No i mój Miki zasnął szybciej, niż na początku zakładał. A taki to niby zmęczony nie był, tak chciał działać, sprzątać, prać, myć, wszystko na raz najlepiej. Nasz pakt pozwala nam na wiele rzeczy, doskonale czułem jego stan. Owszem, czuje się już lepiej, ale nie jest jeszcze w pełni sił, zwłaszcza, że już troszkę tutaj podziałał. Po prostu to wyparł i uparcie wolał twierdzić, że on nie będzie wypoczywał i już. Miał do takich rzeczy skłonności.
Czułem, że jeżeli podniosę się z łóżka, to i on się przebudzi. A skoro byłem już umyty, i przebrany i w miarę pachnący, mogłem przy nim leżeć. Co prawda, zapachu piekła i siarki nigdy nie zmyję, ale chociaż nie śmierdzę potem, tanim alkoholem i dymem paskudnych papierosów. Trochę szkoda, że nie mogłem się umyć w gorącej wodzie. Jeszcze dodatkowo bym się rozluźnił, uspokoił... No nic. Zdecydowanie bardziej ważniejszy jest mój mąż. Skoro jemu ciepła woda nie pasuje, to jakoś to przetrwałem. I w czym problem? Mikleo za bardzo przesadza.
Cierpliwie trwałem przy moim mężu, zachowując ciszę i spokój. Nie chciałem, by przypadkiem mój piękny mąż się przebudził. Trochę miałem dosyć milczenia, i bezczynności. Całą noc nic nie mówiłem, przez ostatnie dni za bardzo z Mikim nie rozmawiałem, bo spał i ledwo dychał, ani nawet do Banshee, no bo Miki spał. A tyle dzisiaj głupot usłyszałem od tych ludzi, ponarzekać bym sobie chciał na nich, na ich głupotę, na ich zapach... To wszystko się we mnie gotowało. No i chyba się tam ugotuje, bo co ja mam z tymi emocjami zrobić? Może w końcu jakoś się z tymi emocjami i przeżyciami polubię. Albo nauczę się je ignorować, spychać na drugi tor. Najważniejsze, bym się nie wściekał. I bym jakoś zniwelował swoje żądze mordu, bo muszę przecież z Banshee się kiedyś na polowanie udać. Ale na razie ona jest najedzona, i żaden człowiek mnie jakoś specjalnie nie irytuje. Każdego tak samo bym zabił.
Mikleo sobie naprawdę długo pospał. Dopiero późnym popołudniem otworzył swe cudne oczy, rozglądając się po pomieszczeniu. Znów miałem cały dzień za sobą, bo za raptem parę godzin będę się musiał zbierać do pracy. Może przynajmniej teraz będę spokojny, bo on będzie się czuł lepiej. Wolne mam dopiero jutro, więc beze mnie będzie sobie jeszcze musiał poradzić tę jedną nockę.
– Dzień dobry, piękności ty moje – powiedziałem łagodnie, gładząc jego plecy.
– Mhm – mruknął niezadowolony, opierając policzek o moją klatkę piersiową.
– Jak się czujesz? – spytałem, kładąc dłoń na jego czole. – Chłodną masz skórę, ale dalej ona nie jest tak samo chłodna, jak zwykle. Jeszcze coś jest z tobą nie tak... Musisz więcej odpoczywać. Albo może musisz więcej czasu w wodzie spędzić. Może chcesz iść nad jezioro? Albo zrobię ci kąpiel zimną. Czego tylko potrzebujesz.
– Potrzebuję ciebie przy moim boku – wyznał, na co się łagodnie uśmiechnąłem.
– To już masz, przynajmniej do wieczora – obiecałem, gładząc jego jeszcze letni policzek.
– Znów idziesz do pracy? – wymamrotał, ewidentnie niezadowolony.
– Idę. Ale jutro mam wolne, więc noc spędzimy już razem, będę przy tobie leżał, dopóki mnie z tej bezczynności ciało nie będzie boleć – odpowiedziałem, poprawiając jego spuszone włoski. – Pięknie teraz wyglądasz, wiesz? Jak taka owieczka, która dopiero co wstała z sianka – dodałem, uśmiechając się łagodnie. Zdecydowanie nie ma piękniejszej istoty niż on.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz