Zdecydowanie bardziej wolałbym, aby Miki poszedł ze mną. Bałem się, że jak ta kobieta zacznie przedstawiać swoje argumenty, oczerniać moje dziecko i mojego męża, mogłem nie wytrzymać. O mnie mogła mówić co chce i obrażać mnie ile tylko chce, ale od mojej rodziny ma się trzymać z dala. Ona jest tam od uczenia, nie od bawienia się w Boga by twierdzić, która rodzina jest normalna, a która nie. Miałem nadzieję, że związek mój i Mikleo nigdy nie wpłynie na nasze dzieci, ale nadzieja matką głupich, a ja głupi jestem. Najwidoczniej jednostkom za bardzo religijnym przeszkadzają jeszcze związki jednopłciowe, ponieważ nie jest to zgodne z wolą bożą. Nie wydaje mi się, aby Boga obchodziło to, kto z kim sypia, a raczej to, kto jak się zachowuje na co dzień i traktuje bliźniego, no ale nie wiem, Bóg do mnie nie mówi. Ale znam kogoś, z kim rozmawia, i jest to mój mąż. Wydaje mi się, że gdyby Bóg miał coś do naszego związku, to już od dawna nie bylibyśmy razem, no ale Miki nie jest aniołem, a demonem przebrzydłym, co wodzi na pokuszenie...
- Obym tylko nie zrobił nic głupiego – powiedziałem cicho, opierając się o kanapę. Do tej rozmowy całkiem daleko, a już się nią stresowałem. Może jednak lepiej, aby Mikleo poszedł do szkoły zamiast mnie...? On jest spokojniejszy, mniej wybuchowy, a jeżeli to stara baba, to może jak zobaczy Mikleo się przerazi, bo pomyśli, że to demon i jej siądzie serce...? Jestem bardzo złym człowiekiem, skoro tak myślę. – Może ty chcesz pójść? – zaproponowałem, patrząc na niego kątem oka.
- A poradzisz sobie z chorym dzieckiem? – odpowiedział pytaniem, patrząc na mnie z dziwną obojętnością. To mnie trochę zaniepokoiło, zrobiłem coś nie tak? Źle uformowałem jakieś pytanie? Czasem zapominam, że mój Miki nadal uczy się emocji i powinienem mówić do niego ostrożnie, pytać się go, a nie naskakiwać... cholera, jestem beznadziejny mężem, powinienem być dla niego podporą, a pewnie teraz sprawiłem, że zamknął się w sobie.
- Myślę, że tak...? – powiedziałem niepewnie, ponieważ użył takiego tonu, że ta pewność siebie troszkę ze mnie wyparowała. Normalnie sobie dawałem radę z młodym, więc teraz też powinienem. Tylko muszę pilnować, by nie wzrosła mu gorączka, zmieniać pieluszki, dawać leki i jeżeli się bardzo spoci, umyć go i przebrać w czyste rzeczy. I pilnować, by był cały czas w ciepłym i suchym. Co w tym jest takiego trudnego?
- A ja myślę, że lepiej sobie poradzić w szkole niż ja. Pamiętaj, że z nas dwóch to ty jesteś tym asertywnym, ja dopiero się uczę – odparł, tym razem delikatnie się do mnie uśmiechając. Nie był to specjalnie szczery uśmiech, tylko bardziej wymuszony, ale chyba nie mogłem do niego mieć o to pretensji, bo sam robiłem bardzo podobnie. Muszę pracować bardziej nad swoimi nawykami, bo później Miki i dzieci na mnie patrzyły i powtarzali to, co robię, a to nie tak miało być. Mają uczyć się na moich błędach, a nie je powtarzać. – Idę do Merlina, ktoś powinien mieć cały czas na niego oko – odparł, wstając z kanapy.
- Miki? Wiesz, że nie przyprowadziłem takiego medyka, by zrobić ci na złość, prawda? – spytałem, nim wszedł na schody. Po jego minie i ciszy wywnioskowałem, że jednak myślał inaczej, więc skoro tak pomyślał, to muszę być naprawdę złym mężem. – To był jedyny medyk, który był w tamtej chwili wolny, a nasz syn był dla mnie najważniejszy. Wygląd tego chłopaka był ostatnią rzeczą, na jaką wtedy zwracałem uwagę – dodałem łagodnie nie chcąc, by był na mnie zły o coś, czego nie zrobiłem.
- Tak, wiem. Przepraszam za swoje zachowanie – odparł i zniknął na schodach. To nadal mnie nie przekonywało, no ale nie mogłem już nic innego zrobić. Oby przy następnej wizycie Duncana nie był już taki markotny i zazdrosny.
Jeszcze przez chwilę siedziałem na kanapie, ale potem stwierdziłem, że muszę zrobić coś, by poprawić humor Mikleo oraz zmniejszyć napięcie pomiędzy nami. Kąpiel już raczej nie zadziała, zresztą na pewno wolałby, aby Merlin był pilnowany, ale przecież są inne rzeczy, które go relaksują i podczas których może mieć młodego na oku. Zdecydowałem się przygotować nam obu gorącą czekoladę, którą oboje bardzo lubimy, a na dworze było dosyć chłodno, więc to taka idealna pora na napicie się czegoś takiego. Oby tylko mój mąż docenił ten drobny gest i troszkę jego serduszko się zmiękczyło, bo wszystko co robię, jest dla niego.
<Owieczko? <3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz