sobota, 10 września 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Westchnąłem ciężko, słysząc słowa męża, no jasne najlepiej pozostawić wszystko w moich rękach a jak się później mu nie spodoba, to czyją będzie wina? No jasne, że moja. I co ja z nim mam?
- Nie wyglądasz źle, wyglądasz bardzo dobrze, młodo i tak świeżo, mój przystojny mąż - Pocałowałem go w policzek, nim zabrałem się za rozczesywanie jego włosów, dziś chciałem wprowadzić dużą zmianę w jego wyglądzie dla tego, jeśli nie ma żadnych życzeń, zrobię z nim to, na co sam mam ochotę.
Skupiając się bardzo na tym, co robię, ścinałem włosy, centymetr po centymetrze, pozostawiając mu krótkie włosy, grzywkę układając na prawą stronę, co spowodowało, że wyglądał bosko, naprawdę bosko aż miło było mi tak wpatrywać się w niego, dostrzegając w nim całkowicie innego człowieka, niesamowite ile sam wygląd potrafi zmienić w człowieku.
- I jak ci się podoba? - Zapytałem, napawając się dumom z powodu dzieła, które stworzyłem z jego włosów.
- Nie jest źle - Odpowiedział, gdy podszedł do lustra, przyglądając się swojemu odbiciu.
Nie jest źle? Naprawdę tylko na to go stać? Nie jest źle tak? Starałem się jak nigdy wcześniej, a on mi mówi coś takiego? To mnie zabolało, zero wdzięczności z jego strony.
- A coś więcej mi powiesz? - Spytałem, unosząc jedną brew ku górze.
- Jest w porządku - Krótko odpowiedział, wciąż przyglądając się swojemu odbiciu.
- I tylko tyle, no pięknie - Mruknąłem niezadowolony, po co ja się w ogóle staram.
- Gniewasz się na mnie? Przepraszam, nie chciałem cię zasmucić - Odwrócił się w mój stronę, chcąc do mnie podejść, jednak nie bardzo miałem na to ochotę, chciałem, aby czuł się lepiej dla samego siebie, a on jeszcze tego nie docenia.
- Nie, jeśli tak uważasz niech, ci będzie - Bez dodatkowych zbędnych słów posprzątałem leżący na ziemi włosy, wyrzucając je do śmieci, odstawiając krzesło na swoim miejscu. Gotowe nareszcie posprzątane, mogłem odetchnąć, usiąść i pomyśleć wciąż będąc trochę obrażonym na męża za jego słowa.
- Mamo na dwór - Zawołał Merlin, chwytając mnie za dłoń, cóż też miałem począć? Musiałem zabrać go na dwór a wraz z nim wziąłem na spacer małego Cosmo, pozostawiając Misaki z tatą, który nie chciała iść z nami, może i lepiej, jedno dziecko i mały zwierzak mi w zupełności wystarczy.
Merlin grzecznie szedł obok mnie, na spacerze nim zaczęły go boleć nóżki, a ja musiałem wziąć go na ręce, wciąż spacerując z moim słodkim szczeniakiem i pomyśleć, że jeszcze niedawno bałem się tych cudownych zwierząt.
Do domu wróciłem po godzinie, gdy na dworze zaczął padać deszcz, dla mnie nic nadzwyczajnego dla Merlinka i psiaka już tak dobrze, że już jesteśmy w domu, a ja szybko wysuszyłem i dziecko i zwierzęta robiąc to samo ze sobą, że też akurat tak musiał zakończyć się nasz spacer.
- Miki to ty? - Sorey, który pojawił się obok mnie, położył dłonie na moich policzkach, tak jakby się bał, że coś się mi stało. - Gdzie byłeś?
- Na spacerze z Merlinem - Odpowiedziałem spokojnie, wymijając go w przejściu.
- Jesteś zły? - Zapytał nagle, idąc za mną do kuchni.
- Muszę zrobić obiad, masz jakieś specjalne życzenia? - Zapytałem, nie odpowiadając na jego zadane pytanie, byłem zły to jasne, starałem się dla niego, a on tego nie docenił i za to właśnie jestem zły.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz