Oczywiście odwzajemniłem ładnie jego pocałunek tylko po to, by za chwilę go brutalnie przerwać, ciągać go za włosy. Mikleo jęknął głośno, czy z bólu, czy z podniecenia, ciężko mi stwierdzić, i odchylił głowę do tyłu, dając mi pełny dostęp do jego szyi. Taka cudowna, alabastrowa, przepiękna, smukła... Jakże miło będzie się ją wgryźć i oznaczyć swoimi ustami i zębami, dzięki czemu każdy będzie wiedział, że należy do mnie i tylko do mnie. I niech tylko ktoś się wokół niego zacznie kręcić... Od razu takiego osobnika spalę, nie pozostawiając po nim niczego poza kupką popiołu.
– Żebyś rano nie narzekał – wyszeptałem mu do ucha, a następnie podgryzłem jego płatek, by zaraz zejść na jego szyję, w którą po dokładnym obcałowaniu wgryzłem się brutalnie, by upić jego słodziutkiej krwi. Jej smak odpowiadał całkowicie jego zapachowi...
I kolejny jęk wydostał się spomiędzy jego spierzchniętych warg. Czemu on o nie nie dba? Będę musiał go przypilnować następnym razem, by ładnie o nie zadbał. Ale to później, teraz mam co robić.
Kiedy się już napoiłem, oderwałem się od jego szyi, a następnie odwróciłem go tyłem do siebie i popchnąłem na ścianę, a następnie uniosłem sukienkę, którą miał na sobie i bez zbędnego gadania wszedłem w jego wnętrze, co spotkało się z wielkim entuzjazmem ze strony Mikleo. Sapnąłem cicho, kiedy poczułem, jak jego mięśnie zaciskują się na moim przyjacielu, a Mikleo wbił paznokcie w ścianę. Zadowolony jedną z dłoni położyłem na jego biodrze, a w drugą chwyciłem jego dłoń, splatając nasze palce, nie przejmując się jego chłodną skórą.
Tej nocy robiłem z nim co chciałem i jak chciałem, niezbyt przejmując się nim samym. Dopiero, kiedy nie był w stanie ustać na swoich drżących nogach zaniosłem go do sypialni, ale tylko po to, by dalej mieć dostęp do jego wspaniałego ciała. Dałem mu odpocząć dopiero godzinę przed świtem, kiedy odpływał mi na łóżku, a gardło odmawiało mu posłuszeństwa. Miał wytrzymać do ranka... no nic, i tak długo wytrzymał. Opatuliłem go grubym kocem i już śpiącego ucałowałem w czoło, a następnie musiałem wstać o ogarnąć cały ten brud, który to spowodował mój mąż. No i też trochę ja, ale głównie było to nasienie mojego męża. Gdyby nie ten brud, no to seks byłby bez żadnych wad, przynajmniej dla mnie. Mikleo tak czy siak musiałby się mierzyć z wieloma komplikacjami, czyli jakiekolwiek bóle, obtarcia, zdarcia gardła, niedogodności... cóż, nie moja wina, że cały on jest stworzony do tego, by pieścić jego ciało i rżnąć go na każdy możliwy mi sposób. Zresztą, Miki'ego nigdy nie ciągnęło do przejęcia inicjatywy. Nigdy. Nie wiem, jak to wyglądało, kiedy byłem człowiekiem, bo zwyczajnie tych czasów nie pamiętam, no ale kiedy byłem aniołem w ogóle nie kojarzyłem, by zechciał dominować. Oczywiście bym mu na to nie pozwolił, no ale skoro się w ogóle nie kwapił się do takich rzeczy, to na pewno się pogodził ze swoim losem. Zresztą, budowa jego ciała sama wskazywała na to, że jest on idealnym partnerem pasywnym. Drobniutki, słodziutki, smuklutki, malutki... idealny. Oddałbym za niego życie, bez żadnego wahania, jeżeli kiedykolwiek doszłoby do takiego wyboru.
<Owieczko? c:>