Oboje z mężem nie rozumieliśmy zachowania naszej córki, coś się stało? Coś się musiało stać, w innym wypadku nie rzuciłaby się tak na tatusia, zaczynając płakać i jedno wiem na pewno, to nie wina burzy coś innego musiało się wydarzyć tylko co? Oby mała była bardziej skłonna do mówienia niż Yuki z Emmą, wciąż czuje, że coś chcieli mi powiedzieć, tylko nie mieli pojęcia jak to zrobić, a i ja byłem za mało dociekliwy, aby to z nich wyciągnąć.
- Co się dzieje księżniczko? - Sorey głaszczący córkę po głowie zerkając na mnie z niezrozumieniem, niestety w tej sytuacji nawet ja nie miałem pojęcia, co się dzieje.
- Śniło mi się, że tatuś umarł - Wydukała, nie potrafiąc przestać płakać.
Tym o to snem zaskoczyła i mnie i męża. Nie każde dziecko śni o śmierci swoich najbliższych, a jeśli Misaki ma podobny dar do mojego, to możemy zacząć się martwić, moje sny nigdy nie oznaczały niczego dobrego ani dla mnie, ani dla moich najbliższych, którzy zawsze musieli ucierpieć z mojego powodu, a raczej z powodu mojego snu.
- Spokojnie, to tylko zły sen - Wyszeptał, starając się ją uspokoić, nie chcąc, aby jego ukochana księżniczka płakała.
- Na pewno? Był bardzo realny, mamusia mówiła, że już nie wrócisz - Wyszeptała, przecierając dłońmi zapłakane oczy, unosząc swój wzrok na twarz Soreya.
- Skarbie, przecież widzisz, że nic mi nie jest o tylko zły sen - Zapewnił, uśmiechając się do niej ciepło, Misaki jednak aby upewnić się, że tatuś mówi prawdę, spojrzała na mnie, gdy ja kiwnąłem twierdząco głową, troszeczkę się uspokoiła, wciąż tuląc do ciała tatusia.
- Mogę spać z wami? Nie chce być dziś sama - Wyszeptała, zerkając to na mnie to na swojego ukochanego tatusia.
- Oczywiście, że tak maleńka - Zgodził się, zerkając przednio na mnie, abym i ja wyraził na to zgodę, co uczyniłem, kiwając twierdząco głową.
Misaki od razu położyła się pomiędzy nami, tuląc się do taty, mi więc zostało przytulić się do poduszki, jakoś przetrwam tę burzę, tak jak radziłem sobie z wieloma innymi. Msaki jest dla mnie najważniejsza, ja jestem dużym chłopcem i w końcu zasnę.
~ Wszystko dobrze? - Spytał, chwytając moją dłoń, zerkając na mnie.
~ Tak śpij, ja sobie poradzę najważniejsze, żeby ona się nie bała - Odpowiedziałem za pomocą telepatii, uśmiechając się delikatnie, nic mi nie będzie to tylko burza..
Następnego dnia wstałem z łóżka bardzo wcześnie zmęczony i z sińcami pod oczami, mimo to od razu zabrałem się do pracy, umyłem, przebrałem, schodząc do kuchni, gdzie chciałem zrobić śniadanie, niestety napotkał mnie mały problem, brakowało mi rzeczy potrzebnych do jego przygotowania.
Cicho wzdychając z tego powodu, ubrałem się, wychodząc na zakupy, nie zrobię śniadania z niczego, coś muszę w końcu mieć, aby coś zrobić.
Na targu zakupy nie zajęły mi za wiele czasu, kupiłem tylko to, co było mi potrzebne, chcąc jak najszybciej wrócić do domu, szczerze mając już dość spojrzeń ludzi i ich cichego szeptu, który na pewno miał związek ze mną.
Starając się nie zwracać na to uwagi, szedłem przed siebie, chcąc już znaleźć się w domu.
- Przepraszam - Zawołał za mną mężczyzna, zwracając moją uwagę. - Czy to ty jesteś tym aniołem, który uratował nas od śmierci? - Zapytał, przyglądając mi się z uśmiechem na twarzy.
- Nie uratowałem, tylko pomogłem - Wyznałem, uważnie go obserwując, nie wiedząc, co mężczyzna ode mnie może chcieć.
- Możesz mi pomóc? Mój żona umiera, a medycy nie dają jej żadnych szans - Od razu zrozumiałem wszystko, mężczyzna chce, abym mu pomóc, a ja nie mogę tego zrobić, to Bóg decyzję, kiedy kto odejdzie a mi nic niestety do tego.
- Przepraszam, ale nie mogę ci pomóc - Przyznałem, od razu dostrzegając złość wymalowaną na jego twarzy, mężczyzna chwycił mnie za ramiona, zaczynając na mnie krzyczeć, szarpiąc mnie jak szmacianą lalkę.
- Przestań - Poprosiłem, ale i to nic nie dało, gość był naprawdę bardzo zły, krzyczał na mnie, bluzgał. Mówiąc, że nie jestem żadnym tam aniołem tylko oszustem, podniósł na mnie rękę, policzkując mnie a ludzie? Ludzie patrzyli, nie reagując. Mężczyzna w końcu się uspokoił, popychając mnie na ziemię.
- Żaden z ciebie anioł - Burknął odchodząc, a ja cóż od razu zebrałem wszystko, co miałem, wracając jak najszybciej do domu, nigdy więcej sam już nie pójdę na zakupy.
Zmęczony i obolały postawiłem zakupy na stole, idąc na chwile do łazienki, aby sprawdzić swoje ręce, tak jak podejrzewałem, miałem siniaki i ślady szarpaniny, ale to nic jakoś sobie z tym poradzę. Zakrywając ręce bluzką z długim rękawem, wyszedłem z łazienki, idąc do kuchni, gdzie znajdował się już mój mąż z córką.
- Dzień dobry wyspani? Zaraz zrobię śniadanie - Odezwałem się, wyciągając zakupy z torby, uśmiechając się ciepło do najbliższych.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz