Spojrzałem prosto w oczy męża, robiąc kilka kroków w przód, dotykając bez słów jego czoło, które wciąż było jeszcze ciepłe, nie gorące, ale ciepłe to i tak za dużo, powinien jeszcze odpoczywać, czas na pomoc mi jeszcze przyjdzie, a teraz niech zajmie się przede wszystkim sobą już i tak dużo zrobił, wyganiając tę nauczycielkę z naszego domu, ja chyba nie byłbym w stanie tego zrobić, nie potrafię być tak asertywny, jak mój mąż. Z drugiej strony nie powinna w ogóle obrażać nas w naszym własnym domu, miała z nami rozmawiać o naszym dziecku, a nie o tym, jak wyglądamy, co mój wygląd ma do tego, że mam dziecko? Nie jestem dzieckiem mam już swoje lata i, mimo że nie jestem człowiekiem, wydaje mi się, że jestem bardziej wychowany od tej kobiety, która śmie uczyć dzieci w szkole.
- Sorey, to jeszcze nie czas na pomaganie mi, idź się połóż - Poprosiłem, poprawiając dłonią jego włosy.
- Zszedłem na dół, a więc uważam, że to odpowiedni moment na to, by ci pomóc - A on znów swoje i weź, tu mu coś wytłumacz, przecież to jak rozmowa ze ścianą nic nie dochodzi do jego głowy.
- Tak, zszedłeś na dół i pomogłeś mi z tą nauczycielką, za co jestem ci bardzo wdzięczny, ale proszę, idź jeszcze odpoczywać, wracając do całkowitego zdrowia - Starałem się do niego mówić jak do dziecka, podchodząc do blatu, gdzie w czasie naszej wymiany zdań zaparzyłem mu zioła, nie zapominając o tym soku, z którym każdy potrafił wypić ten „eliksir".
- Skoro już tę rozmowę mamy za sobą a ty zdecydowałeś się iść jednak odpocząć, proszę ziółka, połóż się, wypij je i wracaj jak najszybciej do zdrowia - Podając mu zioła, ucałowałem jego policzek, uśmiechając się delikatnie.
- Na nic się nie zgodziłem, zdecydowałeś za mnie - Burknął, mimo wszystko posłusznie idąc do sypialni. Przynajmniej go mam już z głowy, teraz znów pora zająć się całą resztą domowników zaczynając od dzieci, kończąc na zwierzakach, domu i obiedzie i tak już od kilku dni oby to przeziębienie w najbliższym czasie im minęło, w innym wypadku to ja polegnę na polu bitewnym.
Dzień wczorajszy był męczący, jak i poprzednie a mimo to dziś miałem niewiarygodnie dużo siły i energii czyżby nadeszła pełnia? Najprawdopodobniej tak.
Z energią której ostatnio bardzo mi brakowało, robiłem wszystko w błyskawicznym tempie.
- Jak się czujesz? - Dostrzegając męża znajdującego się już w kuchni, uśmiechnąłem się do niego radośnie.
- Ja? Nie jestem chory, a więc bardzo dobrze a ty? Gorączka ci już zeszła? Chyba tak - Od razu musiałem zapytać, dotykając dłonią jego czoła, gorączki na pewno już nie miał a mimo to chyba wciąż nie czół się najlepiej, nic w tym w sumie dziwnego, przeziębienie zawsze niesie za sobą różne inne konsekwencję.
- Czuję się dobrze, ale ty chyba nie, jesteś rozpalony, dziś jest pełnia? - Od razu kiwnąłem twierdząco głową, a mina męża od razu się zmieniła, chyba zaczął się martwić, ale dlaczego i po co? Nic mi nie jest, go też męczyć dziś nie będę, wiem przecież, że nie ma siły, zajmę się sam sobą jak zawsze, gdy jest taka konieczność. - Nie dobrze - Szepnął sam jakby do siebie, zerkając na mnie ze zmartwieniem.
- Wyluzuj, nic ci się nie stanie - Uśmiechnąłem się ciepło, podając mu zioła. Dopóki mam co robić jestem zachwycony i tak zachwycony byłem do samego wieczora, mając cały czas co robić, w pewnym momencie jednak zrobiłem już wszystko, zaczynając się nudzić, z tego powodu wyszedłem po prostu z domu, idąc przed siebie w las.
- Mikleo - Z oddali słychać było głos Soreya, niechętnie zatrzymałem się, odwracając w jego stronę, dostrzegając przerażenie na jego twarzy. Ups, czyżby zobaczył coś, czego zobaczyć nie chciał, a mianowicie moje demoniczne wcielenie? Jak mi bardzo nie przykro.
- Ci - Szepnąłem w jego stronę, nim zniknąłem mu z pola widzenia, idąc tam, gdzie poprowadzą mnie moje instynkty.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz