piątek, 8 listopada 2024

Od Mikleo CD Soreya

Może i byłem rozgrzany może i byłem również słaby, natomiast nie na tyle słaby, aby nie potrzebować jego obecności, chciałem, tylko aby mnie przytulił, gdy ja będę spał niby nic wielkiego, a jednak, niby też nie potrzebuję go, bo śpię, natomiast moje ciało mówi coś innego, mimo dużego zmęczenie obudziłem się, bo bez niego to nie to samo.
– W takim razie może położysz się ze mną? – Zapytałem, unosząc głowę ku górze, aby móc spojrzeć w jego oczy łagodnie się do tego uśmiechając.
– Wiesz, że podczas snu nawet nie będziesz wiedział, że jestem czy nie jestem obok? – Dopytał, głaszcząc mnie po rozgrzanym policzku, które było takie wskutek pełni i naszego zbliżenia nic poza tym.
– Cóż, teraz cię nie było, a ja nie śpię, tak więc chyba jednak będę wiedział lub chociażby podejrzewał – Stwierdziłem, a mój mąż po tych słowach, wzdychając ciężko, chwycił mnie w swoje silne ramiona.
– Tak sobie myślę, skoro nie śpisz to może szybka kąpiel, a później obiecuję, że położę się z tobą – Zawojował a ja, nie mając większego wyboru, zgodziłem się, wiedząc, że lepiej będzie położyć się czystym i pachnącym wtulonym w ramiona męża niż brudnym klejącym się i do tego samotnym, to zdecydowanie mi nie odpowiadało.
– Dobrze – Zgodziłem się, więc na co Sorey posadził mnie na kanapie, każąc grzecznie na niego poczekać.
A więc czekałem, oparłem się o oparcie kanapy, zamykając oczy, co jak co, ale zmęczenie to ja wciąż odczuwałem i gdyby tylko Sorey był przy mnie już bym spał.
Nim się zorientowałem, zostałem ponownie porwany w ramionach ukochanego, znajdując się w bali, gdzie wszystkim zajął się mężczyzna, każąc mi tylko trzymać się i nie zasypiać.
Sorey umył moje włosy, umył całe ciało, doprowadzając mnie do porządku, abym mógł czysty, pachnący i suchy wrócić do łóżka, gdzie miałem grzecznie poczekać na jego przybycie.
I znów czekałem, czekałem i niestety się nie doczekałem, odpływając do krainy snów.

Ponownie otworzyłem oczy późnym południem, nie mając ochoty już spać, od razu, dostrzegając, że nie ma obok mnie męża.
Trochę na niego o to obrażony podniosłem się z łóżka dopiero wtedy, odczuwając ból, rany, ale mnie bolał tyłek, Sorey chyba trochę przesadził z tą przemocą, no nic i tak nie żałuję.
Czując się całkiem dobrze, poza pupą ruszyłem na poszukiwanie męża, którego znalazłem na dworze przy płocie, znów wrócił do pracy nad nim, no cóż, z tym nie jestem w stanie nic zrobić.
– Sorey – Odezwałem się, a to zwróciło jego uwagę, mężczyzna odsunął się od wykonywanej przez siebie pracy całą uwagę, skupiając tylko i wyłącznie na mnie.
– Już się wyspałeś? – Usłyszałem od razu, gdy tylko znalazłem się wystarczająco blisko, czując jego dłoń na moim czole. – Wciąż jesteś rozgrzany – Akurat tym najmniej powinien się przejmować, jest pełnia, a więc to normalne, że jestem gorący, to chyba nigdy się nie zmieni.
– Wyspałem się i tak czuję się dobrze, pójdziemy na spacer? – Zapytałem, nie przejmując się tym, że ubrany jestem tylko w jego koszuli, to nie miało najmniejszego znaczenia z przynajmniej nie dla mnie nie teraz, chcę iść na spacer i tylko to ma dla mnie jakiekolwiek znaczenie.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz