Uśmiechnąłem się delikatnie do męża, widząc jak nasz syn, po raz chyba pierwszy zasypia bez problemów w jego ramionach, nie narzekając i nie płacząc, to naprawdę słodkie, jak ja ich kocham.
- Widzę i bardzo się cieszę, tego powodu cieszę - Przyznałem, nie mogąc przestać się im przyglądać, trwałem tak, nim mój mąż odłożył synka do łóżeczka, wślizgując się cicho pod kołdrę, mocno przytulając mnie do siebie.
- Kocham cię - Wyszeptałem, zadowolony skrywając się w jego ramionach, tak bardzo ciesząc się tym, że go mam, nie wiem jak bym się czół, gdy to mój mąż trafił do szpitala, oby nie trafiło nam się to zbyt szybko, a najlepiej byłoby, gdyby nie przytrafiło się nigdy, niestety to nie było możliwe i byłem tego świadom, nawet jeśli bardzo nie chciałem...
- Ja ciebie też moją kochana owieczko - Odezwał się, uśmiechając przy tym ciepło, tak przyjemnie głaszcząc mnie po głowie, a to akurat lubiłem najbardziej.
Mrucząc cicho z zadowolenia, pozwalałem się tak głaskać i głaskać nim zasnąłem zmęczony, dzisiaj a przecież wiem, że następne lepsze nie będą, dam sobie radę, bo wiem, że nie mam innego wyjścia, muszę być silny, silny dla osób, które kocham...
Następny dzień minął mi tak jak następny i, następny i kolejny. Byłem już powoli zmęczony opieką nad dziećmi, Sorey wychodził z samego rana i wracał wieczorem, pozostawiając mi wszystko na głowie. Dzieci, dom, obiady, ogródek powoli miałem już tego wszystko dość, nie miałem pretensji do męża o to, że go nie ma, wiedząc doskonale dlaczego, nie może go tu być. Wiedziałem również, że bez niego muszę we wszystkim radzić sobie sam, a to było już zdecydowanie trudniejsze.
- Błagam Merlin, nie odstawiaj szopki - Zwróciłem się do syna, stawiając go na ziemi, nie mając już siły trzymać chłopca na rękach.
- Mama - Chłopiec nie przestawał płakać, chodząc za mną jak cień, płacząc i płacząc i niestety wciąż płacząc.
- Merlin proszę - Ciężko wzdychając, spojrzałem na dziecko, mając już powoli dość zachowania moich dzieci.
Merlin był płaczliwy, Misaki chciała również mojej uwagi, a gdy dostawała jej za mało, zaczynały się sceny, tym razem było tak samo. Merlin cały czas płakał, Misaki również była w złym nastroju co odbiło się nawet na Yukim i Emmie, która chciała, ale nie mogła iść dziś do mamy.
Cała ta sytuacja wywołała u mnie irytację, ile można było wytrzymać ich krzyki, jęki i wchodzenie mi na głowę.
- Dość! - Krzyknąłem, mając już dość tych hałasów. - Słyszycie dość, jeśli nie potraficie się zachowywać i być, chociaż na chwilę cicho Idźcie natychmiast do swojego pokoju, i to już - Uniosłem głos, zaskakując dzieci - Nie Merlin ciebie też się to tyczy. A wy na co czekacie, do pokoju szybko - Zły życiem dzieciom ostrzegawcze spojrzenie, po którym ciężko westchnąłem, troszeczkę się uspokajając, właśnie wtedy dostrzegając mojego męża stojącego w progu, równie zaskoczonego co nasze dzieci, nim grzecznie poszły do swoich pokoi.
- Co się tu wydarzyło? - Zapytał, zdejmując kurtkę ze swoich ramion.
- Przepraszam, nie chciałem na nich krzyczeć, mam po prostu już dość wchodzenia sobie na głowę przez nasze dzieci i tak wiem. Wiem, że to moja wina, pozwoliłem sobie na to i teraz mam za swoje - Ciężko westchnąłem, siadając na kanapie, nie pozwalając naszemu synowi wejść mi na kolana, kara jest karą, niech pojmie, że źle się zachowuje, a ja nie zgadzam się na to, przynajmniej teraz pod wpływem tych wszystkich emocji..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz