Pachnie śmiercią... to dużo tłumaczy. Babka owszem, miała dużo lat na karku, jednak zawsze wydawała mi się tym typem osoby, który przeżyje wszystkich. Zawsze tak samo wyglądała, i zawsze tak samo wredna była. Dziwnie było ją widzieć w tym stanie. Niby chciałem jej śmierci, chciałem od niej spokoju, ale jak ją widzę w tym stanie, teraz... nie czuję satysfakcji. Czuję współczucie. Nie powinienem, nie po tym, co uczyniła moim rodzicom i tym samym mi. I jeszcze upierała się, że zrobiła to dla mojego dobra.
– Cieszę się, że przyjechaliście – przywitała nas, co mnie trochę zaskoczyło.
– To nie jest coś, czego spodziewałem się słyszeć – odpowiedziałem, podając wodze konia jednemu ze służących.
– Kiedy będziesz w moim wieku, także będziesz samotny i inaczej będziesz patrzył na towarzystwo – wyznała chłodno, na co uniosłem brew. Samotność, tak? Przez tyle lat jej jakoś to nie przeszkadzało.
– Kiedy będę w twoim wieku, nie będę sam. Własnych dzieci truć nie zamierzam – odgryzłem się, krzyżując ręce na piersi. Nie będę sam na starość, tego mogę być pewien. Haru nie przeżyję, on jest lepszy ode mnie pod każdym względem, tak więc czeka nas przyjemna emerytura nad morzem. Więcej potrzebować nie muszę, bo po co mi więcej? To Haru jest moim mężem, i tylko jego potrzebuję. Nasze dziecko otrzyma większość dobytku, zrobi z tym, co będzie chciało, a ja z Haru będę wypoczywał nad morzem. To jest coś, do czego dążę. – Czego chcesz?
– Pisałam. Chcę tylko spędzić czas z rodziną. Porozmawiać. Czuję, że nie mam go zbyt dużo – powiedziała to takim tonem, jakby oczekiwała współczucia. Poniekąd było mi jej żal, pamiętałem ją z tych najlepszych dni, i widok jej takiej zmarnowanej był dołujący. Rozsądek jednak podpowiadał, bym jej nie współczuł. Sama zafundowała sobie taki los.
– Gdybyś wcześniej połowy z niej nie zabiła, byłoby tu raźniej – mruknąłem, nie mając zamiaru jej tego zapomnieć.
– Dałbyś spokój starej kobiecie. Nie mam siły na takie rzeczy. Miałam dużo czasu dla siebie, i chcę nadrobić oraz poprawić nasze relacje. To wszystko – odparła, gestem ręki zapraszając nas do rezydencji.
Ruszyliśmy za nią, choć trochę niepewnie. Dalej jej nie ufałem. Była chora, owszem, Haru to potwierdził, ale czy czuła się samotna? Zmieniła się? Czy może na koniec swojego życia chce coś sobie udowodnić? Haru co prawda nie dawał mi w żaden sposób znać, że coś jest nie tak, ale jakoś tak sam nie do końca byłem pewien całej tej sytuacji.
– Dzieci... planujecie adopcję? Mam nadzieję, że uda mi się poznać prawnuki przed śmiercią – zagadała, kiedy służba zaczęła nakrywać do stołu.
– Adopcję? Nie chciałaś przypadkiem, bym za wszelką cenę dorobił się dzieci własnych? – spytałem, mrużąc oczy.
– Z mężczyzną nie jest to możliwe. Mógłbyś wynająć kobietę i zapłacić jej za urodzenie dziecka, ale jesteś na to za dobry i zbyt moralny. Ale adoptowane... byleby zdrowe i mądre – mówiła powoli, a ja się czułem jakoś tak naprawdę dziwnie. Ktoś mi babkę podmienił. Na to wszystko wskazuje.
– Planujemy dziecko, ale nie z adopcji – przyznałem, zerkając nieufnie na jedzenie.
– Magia, tak? Zgaduję, że to ty będziesz pełnił rolę kobiety – dopytała, na co tylko kiwnąłem głową. Po co ja jej to powiedziałem? Czemu w ogóle rozmawiamy o takich sprawach? Coś są spokojne bardzo, i jakieś takie... przyziemne. Dziwne. – Jeżeli będziesz taki jak twoja matka, może być ciężko. Miała straszne wahania nastroju, i bardzo delikatny żołądek. Wokół niej musiał być sztab ludzi, by była w stanie funkcjonować.
– Mi w zupełności wystarczy jeden – odpowiedziałem, zerkając na Haru, posyłając mu szybki uśmiech.
– Skąd ty tak w ogóle jesteś? – tym razem zwróciła się do Haru, zachowując się do tej pory całkiem przyzwoicie. Jeszcze nigdy się tak dobrze nie zachowywała.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz