I w ten sposób powolutku mój plan powolutku się rozpadał. Najpierw chciałem robić za Mikleo wszystko, co tylko mogłem, w tym wszystkie posiłki, zachcianki, sprzątania, no ale poległem już wczoraj na posiłku, a tak dokładniej na obiedzie. Dzisiaj z kolei... to całkowita porażka, nie dość, że zmarnowałem pół dnia, to jeszcze zmarnowałem czas mojego męża. Widząc jego twarz byłem pewien, że nawet nie zmrużył oka, a jestem pewien, że miał coś ciekawszego do roboty niż robienie za przytulankę dla mnie.
- Powinienem zrobić coś produktywnego, a nie przeleżeć cały dzień – odpowiedziałem, cicho wzdychając czując się źle z tym, że jestem dzisiaj wyjątkowo bezużyteczny, a to wszystko przez moje zmęczenie i bolące plecy, które może już nie bolały aż tak bardzo, ale nadal musiałem uważać na każdy swój ruch, bo jeszcze troszkę ten ból czułem.
- Wczoraj cały dzień przeleżeliśmy – zauważył w połowie słusznie, w połowie nie, siadając okrakiem na moich biodrach, nie pozwalając mi się tym samym ruszyć.
- Niby tak, ale przygotowałem wcześniej śniadanie, przekąski, później posprzątałem kuchnię, zrobiłem pranie... to nadal nie jest jakoś bardzo dużo, ale coś tam robiłem – powiedziałem, mimowolnie kładąc swoje dłonie na jego biodrach, kręcąc kciukami drobne znaczki.
Nigdy nie pogardzę delikatnym pieszczeniem jego ciała, które wręcz idealnie się do tego nadawało. Takie blade, smukłe, wrażliwe, tak chętne na mój dotyk... no lepszego ciała chyba sobie zażyczyć nie mogłem. I on zawsze będzie taki piękny, a ja... cóż, powoli moja uroda przemija i będzie ze mną tylko gorzej. O ile wcześniej mnie szlag nie trafi, bo to też się wydarzyć może.
- I właśnie dlatego powinieneś sobie dzisiaj leżeć. Wczoraj zrobiłeś wystarczająco dużo, i w nocy też byleś dla mnie wspaniałą podporą – odpowiedział, uśmiechając się do mnie uroczo, czyli tak, jak to tylko on potrafi. Jakby się tak nad tym zastanowić, od zawsze uwielbiałem jego uśmiech, nawet w dzieciństwie. Zawsze wyglądał przy tym tak uroczo i niewinnie, co kiedyś może i było prawdą, no ale teraz doskonale wiedzieliśmy, że siedzi w nim demon. Dosłownie i przenośni. – Wracając do twojego pytania, jak tam twoje plecy? Jest lepiej?
- Jest, nadal mnie jeszcze troszkę boli, ale na spokojnie mógłbym zabrać się za sprzątanie, nie jest ze mną źle – wyjaśniłem mu, starając się za wszelką cenę nie ulec pokusie, ale było bardzo ciężko, a Mikleo absolutnie mi tego nie ułatwiał. Nie wiem, czy specjalnie, czy też po prostu było mu niewygodnie, ale cały czas się kręcił, drażniąc tym samym najwrażliwszą część mojego ciała. Chociaż, sądząc po tych dzikich iskierkach w jego oczach, robił to wszystko specjalnie.
- Ale może być lepiej, i ja sprawię, że tak będzie. Przekręć się na brzuch, zrobię ci masaż... albo lepiej nie, bo może ci być trochę niewygodnie – mówiąc to spojrzał wymownie na dół, jego uśmieszek ze słodkiego zmienił się na zadziorny. Miał rację, faktycznie mogło mi być troszkę niewygodnie, ale wszystko to jego wina.
- Cóż, to jest problem, który ty stworzyłeś, więc to ty powinieneś się go pozbyć – powiedziałem, odwzajemniając ten jego uśmiech.
- Może i bym mógł, ale nie mam pojęcia, jak – odpowiedział słodziutko, perfekcyjnie udając niewiniątko... no dobrze, prawie perfekcyjnie, brakowało mu tylko rumieńców.
- Podpowiem ci, że masaż może pomóc. I to niekoniecznie jest masaż pleców – powiedziawszy to, wsunąłem dłonie pod moją koszulę, którą aktualnie na sobie miał. Jak ja uwielbiałem, kiedy ją na siebie zakładał, a jeszcze bardziej uwielbiałem, kiedy miał na sobie tylko i wyłącznie ją. Poza tym, że wyglądał przecudownie, to jeszcze miałem bardzo szybki dostęp do jego ciała, no i czego chcieć więcej od życia? Rany, przecież miałem sprzątać dom przed przybyciem dzieci, a nim się spostrzegłem, Mikleo wciągnął mnie w swoją grę. I co ja z nim mam...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz