piątek, 22 listopada 2024

Od Mikleo CD Soreya

Rozbawił mnie troszeczkę, no właśnie tego można było się po nim spodziewać, mi nie wolno poświęcić swojego życia, natomiast on, on może, bo przecież jego życie nie jest tak wartościowe, jak moje, a to nieprawda, bo każdy ma prawo żyć bez względu na to, kim i czym jest.
– Nie zrobię tego pod warunkiem, że nie będziesz próbował mnie zostawić lub nie będę zmuszony się z tobą rozstać – Stwierdziłem, unosząc głowę ku górze, aby móc spojrzeć w jego oczy.
Sorey pokręcił z niedowierzaniem, głową ciężko przy tym wzdychając.
– Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie – Wyszeptał, całując mnie w czoło, chwytając z dłoń ciągnąć za dłoń w stronę krzesła, na którym usiadł, sadzając mnie na swoich kolanach, chwytając w swoich ramionach.
Ciesząc się jego bliskością, całkowicie zapomniałem o moich małych pragnieniach, myśląc tylko o silnych ramionach mojego męża, który trzymał mnie przy sobie, głaszcząc po plecach.
– Chciałbyś może przejść się nad jezioro? – Zapytałem, kiedy tak sobie siedziałem na jego kolanach, nabierając ochotę na spacer, a gdzie najlepiej pójść na spacer, jak nie nad jezioro? Oczywiście można pójść do lasu, na miasto ja jednak wolałbym pójść nad jezioro, czując wielką chęć zaburzenia się, chociaż na chwilę w lodowatej wodzie, która da mi energię, która może się przydać przy moim mężu. Tym bardziej, teraz gdy jesteśmy we dwoje, mogąc korzystać z prywatności, którą nigdy nie pogardzimy, tym bardziej że nie często taka okazja się zdarza.
– Chcesz pójść nad jezioro? A nie chciałeś jeszcze kilka minut temu napić się wina? – Dopytał, unosząc jedną brew ku górze.
Wino no właśnie całkiem o nim zapomniałem, odwrócił moją uwagę od wina, przenosząc na siebie i teraz mam stratę butelki wina przynajmniej na tę chwilę.
– Co się odwlecze, to nie uciecze, w tej chwili wolę pójść Nadjezioro, a gdy wrócimy, napijemy się wina i jeśli będziesz chciał, to może ubiorę dla ciebie coś ładnego – Zaproponowałem, od razu, dostrzegając pojawiające się na jego twarzy uśmiech pełen zadowolenia.
– Tak? Włożysz dla mnie, co tylko będę chciał? – Dopytał, zsuwając swoje dłonie na moje pośladki.
– Co tylko zapragniesz – Obiecałem, całując jego usta, nim zsunąłem się z jego kolan, ruszając do drzwi wyjściowych, zerkając na męża, który ruszył za mną, chwytając moją dłoń, nim zdążyłem opuścić dom, robiąc to wraz ze mną, musząc pilnować mnie, abym przypadkiem niczego sobie nie zrobił, bo przecież nawet podczas spaceru mogę zrobić sobie krzywdę.
Nad jeziorem od razu wskoczyłem do wody, pozwalając sobie na chwilę przyjemności, którą potrzebowałem, zbiegając siły do reszty dnia.
Z wody wydostałem, jest niecałe pół godziny później, mając już dość pływania zdecydowanie bardziej wolą spędzać czas z mężem niż samemu w jeziorze.
– Już? Coś tak szybko, nie chcesz może jeszcze trochę posiedzieć w wodzie? – Dopytał, jak zawsze za bardzo się o mnie, martwiąc, myśląc, że jest mi za mało, nawet jeśli sam twierdzę inaczej.
– Nie, już mi wystarczy teraz wolę spędzić czas z mężem w domu – Przyznałem, uśmiechając się łagodnie, całując go w policzek. – Wracamy? – Dopytałem, czekając na jego ruch, samemu, będąc już zdecydowanym na powrót do domu…

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz