Gdyby to ode mnie zależało, wolałbym uniknąć pozostania na noc w rezydencji. Problem jednak był taki, że chmury znacznie pociemniały i ciężko wisiały nad niebem, a kiedy tylko weszliśmy do środka budynku, natychmiast runęła ulewa. Dobrze, że chociaż ten deszcz nas nie złapał... Pytanie, czy cokolwiek jest tutaj do jedzenia. Albo do palenia. Haru był tu raptem wczoraj, więc teoretycznie coś powinno tu zostać, pytanie, czy ten staruch już tego nie wyjadł. Co on właściwie je, kiedy nie dostarczam jedzenia? Bo to robię tylko, kiedy Haru się tutaj znajduje, czyli naprawdę rzadko. Aby kupić jedzenie, trzeba mieć pieniądze. Albo więc gdzieś jest ukryty skarb rodowy, z którego wuj korzysta, albo kradnie, albo zdobywa samodzielnie, chociażby na polowaniu.
– W końcu – westchnął ciężko Haru, padając na łóżko. Znów byliśmy w tej samej sypialni, w której ostatnio spędziliśmy wspólną noc. Było to kilka miesięcy temu, a było tu w miarę czysto, chociaż wywietrzyć by się przydało. Pewnie też Haru tu ostatnio sypiał, i stąd ten porządek.
– Trzeba znaleźć jakieś ubrania, w których możnaby się przespać. I zrobić kolację, o ile jest z czego – wyjaśniłem, podchodząc do okna, by chociaż na chwilę je otworzyć. Mimo, że powietrze na zewnątrz było paskudnie lodowate, to wolałem je od zaduchu panującego tutaj.
– Świeże rzeczy są w szafie, coś na pewno znajdziesz, a kolacją zajmę się ja. Tak, ty także dostaniesz – dodał, kiedy Koda zaszczekał dwukrotnie.
– Jak wrócimy do domu, dostaniesz nawet więcej. Ale to jutro – powiedziałem do psa, na co się ewidentnie ucieszył. Cóż, zasłużył sobie. Dzięki niemu Haru dowiedział się wcześniej o moim porwaniu i nie dał czasu na dopracowanie planu tego zmiennokształtnym, a skoro plan był niedopracowany, łatwiej. Było się zorientować, który ja to faktyczny ja, chociaż od samego początku w niego wierzyłem.
– Jesteś głodny? – zapytał Haru, na co pokręciłem głową.
– Nie jestem, ale mam ochotę coś przekąsić. Albo zapalić – mruknąłem, niezadowolony z tego, co odczuwałem. Gdyby nie Haru, nie miałbym takich problemów. Z drugiej strony, dzięki temu będę zdrowszy, to na pewno. Wdychanie dymu do płuc to nie jest nic zdrowego, nawet jeżeli dba się o całą resztę. A czy teraz dbam o resztę? Moja dieta nie istnieje, jem albo za dużo, albo za mało, albo cukier. Pory posiłków już całkowicie poszły w niepamięć. Zamiast codziennych treningów są tylko te w pracy, a ona zaraz się skończy więc nie będzie ich w ogóle. Jeszcze później ciąża i oczywiście nie będę się mógł przemęczać... Przecież już teraz zmieniam się w chodzącą baryłkę. A jak będę w ciąży to już w ogóle będę ogromną beczką. Im bliżej tej ciąży, i tego planowania zmiany płci, tym bardziej mnie to przerażało. Haru teraz mi mówi, że mnie kochać będzie bez względu na wszystko, ale na pewno nie będę go podniecać. I to, jak ja się zmienię... Ja mu się w ogóle będę podobać? – Albo nie. Nie rób teraz nic do jedzenia, zjemy tylko kolację, nie mogę się obżerać. Jak dobrze pójdzie, za kilka miesięcy będę wystarczająco gruby. O ile ci się spodobam jako kobieta. Może być tak, że wtedy ci się w ogóle nie będę podobać i nic z dziecka. Wtedy faktycznie trzeba będzie rozważyć adopcję... – mruknąłem, już oczywiście obmyślając plan, co zrobić, jeżeli coś by się stało nie tak, jak zakładałem. Na wszystko muszę mieć plan, by w odpowiedniej chwili zareagować, i to dobrze zareagować.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz