czwartek, 7 listopada 2024

Od Mikleo CD Soreya

Czy długo czekałem? Zdecydowanie zbyt długo, jego dotyk był mi potrzebny, i to bardzo, niż na początku przypuszczałem, jestem taki słaby i oddany mężowi nie umiem z nim wygrać, nawet jeśli bardzo chce.
– Oj tak… – Wydusiłem, zaciskając dłonie na oparciu fotela, gdy kolejny raz jego silna dłoń spotkała się z moimi pośladkami, Sorey uderzył jeszcze raz i drugi, wydobywając moich ust kolejny jęk rozkoszy wymieszanej z bólem. Mężczyzna nie miał dla mnie litości. Moja pupa piekła już od uderzeń, a mimo to kolejny raz poczułem uderzenie silne i bezlitosne, takie, na jakie sobie zasługuję.
– Zrozumiałeś swój błąd? – Usłyszałem, nie czując kolejnego klapsa.
– Tak. – Wydusiłem, trochę obolały po tak licznych klapsach.
– Tak co? – Szarpnął moje włosy, zbliżając się do mojej twarzy.
– Tak mój panie, zrozumiałem swój błąd – Po tych słowach jego uśmiech pojawił się większy, tego ode mnie oczekiwał posłuszeństwa i mówienia tego, co usłyszeć bardzo chciał.
– Dobry chłopiec – Szarpiąc za smycz, pokierował mnie na kolana, patrząc na mnie z wyższością. – A teraz dobrze zaopiekuj się swoją ulubioną zabawką – Polecił, wskakując na swoje krocze, dając mi jasne rozkazy, które miałem wykonać. – Ale najpierw musisz posmarować sobie usta, muszą być mięciutkie, zanim go dotkną – Dodał, wypuszczając dłoni smycz, którą mocno zaciskał.
Kiwnąłem posłusznie głową, podnosząc się z kolan, idąc wysmarować porządnie swoje wargi, aby były miękkie, przynosząc mu przyjemność podczas pieszczot.
Wróciłem już z mięciutkimi i gotowymi do pracy ustami.
Grzecznie upadłam na kolana powolnie, dobierając się do spodni mojego męża, odpinając zamek, dostałem się do jego bielizny, a stamtąd już prosto było dostać się do jego przyjaciela, którym miałem zamiar dobrze się zająć, najlepiej, jak potrafiłem oczywiście, aby mąż mój był usatysfakcjonowany moją pracą, nie chciałbym w końcu go zawieść, nie podczas tak ważnej misji, którą dostałem.
Starałem się niczego nie przedłużać, aby przypadkiem nie drażnić mojego męża, który później zrobiłby mi to sama, choć znając go i bez tego jest w stanie mnie męczyć, aby wydłużyć moje dojście, okrutny a mimo to jestem w stanie oddać mu się bez pretensji.
Mimo że wiem, jak czasem to się dla mnie kończy.
Głową poruszałem, tak jak tego chciał, przyspieszając, gdy tylko złapał mnie mocno za włosy, samemu, poruszając moją głową, dając sobie to, na co miał ochotę.
Czując, że dochodzi, drgnąłem, gdy jego dłoń mocniej docisnęła mnie, aby jego przyjaciel znalazł się jak najgłębiej w moim gardle.
Sorey doszedł w moich ustach, trzymając mnie mocno, abym przypadkiem nie stracił ani kropli jego nasienia, chcąc, abym wszystko przełknął.
Sorey puścił mnie, dając mi spokojnie wyjąć jego narzędzie z ust.
Zadowolony oblizałem wargi, patrząc głęboko w jego oczy, widząc to zadowolenie, którego nie ukrywał, kładąc dłoń na moim policzku, ciągnąc mnie do góry, zmuszając do zajęcia miejsca na jego kolanach.
– Bardzo ładnie wykonałeś swoje zadanie – Pochwalił mnie, poprawiając na kolanach, obracając przodem do siebie, zsuwając sukienkę z góry w dół, odkrywając moją klatkę piersiową, czując jego usta, które wgryzły się w moją klatkę piersiową, zadając mi przyjemny ból wymieszany z podnieceniem, niby tak niewiele, a tak wiele przyjemności mi przynosił.
– Sorey – Wyjęczałem jego imię, zaciskając dłoń na jego włosach, cicho jęcząc z podniecenia i bólu, który mi serwował…

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz