Nie byłem do końca przekonany, czy Mikleo miał rację. Nie byłem tak bardzo ważny, jak nasza córeczka, dlatego to ona powinna być dzisiaj w centrum uwagi. W końcu, co takiego jest fajnego w świętowaniu moich urodzin? Jestem coraz to starszy, więcej zmarszczek pojawia mi się na twarzy, i włosy zaczynają powoli siwieć... no co w tym jest takiego fajnego, nie mam pojęcia. A nasza córeczka dopiero rozkwita i pięknieje z każdym dniem, więc to oczywiste, że ona jest najważniejsza, jak chodzi właśnie o ten dzień. Ja nawet nie jestem w stanie zapamiętać, że mam urodziny w tym dniu, to tak, jakby mój umysł specjalnie to wypierał, bo doskonale wiedział, że nie zasługuje na posiadanie takiego swojego święta. Podobnie jak nie pamiętam o dniu ojca, tego też nigdy nie potrafię zapamiętać, ale to może też dlatego, że nigdy go nie obchodziłem i nawet przez większość swojego życia nie wiedziałem, że takie święto istnieje. Dopiero Yuki skądś to podłapał, i jakoś tak to zostało.
- Wiesz, że wystarczającym dla mnie prezentem jest to, że cały czas przy mnie jesteś – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie, czując się troszkę głupio, że dostałem od niego cokolwiek, przecież na to nie zasługiwałem.
- Już mi tak nie słódź tylko otwieraj, bo nie wiem, czy dobrze trafiłem – ponaglał mnie troszeczkę, chyba odrobinkę niecierpliwy.
Westchnąłem cicho,, ale w końcu odsunąłem troszkę od siebie śniadanie, by przypadkiem nie pobrudzić prezentu. I dobrze zrobiłem, bo wewnątrz opakowania była koszula. Koszul naprawdę miałem już troszkę w swojej szafie, ale w takim kolorze nigdy jeszcze nie miałem. W ogóle nie miałem ubrań w jasnych kolorach, poza tymi odświętnymi oczywiście, a to z bardzo prostego powodu. Białe i ogólnie takie jasne kolory bardzo szybko się brudzą, a jak się pobrudzą, to trudne je później wyprać tak, by nie było śladu po tych zabrudzeniach.
- Będę bał się ją trochę założyć, by jej nie ubrudzić – odpowiedziałem po chwili, uśmiechając się do niego delikatnie. Prezent był cudowny, i to na tyle cudowny, że się obawiałem, że go zniszczę.
- Jak się ubrudzi, to się upierze. To jak, założysz ją? – poprosił, patrząc na mnie z nadzieją.
- Założę, Owieczko, ale nie teraz. Lepiej najpierw zjem, bo znając moje szczęście, to ją ubrudzę – powiedziałem, odkładając ja na bok. – A teraz chodź do mnie, bo ja na pewno tego wszystkiego nie zjem sam.
Po zjedzeniu tego cudownie sytego śniadania Mikleo zabrał ze sobą tacę wraz z pustymi naczyniami nie chcąc mi pozwolić na to, bym posprzątał po śniadaniu, a ja... cóż, jedyne, co mi pozostało, to ogarnąć się łazience i założyć jego prezent. Wziąłem w miarę szybką kąpiel, ogarnąłem swoje ciało oraz twarz, ponieważ należało w końcu ogarnąć swój zarost. Już nie chciałem zgolić go całkowicie, ale go trochę przyciąć i wyrównać, by włoski nie przeszkadzały mojemu mężowi i by wyglądać troszkę jak człowiek, zwłaszcza, że dzisiaj mamy gości. Znaczy, zawsze starałem się wyglądać w miarę dobrze, bo przecież Miki zawsze świetnie wygląda, więc i ja nie mogłem wyglądać gorzej. Co prawda, nigdy nie będę wyglądał jak on, ale mogę się postarać, by chociaż cały czas być zadbanym.
- Wyglądasz bardzo męsko – odpowiedział Mikleo takim rozanielonym głosem, kiedy przyszedłem do kuchni. Nie rozumiałem jego reakcji, założyłem tylko czarne spodnie i prezent od niego, i to wszystko, nawet włosów jakoś specjalnie nie ułożyłem, bo jeszcze mokre były. Właśnie, musiałem go poprosić, by je wysuszył, bo zaraz musiałem wychodzić po tort i jakieś małe zakupy zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Jeszcze trochę i będę musiał zaleźć sobie jakąś pracę, czego absolutnie nie chciałem, w końcu mam czas dla najbliższych i dobrze mi z tym.
- Czyli wcześniej nie wyglądałem dla ciebie męsko? – spytałem, marszcząc brwi, ponieważ nie do końca spodobał mi się jego komentarz. Nie pasowało do mnie wiele przymiotników, no ale nieskromnie mówiąc męski to ja akurat jestem. Przynajmniej jeszcze.
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz