środa, 7 września 2022

Od Mikleo CD Soreya

Słysząc pytanie męża, zacząłem bawić się nerwowo włosami, zastanawiając nad tym, czy aby na pewno powinienem przyznać się mężowi, co zrobiłem z naszym synem.
Cicho wzdychając, odsunąłem twarz od piersi Soreya, patrząc prosto w jego oczy.
- Użyłem swoich mocy. Chcąc, aby grzecznie przespał całą noc w łóżeczku - Przyznałem, dostrzegając zmieniający się wyraz twarzy mojego męża. Chyba coś mu się nie spodobało, a może tylko mi się tak wydawało?
- Dlaczego nie używałeś jej wcześniej? Mielibyśmy spokój, a mały spałby całą noc w swoim łóżeczku - No tak, tego można było się akurat spodziewać, nie byłoby przecież problemu, gdyby nasz syn spał u siebie w łóżeczku, moglibyśmy przecież się poprzytulać i mieć trochę prywatności w łóżku. No cóż, to racja, jednakże nasz syn nas potrzebuje, jest malutki i nie można go tak pozostawić samego sobie.
- Cóż, bo nie miałem takiej potrzeby? - Bardziej odpowiedziałem pytaniem, niż stwierdziłem, że tak jest.
- Od dziś to zmienimy - Po jego słowach, cicho się zaśmiałem, kręcąc głową, przytulając się mocno do jego ciała.
- Oczywiście, a teraz chodźmy już spać, musimy mieć siłę na poranek i opiekę nad dziećmi - Zgodziłem się, nie do końca mając ochotę teraz o tym dyskutować, to nie jest zła propozycja, aby tak kłaść, spać syna, jednak czy odpowiednia? To już inna sprawa.
- Dobrze owieczko, dobranoc - Przytulił mnie mocno do siebie, kładąc się ze mną na poduszkę, głaszcząc mnie po głowie, nim powoli zasnąłem.
- Dobranoc - Wyszeptałem, nim odpłynąłem w krainę morfeusza.

Wsypany zostałem obudzony przez naszego synka, który grzecznie przespał całą noc, chyba jednak moja moc będzie częściej używana, aby synem dał nam trochę odpocząć od siebie samego.
- Cześć maluchu wyspany? - Odezwałem się cicho do syna, siedząc na kanapie, poprawiając tym samym koszulę męża, zakrywając to, co zakryte powinno być.
- Tak - Szepnął, przytulając się do mnie mocno. - Mama głodny - Odezwał się, trochę zanosząc się płaczem, ach te marudne dziecko, co ja z nimi wszystkimi mam?
Nie narzekając, bo i nie miałem ku tego powodu, zabierając ze sobą dziecko do kuchni, któremu przygotowałem śniadanko, poświęcając mu całą swoją uwagę.
- Dzień dobry kochanie - Mój mąż, który zdążył się już obudzić, przyszedł do nas, przytulając się do moich pleców, całując mój kark.
- Dzień dobry, wyspany? - Spytałem, odwracając głowę w jego stronę, całując go szybko w usta.
- Oj tak, dziś wyjątkowo tak - Wymruczał, troszeczkę mnie zaczepiając, specjalnie się ze mną drażniąc, nie zwracając uwagi na synka, który głośno zaczął nawoływać, zwracając tym samym naszą uwagę.
Rozbawiony wziąłem chłopca na ręce, całując jego policzek.
- Przygotować ci śniadanie? - Zapytałem, patrząc na męża.
- Sam sobie dam radę - Zapewnił mnie, robiąc sobie kawę, dając mi tym samym czas na posprzątanie naszego salonu po nocnych doznaniach. Trochę mnie poniosło i zniszczyłem nam poduszkę, oby następnym razem nic takiego się nie zdarzyło.
- Mamo coś się stało, pani Caitlyn ciężko oddycha - Przerażony Yuki nagle zbiegł po schodach na dół, zaskoczony nie zastanawiając się zbyt długo, poszedłem do góry, gdzie leżała kobieta naprawdę ciężko oddychając. Zmartwiony użyłem swojej mocy, aby ulżyć jej, chociaż na chwilę w cierpieniu.
- Co się dzieje? - Sorey, który zjawił się po chwili w sypialni, podszedł do mnie, przyglądając się kobiecie.
- Jest z nią naprawdę źle, musi zobaczyć ją medyk, powinieneś po niego pójść, już teraz nie wiem, jak długo jeszcze wytrzyma - Zwróciłem się zmartwiony do męża, starając się nim wszystko zachować spokój z powodu dzieci się tu znajdujących, biorąc w dłonie mokry ręcznik, nakładając go na jej gorące czoło, mając nadzieję, że chociaż to jej troszeczkę pomoże.

<Pasterzyku ? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz