Muszę przyznać, byłem już naprawdę zmęczony humorkami Mikleo. Zrozumiałbym jego złość, gdybym zrobił coś złego, no ale nic złego nie zrobiłem, chyba, że grzechem jest to, że przyprowadziłem do domu medyka, którego aparycja przypadkiem trafiła w moje gusta. Czy Miki naprawdę myślał, że miałem jakikolwiek wybór? Chyba zbliża się pełnia, bo normalnie nie jest aż tak drażliwy. Gdyby mi nie powiedział, że Duncan jest przystojny, nawet bym tego nie zauważył, i to całkowicie poważnie. Z nas dwóch to on jest tym perfekcyjnym i to ja powinienem martwić się o niego. Takiego drugiego anioła jak on na tym świecie nie ma, ale takich ludzi jak ja jest na świecie wiele. I na pewno są lepsi ode mnie.
Tak jak mnie poprosił mąż, nałożyłem jedzenie sobie, Misaki, a także Emmie i Yuki’emu, wcześniej ich oczywiście wołając. Swoją drogą byłem ciekaw, kiedy Yuki porozmawia ze mną o Emmie. Nie, żeby mi się jakoś bardzo spieszyło do tej rozmowy, ale czułbym się lepiej, gdyby mi także o tym powiedział. Wtedy miałbym pewność, że mi ufa, a tak mam wrażenie, że nie ma do mnie tak dużego zaufania, jak do mamy.
Zjedliśmy, Yuki i Emma zajęli się Misaki, a ja mogłem w spokoju posprzątać po obiedzie. Nie wołałem Mikleo na obiad, ponieważ troszkę się obawiałem, że znowu będzie na mnie krzyczał za nic. I pomyśleć, że wczoraj był taki przyjemny dzień... znaczy, wieczór był bardzo przyjemny, ale za dnia też był na mnie obrażony. Momentami naprawę nie wiem, co mam robić, by go nie obrazić, przecież robię wszystko, o co mnie poprosi, a nawet i więcej, a on i tak dostrzeże coś, do czego się przyczepi. Jak tak dalej pójdzie, to w nocy na pewno nie będę mógł się do niego przytulać, a to jest wszystko, czego od niego pragnę.
- Tato, mogę iść na miasto z Emmą? – spytał się mnie niepewnie Yuki, kiedy układałem naczynia na suszarce.
- Mogę iść z braciszkiem? – odezwała się natychmiastowo Misaki, ewidentnie chcąc towarzyszyć swojemu bratu. Zerknąłem na niego kątem oka i od razu zauważyłem, że nie był z tego powodu zadowolony. Cóż, przyzwoitka mogłaby im się nawet przydać...
- Weźmiesz siostrę ze sobą? – zapytałem niewinnie, kontynuując sprzątanie. Domyślam się, że chcieli spędzić trochę czasu sam na sam, ale oni co chwila gdzieś wychodzą, więc raz na jakiś czas mógłby zabrać ze sobą siostrę, która bardzo uwielbia spędzać czas ze swoim starszym bratem. Nic im się nie stanie, a młoda się troszkę rozerwie i przestanie troszkę myśleć o tej nauczycielce historii.
- No wezmę – bąknął, ale nie był jakoś specjalnie zadowolony.
- To możecie iść. Tylko pilnuj siostry – poprosiłem, podając mu mieszek z pieniędzmi. Misaki na pewno będzie chciała jakąś słodkość, no i też pewnie Yuki będzie chciał coś kupić Emmie... – Tylko spóźnijcie się na kolację. I nie jedzcie za dużo. A ty, moja panno, musisz się jeszcze przebrać – to ostatnie zdanie kierowałem do Misaki, która jeszcze była w piżamie. Skoro był dzisiaj dzień wolny do szkoły, to mogła sobie chodzić po domu w takich ubraniach tak długo, jak tylko chciała. Na miasto jednak już tak wychodzić nie może.
W domu w końcu zapanował spokój. Byliśmy tylko ja, Mikleo, Merlin i Coco, bo cała reszta poszła na miasto i gdyby nie choroba naszego najmniejszego synka, byłby to idealny czas dla rodziców. Ogarnąłem kuchnię, upewniłem się, że wszędzie jest czysto i poszedłem na górę z nadzieją, że mojemu mężowi choć trochę minął ten foch na mnie. Niepewnie zajrzałem do naszej sypialni, gdzie okazało się, że nasz synek spał na naszym łóżku, a Mikleo leżał obok niego, gładząc jego ciemne włoski. Swoją drogą, czemu wszystkie nasze dzieci mają włosy po mnie, a nie po Mikim? Kolor jego włosów jest zdecydowanie ładniejszy od tego mojego starego brązu. Oby kolor włosów był jedynym, co po mnie odziedziczą, bo zasługują na coś zdecydowanie lepszego.
Podszedłem do łóżka, usiadłem na materacu i delikatnie dotknąłem ramienia mojego męża, na co on od razu zareagował mówiąc: „nie dotykaj mnie”. Powiedział to wyjątkowo cicho, by nie obudzić chorego Merlina. Nie chciałem nawet zrobić nic wielkiego, a po prostu przytulić się do aniołka, którego tak kocham nad życie i porozmawiać o nauczycielce, która niesprawiedliwie traktuje jedno z naszych dzieci.
- Możesz mi w końcu powiedzieć, o co ci chodzi? – spytałem, mając naprawdę dosyć jego humorków. Nie dałem mu żadnego powodu do tego, by był na mnie zły, nie flirtowałem z tym medykiem, pomagałem mu w czym tylko mogłem, nawet wziąłem te zioła, które z tym sokiem były nawet znośne, by później się o mnie nie martwił, i co dostaję w zamian? „Nie dotykaj mnie” i foch do końca dnia tak właściwie za nic.
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz