piątek, 22 listopada 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Mimowolnie zadrżałem, czując lodowate wargi na swoich. Niby nie powinno mi to przeszkadzać, ale jednak... To było trochę za dużo. Co innego, kiedy dotykam jego chłodnej skóry, a co innego, kiedy jest ona lodowata. To nawet trochę bolesne doświadczenie, w bardzo malutkim stopniu, co i tak chyba było najdziwniejsze. Przetrwałem wiele kar podczas roku rozłąki, i tych fizycznych, i tych psychicznych, a szok termiczny jest dla mnie najgorszy. Jestem naprawdę dziwnym demonem. A do tego beznadziejnym. W ogóle się jak demon nie zachowuję, a to tak nie powinno wyglądać. Chociaż... dla Mikleo nawet lepiej, że nie zachowuję się jak demon, a przy najmniej nie jak taki właściwy demon. Wtedy dopiero miałby ze mną ciężko, łagodnie to ujmując. 
– W porządku? – spytał Mikleo, przyglądając mi się z uwagą. 
– Tak, tylko trochę zimny jesteś – wyjaśniłem, uśmiechając się łagodnie. To przecież nie było nic złego, nic dla mnie krzywdzącego, tylko taka drobna niedogodność. 
– Dalej jesteś wrażliwy na niskie temperatury? – spytał, chyba zmartwiony tym faktem, czego nie rozumiałem. Czy mnie to skrzywdzi? No nie. Po prostu nieprzyjemne. 
– Już ci mówiłem, taki mój urok. Jako człowiek taki byłem, i jako anioł, więc jako demon także muszę mieć tę cudowną cechę – powiedziałem i pomimo wyjścia ze swojej strefy komfortu chwyciłem jego dłoń, tak samo mokrą i lodowatą, jak jego pocałunek. Że też muszę mieć tę okropną nadwrażliwość... Gdybym jej nie miał, wszystko byłoby dobrze, ale nie, jak na złość musi być tak, by pomiędzy nami jakieś takie niedogodności były. – Kocham cię – dodałem i ucałowałem go w policzek. 
– Ja ciebie też. Mam tylko nadzieję, że ci ten chłodnie przeszkadza – dodał, na co pokręciłem głową. 
– Jest to pewne wyjście ze swojej strefy komfortu, owszem. Ale czy mi to przeszkadza? Niekoniecznie. Póki mnie nie zabija, wszystko jest w porządku. A teraz możemy sobie wrócić do domu, napić wina, które mnie trochę rozgrzeje, a tobie w końcu nie zaszkodzi. I już możesz myśleć o tym, którą sukienkę dla mnie wybierzesz – dodałem, uśmiechając się zadziornie. 
– Myślałam, że ty sobie wybierzesz, co chciałbyś na mnie zobaczyć – odparł, na co się zastanowiłem. Co chciałbym na nim zobaczyć... wszystko i nic jednocześnie. Ale tak to się chyba nie da. 
– Może coś słodkiego. Tak słodkiego jak moja słodziutka, ciasteczkowa Owieczka – zaproponowałem, poprawiając jego kosmyki, które przylepiały się do jego czoła. Normalnie zmartwiłbym się, że złapie jakąś paskudną chorobę, no ale jest przecież Serafinem wody, nic złego mu się nie stanie. Chyba. Miałem taką nadzieję. Nie chciałbym, by stał się chory, bo gdyby był chory, jakimś cudem będę musiał sobie wziąć wolne. Podczas choroby nie ma mowy, że zostawiłbym go samego w domu, kiedy ledwo jest w stanie funkcjonować. No, ale się to nie wydarzy, więc mogę być spokojny o ten aspekt.
– Chyba więc wiem, co wybrać – odpowiedział, uśmiechając się tajemniczo. 
– Cokolwiek byś nie wybrał jestem pewien, że kryteria będą spełnione – odezwałem się, co do tego nie mając wątpliwości. Mój mąż w końcu najlepiej wie, co mi się podobać będzie. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz