Absolutnie nie byłem uspokojony, a wręcz przeciwnie. Nie dość, że martwiłem się o mojego męża jeszcze bardziej, to jeszcze czułem coraz to większą złość na tego idiotę, który tak go urządził. Nadal uważałem, że mój mąż nie mówił mi wszystkiego i te siniaki powstały nie tylko dlatego, że upadł na ziemię. Może naprawdę mi o czymś nie mówi, by mnie nie zdenerwować jeszcze bardziej? Cóż, nie do końca mu to wychodzi, bo przez to jestem zdenerwowany jeszcze bardziej. Tak samo jak denerwuje mnie to, że nie chce pójść odpocząć, nie może nawet za długo stać, ponieważ już go zaczynają plecy boleć, i to na tyle mocno, że musi usiąść.
- Właśnie widzę, nie potrafisz wziąć młodego na ręce, a ty chcesz normalnie działać – burknąłem, zabierając od niego Merlina, który wyjątkowo nie wydawał się mieć coś przeciwko temu. Chyba widział, że mamusia nie czuje się najlepiej i postanowił za bardzo nam nie przeszkadzać.
- Bo mogę normalnie działać, wystarczy, że chwilę odpocznę. Jak ty mi robisz siniaki jakoś daję sobie radę przez resztę dnia – na jego słowa poczułem, jak na moich policzkach pojawił się rumieniec. No to był cios poniżej pasa, wiedział dobrze, że czułem wstyd, kiedy po bardziej intensywnej nocy rankiem odkrywałem na jego ciele takie ślady, wiedział doskonale, że czuję się z tym źle, i zawsze mnie uspokajał mówiąc, że przecież to lubi. Naprawdę nieładnie z jego strony.
- Nie wydaje mi się, żebyś czerpał przyjemność z tego, że jakiś obcy koleś cię okłada – tym razem to on się zarumienił. Nie był to jednak jego typowy słodziutki rumieniec, który kochałem, a rumieniec złości.
- Nie o to mi chodziło – burknął już nieco bardziej agresywnie. Ta rozmowa zdecydowanie szła w złym kierunku, a ja nie chciałbym się z nim kłócić. Westchnąłem cicho, uklęknąłem przed nim sadzając młodego na kolanie, i chwyciłem dłoń mojego męża, gładząc kciukiem jej wierzch.
- Miki, po prostu się o ciebie martwię. To naturalne, że jak gorzej się czujesz, to nie masz na nic siły. Nie musisz udawać silniejszego niż jesteś, przecież masz mnie, jestem tu, by ci pomóc – powiedziałem łagodnie i uniosłem jego dłoń do swoich ust, by ucałować jej wierzch.
- A czemu ty zawsze chcesz działać mimo, że czujesz się źle? – spytał, poprawiając jeden z moich kosmyków, który opadał mi na czoło.
- Bo ja jestem mężczyzną i głową tej rodziny, to jest po prostu mój obowiązek – wyjaśniłem, uśmiechając się delikatnie. Musiałem w końcu pilnować, by mieli co jeść, by byli bezpieczni, by czuli się bezpiecznie... jak mam to zrobić, kiedy leżę w łóżku? No nie zrobię nic, dlatego muszę wstać i działać niezależnie od tego, jak się czuję. Moja rodzina jest dla mnie najważniejsza, i ważniejsza nawet ode mnie.
- Zatem głowo rodziny musisz się pospieszyć, bo niedługo Misaki kończy lekcje – jego słowa mocno mnie zaskoczyły, jak to, już? Teraz? Przecież jest jeszcze wcześnie, a ja musiałem dokończyć obiad, nie mogę jeszcze iść po Misaki... zerknąłem na zegar, który wisiał w kuchni, i faktycznie, musiałem już wychodzić. Kiedy ten czas tak mi upłynął?
- Cholera... – wydobyło się z moich ust, na co mój mąż walnął mnie w tył głowy.
- Nie przy dziecku – burknął Miki, nie do końca zadowolony z moich słów. Staram się przy dzieciach nie przeklinać, ale w ekstremalnych sytuacjach potrafiło mi się wymsknąć jakieś brzydkie słowo.
- Chodź, młody, odbierzemy twoją siostrę ze szkoły. Chyba nie ma co prosić cię, abyś zdjął wszystko z ognia i położył się na łóżku? – zwróciłem się do Mikiego, podnosząc się z ziemi, a on do razu pokręcił głową. – Uważaj na siebie, dobrze? I nie przemęczaj się. Będę wracał prosto do domu, ale jak będziesz się źle czuł, od razu mnie poinformuj – poprosiłem go, bardzo, ale to bardzo nie chcąc go zostawiać samego, zwłaszcza, że wiedziałem, że nie będzie wypoczywał, a oczywiście robił wszystko poza tym... chyba zdecydowanie za bardzo się denerwuję, zwłaszcza, jak chodzi o Mikiego i dzieci.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz