Słysząc słowa wypowiedziane przez mojego męża, kiwnąłem posłusznie głową, nie chcąc teraz kłócić się z nim o to, kto powinien zostać w szpitalu, a kto powinien wrócić do domu.
- W porządku, daj mi znać, gdyby jej stan - Zamilkłem, patrząc na dziewczynkę siedzącą na krześle. - Gdyby coś się zmieniło - Poprawiłem się, aby przy dziecku nie sformułować źle zdania, Emma już dużo przeżyła i ma tylko matkę, biedne dziecko, współczuje jej w tak młodym wieku tyle przeżyć.
- Tak, wiem w razie co dam znać, a teraz już uciekaj, nasze dzieci nie mogą zostać same na zbyt długo - Przypomniał mi o dzieciach, do których musiałem wrócić, pani Caitlyn jest w dobrych rękach.
- Trzymajcie się - Nie zwracając uwagi na ludzi, znajdujących się wokół nas pocałowałem go w policzek, zerkając na dziewczynkę, uśmiechając się do niej delikatnie, podnosząc ją na duchu, a przynajmniej się starałem. Emma bez słowa przytuliła się do mnie, mocno potrzebując pocieszenia. - Będzie dobrze, musimy być dobrej myśli - Szepnąłem, głaszcząc ją po głowie, trwając tak jeszcze chwilę, nim musiałem opuścić szpital, wracając do domu w samą porę. Merlin zaczął już płakać, a Yuki nie był w stanie go w żaden sposób uspokoić.
- Już, już mama już z wami jest - Biorąc małego na ręce, przytulając do siebie resztę dzieci.
- Co z panią Caitlyn? Gdzie jest Emma? - Yuki wpatrując się we mnie z widocznym zmatowieniem na twarzy, przytulał się wciąż mocno , martwiąc się bardzo o swoją przyjaciółkę i jej mamą.
- Odpoczywa, teraz naprawdę tego potrzebuje, Emma jest z nią tak jak i tata wieczorem wrócić do domu, a na razie proszę, bądźcie grzeczni. Misaki ty zrób zadania do szkoły, Yuki ty też się poucz, a ja zajmę się obiadem i Merlinem - Musiałem czymś zająć dzieci, nie będąc w tym samym czasie zajmować się dziećmi, domem i obiadem.
Misaki grzecznie kiwnęła głową, biegnąc do swojego pokoju, z Yukim niestety nie było tak łatwo, chłopiec bardzo chciał zobaczyć się z przyjaciółką i jej mamą, nie słuchając tego, co do niego mówię.
- Yuki bardzo cię proszę, nie utrudniaj mi tego. Nie możesz tam iść, jeśli ludzie dowiedzą się, kim jesteś, będą chcieli wykorzystać twoją mocno dla siebie, chcesz tego? - Zadając to pytanie, odwróciłem się w stronę chłopca, mając już dość ciągłego tłumaczenie mu, że nie powinien nigdzie iść.
- Dobrze, zostanę - Nie był zadowolony z tego faktu, mimo wszystko grzecznie siadając na parapecie wpatrzony w okno.
I tak właśnie trwał tam resztę dnia, biedny chłopiec, naprawdę to przeżywa, oby wszystko wróciło do normy, w innym wypadku możemy mieć wszyscy spore kłopoty, bo ani Emma, ani Yuki mogą się z tego nie podnieść.
Resztę dnia zajmowałem się dziećmi, poświęcając im tyle uwagi, ile tylko byłem w stanie, wieczorem naprawdę będą zmęczonym, jak dobrze, że Merlin i Misaki już smacznie spali, teraz tylko poczekam z Yukim.
- Jesteśmy - Zawołał Sorey nie zbyt głośno, aby nie obudzić dzieci. Z ulgą wstałem z kanapy, idąc za Yukim do przedpokoju.
- Jak się czuje pani Caitlyn? - Zapytałem, przytulając się mocno do niego, ciesząc się, że już wrócił do domu, gdzie ja i dzieci go potrzebowaliśmy.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz