sobota, 24 września 2022

Od Soreya CD Mikleo

Rano obudziło mnie słońce, a wraz z nim ból głowy, przeokropna susza w gardle i ogromna chęć zniknięcia z tego świata. I jeszcze ten posmak wczorajszego alkoholu, przez który czułem lekkie mdłości. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tyle wypiłem, bo nawet jeżeli piłem, nigdy nie był to taki ciężki alkohol. Często piłem wino z moim mężem, jeszcze dawniej zdarzało mi się wypić piwo samemu, albo z kolegami, ale wódki raczej nie pijałem. I już nigdy więcej nie wypiję, nawet w małych ilościach i nawet, jeżeli to miało znaczyć w oczach innych, że przez to nie jestem prawdziwym mężczyzną. Nie wierzę, że dałem się Zaveidowi podpuścić przez takie teksty, nienawidzę go i nienawidzę siebie. I nienawidzę alkoholu, zwłaszcza wódki, bimbru czy co tam mi pod nos podsuwał.
Nakryłem głowę kołdrą, ponieważ słońce było coś takie jakieś bardzo ostre. Dopiero wtedy stałem sobie sprawę, że Mikleo nie było obok mnie. I że było dosyć późno, dzieci powinny już dawno być obudzone i wysłane do szkoły, bo lepiej, aby już sobie nie robiły żadnych zaległości. Oby Miki zajął się już dziećmi, a jak nie... no to mają jeden dzień wolny. Ja nawet nie wiem, czy dam dzisiaj radę wstać z łóżka, a doskonale wiedziałem, że powinienem. Zdecydowanie muszę się umyć, i to porządnie, ale jak ja to zrobię, to nie mam pojęcia. 
Po dziesięciu minutach – a może godzinie, sam już nie wiem, trochę traciłem poczucie czasu – usłyszałem otwierane drzwi i ciche kroki. Ktokolwiek tu wszedł, coś postawił na szafce nocnej z mojej strony, zasunął zasłony i wrócił do łóżka, siadając na materacu tuż obok mnie. 
- Sorey, pobudka – usłyszałem cudownie aksamitny i cichy głos mojego męża. Jeżeli miałby cały czas używać takiego tonu, cały czas bym go słuchał. Miałem wrażenie, że mój ból głowy znacznie złagodniał, więc albo naprawdę tak było, albo mi się coś dziwnego dzieje. Może nadal pijany jestem...? Nie zdziwiłbym się, wczoraj troszkę popiłem. I to o wiele, wiele za dużo. 
-  Nie chcę wstawać – bąknąłem, nie mając siły do absolutnie niczego. Szczerze, to ja nawet nie byłem już pewny, ile lat wczoraj skończyłem. I chyba nawet nie chcę myśleć, to pewnie jest jakaś bardzo duża liczba. 
- Zasunąłem zasłony i przyniosłem ci śniadanie i coś na ból głowy. Bo pewnie cię trochę boli, co? – czy ja usłyszałem drwinę w jego głosie? Czy to kolejne moje dziwne wrażenie? Ale jeżeli się ze mnie śmieje, to bardzo niemiło z jego strony, ja tu cierpię, i to poważnie cierpię. Ja tam się z niego nie śmiałem, jak zdarzyło mu się raz na jakiś czas wypić troszkę więcej. A nawet jeżeli, to robiłem to z czystej sympatii, a nie drwiłem z niego. Znaczy, jeszcze nie wiem, czy on teraz ze mnie drwił, więc może nie powinienem go tak źle osądzać. 
- Nie jestem głodny – dalej nie wyściubiłem nosa spod kołdry, nie mając ochoty na nic. 
- Uwierz mi, że poczujesz się lepiej. No śmiało – dalej mnie przekonywał, nie chcąc mi odpuścić. I właśnie przez to powolutku podniosłem się do siadu, a potem zsunąłem z siebie kołdrę. Jak on to robi, że zawsze wygląda rano cudownie, a ja jak straszne... no, po prostu okropnie. I to zawsze, niezależnie od tego, co robiliśmy dzień wcześniej, to zawsze mój mąż promieniał pięknem. Co prawda, ja siebie jeszcze w lustrze nie widziałem, ale już wiedziałem, że to nie jest mój najlepszy dzień, jak chodzi o wygląd. I samopoczucie. Mikleo, nagle i bez żadnego ostrzeżenia położył dłoń na moim czole, uwalniając swoje moce, dzięki czemu od razu poczułem ulgę. – Lepiej? 
- Zdecydowanie. Obudziłeś dzieci? – dopytałem, nadal mając to gdzieś z tyłu głowy. 
- Obudziłem, nakarmiłem i wysłałem do szkoły. Proszę, napij się i coś zjedz – dodał, cały czas z tym delikatnym uśmiechem, i nie muszę chyba udawać, że go kochałem. Jednak nawet jego uśmiech nie byłby w stanie mnie zmusić do zjedzenia czegokolwiek, a przynajmniej nie w tym momencie, bo chyba bym zwymiotował. Już sam zapach sprawiał, że coś mi się tam w brzuchu przewracało.
- Nie mam za bardzo na to ochoty. Słuchaj... zrobiłeś coś wczoraj złego albo dziwnego po pijaku? – zapytałem, patrząc na niego niepewnie. Nie za dużo wczoraj pamiętałem, przynajmniej od momentu, w którym Zaveid wyciągnął alkohol, i tego się troszkę obawiałem. Pamiętałem tak piąte przez dziesiąte, i chociaż w tych moich wspomnieniach źle się nie zachowywałem, ale może coś źle zapamiętałem. Albo nie zapamiętałem nic z tego, co źle zrobiłem, i tego trochę się obawiałem. Niby sami swoi, ale może zrobiłem coś, co sprawiło, że mój mąż poczuł się niekomfortowo, czego bym chyba sobie nie wybaczył. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz