sobota, 9 listopada 2024

Od Daisuke CD Haru

 No i co ja miałem z nim zrobić? Widziałem, że Haru już nie chciał odpuścić, a przecież powinien, zwłaszcza, że chciał sobie poleżeć. Gdybym sobie leżał obok niego, to i on by leżał. Tylko, po co ja miałem leżeć, skoro nie jestem ranny? A przynajmniej nie tak ranny, jak Haru. I tak dobrze, że skończyło się na stłuczeniach i siniakach, a nie na ugryzieniach czy poszarpanych mięśniach. Nie zmienia to jednak faktu, że może sobie poleżeć i odpocząć, bo coś tak czułem, że u wuja nie wypoczął. Właśnie, nie do końca wiem, co on tam robił. Miał tylko dowiedzieć się o słabościach, co w sumie nic nie dało, bo Haru wparował, rozszarpał, i po problemie. Można było tak od razu, ale chciałem kombinować i pozbyć się go bardziej dyskretnie, myślałem nad jakąś trucizną czy czymś takim, no ale na takie myśli już za późno. 
– W takim razie zrobisz zamówienia do winnic. Zaraz dam ci listę, co, ile i gdzie, dam ci listę moich dostawców. Też na boku zapisuj, ile będzie nas to kosztować – odpowiedziałem, już szukając odpowiednich przedmiotów. – Ale jeżeli będziesz czuł się źle, coś cię będzie bardzo boleć, to od razu mów i idź się połóż. 
– Pocałowałeś i już tak nie boli – wyjaśnił, uśmiechając się głupio. Jakim sposobem istniało takie przekonanie, tego nie rozumiałem. W ogóle czegoś takiego nie kojarzyłem z dzieciństwa. Może moja mama nie praktykowała takich rzeczy? No bo babka na pewno. 
– Bo tak to właśnie działa – westchnąłem cicho, podając mu pióro z kałamarzem. 
W ciszy zaczęliśmy pracować, od czasu do czasu odpowiadając na jego pytania. Widziałem, że robił to powoli, spokojnie, albo upewniał się u mnie, czy dobrze to robi, a ja dawałem mu się uczyć, by później znów mógł mi pomagać. Przecież nie raz mi proponował pomoc i musiałem mu odmówić. Teraz, kiedy już coś tam będzie potrafił, prędzej mu coś znajdę. 
– Babka zaprasza nas na obiad jutro – odezwałem się w pewnym momencie po przeczytaniu listu, który od niej dostałem. I jego treść była jakaś taka... dziwna. Za uprzejma, jak na nią. Albo więc chce nas otruć, albo czegoś potrzebuje, bo bycie uprzejmą nie jest w jej stylu. Zresztą, to nawet bardziej podejrzane, bo jak czegoś potrzebuje, albo pisze wprost, albo sama sobie załatwia. Niepokoiło mnie to, ale i intrygowało. 
– Nas? – dopytał, na chwilę przerywając to, co robił. 
– Nas. Mnie z małżonkiem. I to zaprasza nas serdecznie – mruknąłem, stukając paznokciami o blat. 
– Rozważasz to? – spytał, a w jego głosie usłyszałem zaskoczenie. 
– Intryguje mnie to. Ciekaw jestem, czego chce, bo to wcale nie w jej stylu – mruknąłem, wpatrując się w jej podpis. 
– To brzmi, jakby chciała nas zaprosić na obiad doprawiany trucizną – odpowiedział, a ja ucieszyłem się, że to dostrzegł. Bałem się, że z jego dobrym sercem może tu dostrzec jej jakąś ludzką stronę. 
– Dlatego lepiej nic nie jeść. Tylko ją wysłuchać i wyjść. O ile chcesz jechać. Jeżeli powie coś głupiego, ewentualnie mnie powstrzymasz przed zrobieniem jej czegoś – wyjaśniłem, zerkając na niego niepewnie. 

<Piesku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz