Spojrzałem pytająco to na męża to a syna, chyba już wszystko rozumiejąc. Mały był zazdrosny o tatusia a tatuś o małego co ja z nimi mam?
Zaśmiałem się cicho, kręcąc przy tym głową, stawiając na stole kawę i talerz z jego ulubionymi kanapkami.
- Zrobiłem ci kawę i śniadanie, siadaj i jedz - Podchodząc do męża, całując jego usta, głaszcząc dłonią główkę dziecka. - Smacznego - Dodałem, biorąc do rąk drugi talerz z pełnym kubkiem herbaty.
- To dla pani Caitlyn? - W odpowiedzi kiwnąłem spokojnie głową, wychodząc z kuchni, idąc do naszej sypialni, w której leżała ta biedna rozchorowana kobieta.
- Dzień dobry, jak się pani czuje? - Pytając, postawiłem postawić tackę z jedzeniem, na szafce nocnej pomagając podnieść się kobiecie do siadu.
- Dziękuję, czuję się całkiem dobrze - Uśmiechnęła się ciepło, biorąc ode mnie kubek z napojem, który wręczyłem pani Caitlyn.
- Na pewno? Może coś pani przynieść? Pomóc w czymś? - Zapytałem, siadając na łóżku, uważnie przyglądając się kobiecie.
Biedna kobieta szkoda mi jej, nie mogę jej pomóc, nie mogę uleczyć jej ciała, bo sam nie wiem co się z nią dzieje.
- Nie trzeba ja i tak nie mogę ruszyć się za bardziej z łóżka. Dziękuję za śniadanie, był bardzo dobre - Jej słowa nie do końca mnie przekonały, niewiele zjada i jeszcze chyba mniej wypiłam, nie jest z nią dobrze, oj nie jest.
- Proszę, niech pani odpocznie, przyjdę tu później, zobaczyć jak się pani czuje i przyniosę obiad - Uśmiechając się ciepło do kobiety, zabrałem talerz i kubek ze sobą, wracając do kuchni, gdzie musiałem zająć się resztkami jedzenia, sprzątają okruszki i brudem na blacie. Misaki znów próbowała robić sobie coś do jedzenia, a skutki tego są widoczne w całej kuchni.
Nie będąc o to złym, posprzątałem spokojnie kuchnie. Wiedząc, że dzieci są w dobrych rękach, mój mąż dobrze zajmuje się dziećmi, dając mi czas na spokojne sprzątanie, gotowanie lub odpoczynek, który czasem naprawdę mi się przyda.
Zmęczony usiadłem na kanapie w salonie, gdzie wszyscy moi członkowie rodziny grali w jakąś grę, w jaką? Nie wiem, za bardzo jestem zmęczony, a jeszcze muszę zrobić obiad.
- Miki wszystko dobrze? - Sorey usiadł obok mnie na kanapie, głaszcząc mnie po głowie, co jak zwykle było bardzo przyjemne.
- Tak, jestem tylko trochę zmęczony - Wyznałem, opierając głowę na jego ramieniu, wpatrując się w nasze cudowne dzieci, sprowadziliśmy największy skarb na ziemi.
- Odpocznij, zasłużyłeś sobie na to, dużo już zrobiłeś - Szepnął, całując mnie w czoło, nie przestając mnie głaskać.
- Nie zrobiłem niczego, co daje mi zasłużyć na odpoczynek. Ponadto muszę zrobić jeszcze obiad - Wyszeptałem, mocniej wtulając się w jego ciało. Jak ja go kocham, mój najukochańszy na świeci człowiek, chciałbym, aby już zawsze był przy mnie, mimo że wiem o tym, iż to niemożliwe.
- Spokojnie zdążysz, a na razie odpocznij - Trochę zmusił mnie do położenia się na jego nogach, obserwując jeszcze jakiś czas bawiące się dzieci, nim moje zmęczone oczy powoli zaczęła się zamykać.
- Proszę, obudź mnie za niecałą godzinę, bym mógł spokojnie przygotować dla nas obiad - Poprosiłem męża, nie chcąc zawieść najbliższych, poza tym musiałem zająć się panią Caitlyn, która potrzebuje opieki tak jak i nasze dzieci, dlatego musimy wspólnie sobie pomagać, aby dać sobie z tym wszystkim radę.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz