czwartek, 14 listopada 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Dzisiejszy dzień pracy jakoś mi się tak strasznie dłużył. Cały czas myślałem o Mikim, czy daje sobie radę, czy nic mu dzieje, czy mu się nie pogorszyło... strasznie się o niego martwiłem, zwłaszcza, że nie miałem za bardzo pojęcia, co mu jest. Twierdził, że pomoże mu to, kiedy nie będę się na niego złościł, ale nie wiem, czy tak to działało. I jakim cudem to, co do niego czuję, wpływa na jego samopoczucie. 
W końcu jednak mogłem wyjść z pracy i od razu ruszyłem do domu, by jak najszybciej znaleźć się przy moim mężu. Jakie to więc było dla mnie zaskoczenie, kiedy wszedłem do domu, i było w nim inaczej. Jakoś tak czyściej. Przyjemniej pachniał. I głośniej. Ktoś się po nim kręcił, i musiał być to mój mąż, bo nikogo obcego tutaj nie czułem. Tylko czemu wstał? I działa? Już się lepiej poczuł i tak szaleje? To bardzo niedobrze. Nawet jak czuje się już lepiej, powinien się oszczędzać, bo nigdy nie wiesz, kiedy może się pogorszyć. 
– Miki? – rzuciłem, wchodząc w głąb domu. 
– Już jesteś. Witaj w domu – odezwał się, podchodząc do mnie i witając się ze mną całując go w policzek. 
– Czemu już działasz? Lepiej się czujesz? – zapytałem, kładąc mu dłoń na czole. – Już jesteś chłodny... ale dalej nie powinieneś się przemęczać. Ledwo się poczułeś lepiej i już działasz, przecież zaraz ci się pogorszy. Musisz wpierw dojść do siebie, by organizm zdołał odpocząć. 
– Chciałem poczekać na ciebie, ale już nie mogłem znieść tego leżenia, no i tu trochę posprzątałem. Ale nie przemęczyłem się, masz moje słowo – obiecał, ale jakoś tak mu nie ufałem. Jak zaraz w niego uderzy zmęczenie, to się nie podniesie. 
– Mimo wszystko powinieneś uważać. Połóż się do łóżka, i weź sobie kąpiel, też położę się obok ciebie i przypilnuję, tylko muszę się ogarnąć. Nie cierpię tego zapachu z karczmy – westchnąłem cicho, czując się mało komfortowo z powodu uderzającego zapachu w moje nozdrza, zwłaszcza, że bił on ode mnie. Czy oni się nie myją? Szare mydło i trochę wody w zupełności by wystarczyło. 
– A może weźmiemy kąpiel razem? – zaproponował, uśmiechając się ładnie. 
– To nie jest głupi pomysł, będę cię miał na oku, chodź – zdecydowałem i chwytając jego dłoń, pociągnąłem go w stronę łazienki. 
Mikleo nie opierał mi się, tylko posłusznie poszedł za mną, wykonując każde moje polecenie bez mrugnięcia okiem. To dobrze. Zdecydowanie bardziej wolałem, kiedy się mnie słuchał i nie kombinował, chyba, że kombinował, jakby mnie tu do łóżka zaciągnąć, to wtedy akurat bardzo fajne było. 
– Woda jest letnia – zauważył ze zdziwieniem, kiedy zanurzył jedną stopę w balii. 
– Tak, ze względu na ciebie. Nie chciałbym cię wsadzać do gorącej wody – wyznałem, powoli zaczynając się rozbierać. – No już, wchodź i nie czekaj na mnie – dodałem zauważając, że jakoś się tak nie zanurza. 
– A co z tobą? – spytał, siadając w balii. 
– Jak to co ze mną? Też się w takiej wodzie umyję. Nie będzie to komfortowe, ale krzywdy mi nie zrobi, najważniejsze, by tobie ta kąpiel nie zaszkodziła – wyznałem, rzucając na podłogę brudną koszulę. Trzeba będzie później pranie zrobić... Trochę się tego nazbierało przez te kilka ostatnich dni. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz