Faktycznie, te rzeczy były dosyć ważne, jednak, nie na tyle ważne, by przerwać pracę. Musiałem w końcu pozałatwiać kilka spraw, odpowiedzieć na parę listów, potwierdzić obecność na kilku bankietach. W poniedziałek muszę jeszcze podejść do pracy i uzupełnić wszystkie papiery, posegregować je, ogólnie pozostawić po sobie porządek. Nie muszę tego robić, ale chcę. Idę tam nadprogramowo, bo chcę, by panował po mnie porządek. Zresztą, upewnić się muszę, że ta sprawa jest zamknięta i że ta gildia już nie będzie więcej szkodzić miastu. I też dobrze byłoby wiedzieć, co straż sądzi o tych rozszarpanych ciałach.
– Chcę pozałatwiać kilka spraw socjalnych, zanim zażyję miksturę. Jak stanę się kobietą, będę przecież tutaj siedział. Nie będę mógł się nikomu pokazać – wyjaśniłem, zerkając na swoje papiery. – Chciałbym w środę udać się na bankiet. Sądzisz, że dasz radę? – zapytałem, przyglądając się mu z uwagą.
– A muszę? – spytał, na co trochę przygasłem. Miałem nadzieję, że odpowie mi bez wahania, że da, że będzie mi towarzyszył... No ale też to zrozumiałe. Będzie po pracy. I będzie szedł do pracy.
– Nie, oczywiście, że nie. No nic, pójdę sam – odpowiedziałem, cicho wzdychając. Z Haru czułbym się tam znacznie pewniej. – Ale w sobotę już pójdziesz? – dopytałem nerwowo uderzając palcem o blat.
– Pójdę. I w środę też pójdę, jeżeli bardzo tego chcesz, a widzę, że ci na tym zależy – odpowiedział, delikatnie się krzywiąc. Jakby coś go bolało. Zaraz powinienem się mu przyjrzeć.
– O tym pomyślimy bliżej środy. Zobaczymy, jak się po pracy będziesz czuł. I czy znajdziesz siłę do pracy następnego dnia – wyjaśniłem, podnosząc się z krzesła. – Podnieś koszulkę – poleciłem, co Haru uczynił, chociaż trochę niepewnie. Od razu podszedłem bliżej niego, przyglądając się uważnie jego obrażeniom. Jego ciało zaraz po walce nie wyglądało aż tak źle, jak teraz. – Masz strasznie poobijane plecy. I żebra. Czekaj, gdzieś tu mam jeszcze maść na takie rzeczy... – mruknąłem do siebie, zaczynając przetrząsywać wszystkie szuflady. W końcu jednak udało mi się znaleźć napoczęty słoiczek, który zamierzałem wykorzystać na mojego męża. – Już. Nie ruszaj się. Nasmaruję cię maścią.
– Jesteś kochany – stwierdził, przybierając dla mnie wygodniejszą pozycję.
– Po prostu o ciebie dbam. Nie wiem, czy to od razu oznacza, że jestem kochany – powiedziałem spokojnie, zabierając się za delikatne smarowanie jego biednych, poturbowanych części ciała.
– Jesteś kochany. Przeze mnie – odparł, na co uśmiechnąłem się lekko.
– Z tym mogę się zgodzić. Twoje plecy wyglądają strasznie. Powinieneś odpocząć kilka dni, nim wrócisz do pracy – dodałem, obserwując jego posiniaczone ciało. Trochę to z mojej winy... powinienem lepiej to rozplanować. Ten facet mnie jednak zaskoczył. Nie spodziewałem się, że tak mnie podejdzie. Powinienem był to jakoś przewidzieć, mieć jakiś ewentualny plan... no ale na to już za późno.
– Znam bardzo skuteczny sposób, by te miejsca przestały mnie boleć – powiedział tajemniczo, co mnie trochę zaskoczyło.
– Poza maścią nie znam żadnego innego sposobu. Co to takiego? – zapytałem, ciekaw tego jego sposobu.
– Musisz pocałować te miejsca – wyjaśnił, na co zmarszczyłem brwi.
– Nie wydaje mi się, aby pocałunki miały takie magiczne właściwości. Skąd ty w ogóle masz takie dziwne informacje? – mruknąłem, trochę nie rozumiejąc tego stwierdzenia.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz