Nie wiedząc co się dzieje, wyszedłem na chwilę z kuchni, stając przy schodach, dostrzegając po chwili męża trzymającego naszego małego synka w rękach. Co ciekawe miał czerwone oczy i mokre policzki raczej od płaczu, bo niby od czego? Ciekawe co tym razem się wydarzyło.
- Dla czego on płakał? - Zapytałem, zaskoczony biorąc malucha na ręce, przytulając go do siebie zmartwiony łezkami mojego dziecka.
- Pomalował nam ścianę w sypialni. Wziąłem go na ręce, odciągając od ściany i zaczął płakać - Wyjaśnił, czym z jednej strony mnie zaskoczył a z drugiej nawet odrobinkę zdenerwowany.
- Słucham? Merlinie co to ma znaczyć? Nie wolno robić ci takich psikusach, malowanie po ścianach, nie jest ani ładne, ani grzeczne. Rozumiemy się prawda? - Patrząc na syna, uniosłem jedną brew ku górze, wpatrując się w dziecko, kiwając słodko głową. - Mądry synek, nic się nie stało, tatuś pomaluje jutro ścianę - Dodałem, całując w policzek rozbawionego chłopca.
- Oczywiście tatuś wszystko zrobi - Mruknął, niezadowolony rzucając mi krytyczne spojrzenie..
- Oj tam, nie denerwuj się. Kocham cię - Pocałowałem jego usta, zabierając ze sobą synka, chcąc zobaczyć sypialnie, zaraz zobaczymy, co tak właściwie uczynił nasz syn, może wcale nie jest tak źle, a jedynie mój mąż przesadza, robiąc afere z niczego.
- Oj Merlinie tak nie można zniszczyłeś ścianę - Westchnąłem ciężko, stawiając syna na ziemi.
- Co się stało mamo? Merlin to zrobił? - Pojawiająca się w pokoju Misaki zerknęła na ścianę, mimowolnie się uśmiechając.
- Tak, swój braciszek zapragnął malować arcydzieła na ścianie - Tym razem odezwał się Sorey stający za naszą córką w sypialni.
- Oj dajcie już spokój, nic się nie stało, kupisz jutro farbę i pomalujesz ścianę, to nie koniec świata Dzięcioł się takie rzeczy zdarzają - Obroniłem naszego syna, biorąc go na ręce, wychodząc z pokoju. Mleko się wylało już i tak nic zrobić nie mogliśmy.
Reszta dnia upłynęła nam dosyć spokojnie i rodzinne, dzieci bawiły się w salonie, a my razem z nimi nie mogąc pozwolić, aby się nudziły lub zniszczyły jeszcze jakąś ścianę, mówiąc one, mam na myśli syna, który wpada na dość głupie pomysły, ciekawe po kim. Misaki taka nie była to grzeczne i kochane dziecko, to znaczy Merlin też jest grzecznym i kochanym dzieckiem, a jednak w porównaniu do małej Misaki nasz synek lubi rozrabiać.
Wieczorem, gdy Merlin został położony spać, Sorey musiał zająć się naszą córką, która w porównaniu do małego spać nie chciała. Niech poświęci jej czas, a ja przypilnuję malucha, który tak słodko spała.
Rozczulony moim drobnym skarbem położyłem się obok niego, przytulając do swojej piersi.
- Dobranoc mój mały książę - Szepnąłem, nim sen zgarnął mnie do świata, gdzie wszystko było możliwe, a smutek nie istniał.
Dnia następnego obudził mnie głośny huk, zaskoczony podniosłem głowę do góry, niczego nie dostrzegając, niczego nadzwyczajnego. Zaspany zerkając na syna, który uśmiechał się rozwalony, na całym łóżku a go co tak rozbawiło i gdzie w tym wszystkim jest mój mąż, to ja nie wiem.
- Merlin co się stało? - Zapytałem chłopca, głaszcząc go po główce.
- Tata - Zaśmiał się, wskazując rączką na ziemię, nim mój mąż wstał, dziwnie poirytowany a jemu co się stało?
- Sorey? Wszystko w porządku? Coś się stało? Dlaczego leżałeś na ziemi? - Zapytałem, zaskoczony nie do końca jeszcze wiedząc, co się tak właściwie wydarzyło.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz