlin szybko nauczył się spać sam, bo ja już serdecznie dosyć miałem jedynie trzymania za rękę w nocy. Gdyby jeszcze młody woal pomiędzy Mikleo a swoim łóżeczkiem, to pal licho, ale on koniecznie chciał spać pomiędzy nami. Miałem wrażenie, że robił mi na złość, ale no przecież to nie było możliwe, w końcu to tylko małe dziecko, które najwidoczniej bardzo potrzebuje obecności obojga rodziców.
– Dziękuję, Owieczko – powiedziałem do Mikleo i pocałowałem go w policzek, kiedy już wszystko zjadłem i wypiłem.
– Pamiętaj, aby się przebrać – przypomniał mi, za co byłem mu wdzięczny. W końcu spodnie na sobie miałem, jakąś koszulę też, Yuki też mnie już troszeczkę pospieszał, więc gdyby nie przypomnienie Mikleo, już bym zakładał buty, płaszcz i wychodził.
– Wiesz, to nie jest taki najgorszy pomysł, czasem wpadniesz na jakiś dobry pomysł – odparłem, uśmiechając się do niego głupkowato. Dobrze, że z nas dwóch to on ma zawsze głowę na karku, bez niego na pewno nie dałbym sobie rady.
Do pani Caitlyn przyszliśmy z Yukim całkiem wcześnie, a mimo to ich niewielki domek już był postawiony na nogach. Dowiedziałem się, że Emma przez cały czas pomagała swojej mamie we wszystkim, dlatego znacznie pogorszyła się w nauce, ponieważ prawie w ogóle nie chodziła do szkoły. Dzięki mnie mogła dzisiaj tam pójść i choć trochę odpocząć, a Yuki oczywiście cały czas będzie jej towarzyszył.
Pani Caitlyn ani nie wyglądała, ani nie czuła się dobrze. Miałem wrażenie, że postarzała się o jakieś dziesięć lat, a przecież nie widzieliśmy się raptem rok. Pytałem się jej, czy była u medyka, na co mi odpowiedziała, że owszem, ale nie potrafił stwierdzić, co jej dolegało, a na inne konsultacje nie miała pieniędzy.
– Jeśli czujesz się bardzo źle i nie przeszkadzają ci małe dzieci, możecie zamieszkać z nami. Odstąpimy ci sypialnię, albo chociaż połowę łóżka, szkoła dla Emmy też się na pewno znajdzie – mówiłem, kiedy przygotowywałem obiad że składników, które kupiłem wcześniej, za swoje pieniądze oczywiście. Caitlyn chciała dać mi swój mieszek, ale z wiadomych względów nie mogłem go przyjąć. Poza tym, wcale nie żartowałem z tym, aby z nami na jakiś czas zamieszkali. Emma spałaby w pokoju Yuki'ego tak jak wtedy, kiedy nocowała u nas, a jej mama spałaby w naszym pokoju. My z Mikim i Merlinem albo przenieślibyśmy się na kanapę i fotel, albo tylko ja bym się przeniósł. Nasze łóżko jest dosyć duże, więc jeśli nie czułaby się bardzo skrępowana, mogłaby spać w jednym łóżku z moim mężem.
– Nie mogłabym wam tego zrobić. Zresztą, ja pewno nie dam rady przejść taki kawał drogi o własnych nogach – wzbraniała się, powoli nakrywając do stołu.
– Akurat z tym nie będzie żadnego problemu, od przyjaciółki mógłbym pożyczyć konia. I jestem pewien, że dla Mikiego też nie będzie to problem, więc zastanów się i daj nam znać. A teraz proszę, smacznego, to według przepisu mojego męża, mam nadzieję, że niczego nie podkręciłem – dodałem, nakładając porcje na talerze. Jak jeszcze dzieci wrócą ze szkoły, pozmywam i wezmę się za porządne posprzątanie reszty pomieszczeń. Ciekawe, czy Miki sobie tam radzi z naszą gromadką, bo jestem przekonany, że na pewno ma wesoło.
<Aniołku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz