wtorek, 27 września 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Otworzyłem oczy, czując się już znacznie lepiej, rozciągnąłem się leniwie, krzywiąc się przy tym z bólu, przypominając sobie od razu o swoich siniakach. No cóż, jakoś muszę to przeżyć teraz już tak nic z tym nie robię, oby tylko ten mężczyzna nic sobie nie zrobi, ludzie w żałobie potrafią robić różne dziwne rzeczy jak właśnie atakować innych, rozumiem to i mu wybaczam mam jednak nadzieję, że nigdy więcej się do mnie nie zbliży, bo tego przeżyć jeszcze raz bym nie chciał.
Z cichym westchnięciem wstałem z łóżka, powoli wychodząc z pokoju, odczuwając każdy najmniejszy centymetr mojego ciała, rany ta drzemka pomogła mi w jednym, a zaszkodziła w drugim.
- Mama - Zawołał Merlin, widząc mnie na schodach, biegnąc w moją stronę.
- Tak, mama - Uśmiechając się ciepło do syna, wziąłem go na ręce, przytulając do siebie, ciało co prawda bolało, jednakże nie mogłem zignorować dziecka, to mój mały skarb i mimo bólu jestem w stanie się dla niego poświęcić.
- Jak się czujesz owieczko? - Sorey który podszedł do mnie, przyjrzał mi się głaszcząc mnie po policzku.
- Trochę lepiej, chociaż wciąż wszystko mnie boli - Przyznałem, wiedząc, że w tej sytuacji tak nic się przed nim nie ukryje.
- Chodź, posmaruje cię, maścią powinieneś poczuć się troszeczkę lepiej - Nie do końca byłem pewien, czy mój mąż powinien to oglądać, od razu się zdenerwuje, a to zdecydowanie jest mu niepotrzebne już i tak ma wiele zmartwień.
- Nie musisz, sam sobie poradzę - Zapewniłem, widząc jednak spojrzenie męża, westchnąłem cicho. - Nie odpuścić prawda?
- Nie i dobrze o tym wiesz - Odpowiedział, dumny z siebie tak jakby miał w ogóle z czego. Cały Sorey zawsze musi postawić na swoim, a ponoć taki z niego dżentelmen.
- No dobrze - Zgodziłem się, idąc na kanapę, gdzie spokojnie usiadłem, widząc męża idącego po maść, teraz to już na pewno jak mnie zobaczy bez koszulki, wścieknie się, a nie tego chciałem. Rany, gdyby tylko nie ten czerwony policzek nie zorientowałby się, że coś jest ze mną nie tak.
- Zdejmij bluzkę - Poprosił, biorąc ode mnie synka, którego postawił na ziemi, siadając za mną, samemu zdejmując moją koszulkę, rozumiejąc, że sam tego nie zrobię.
Najgorszy moment w moim życiu, gdy mąż w milczeniu przyglądał się moim plecom.
- Sorey? - Odezwałem się, troszeczkę obawiając się jego reakcji, zdecydowanie za długo milczy, a to nie wróży niczego dobrego.
- Zabije tego, kto ci to zrobił - Warknął cicho, nakładając maść na moje ciało, wywołując u mnie ból. Odruchowo odsunąłem się od ręki męża, sycząc cicho z bólu. - Przepraszam owieczko, już będę delikatniejszy - Obiecał, delikatniej wycierając maść w moje plecy i ramiona, każąc mi się od razu położyć po wysmarowaniu moich pleców, bo przecież jestem ubierający i w niczym sobie nie poradzę. Tym razem jednak nie dostosowałem się, stawiając sprawę jasno, gotuje obiad i nie mam zamiaru leżeć cały dzień w łóżku, wszystko mnie boli, to fakt jednakże nie będę z tego powodu leżeć cały dzień w łóżku i użalać się nad sobą.
Na szczęście mój mąż odpuścił mi, a ja mogłem spokojnie robić obiad, którego nie mogłem za bardzo dokończyć z powodu bólu pleców, musiałem usiąść i wziąć kilka wdechów.
- Miki wszystko dobrze? - A mój mąż znów niepotrzebnie panikuję, a przecież nic takiego mi się nie dzieje.
- Tak, spokojnie bolą mnie plecy - Przyznałem, biorąc kilka wdechów. - Zaraz mi przejdzie - Dodałem, uśmiechając się do męża, uspokajając go troszeczkę, a przynajmniej taką miałem nadzieję, biorąc na ręce synka, który zaczął strasznie płakać, cóż więc mogłem zrobić, mimo bólu musiałem go przytulić i pocieszyć, nic w końcu się nie stało, tylko się przewrócił, mój mały książę.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz