Czy moja babka była w stanie się zmienić? Jeżeli nie potrafi przeprosić za te wszystkie lata, to wątpię. Wydaje mi się, że dopiero śmierć jej otworzyła oczy na to, że tak właściwie została sama. I że tak już będzie do końca. Niekoniecznie też zgadzałem się ze stwierdzeniem Haru, że kiedyś taki byłem. Ja nie potrafiłem przeprosić za głupotę, podziękować za przyniesienie jedzenia czy przysługę, a zamiast prosić rozkazywałem. Ona nie potrafiła przeprosić za zniszczenie mi psychiki, za morderstwo. Jest jednak to swego rodzaju różnica, i to dosyć znacząca.
– Gdyby jej śmierć w oczy nie zajrzała, pewnie dalej by planowała, co to zrobić, by mi zaszkodzić – mruknąłem, nerwowo bawiąc się palcami, które za nic nie chciały się uspokoić. Po powrocie do domu będę musiał wysłać tu medyka, by dowiedzieć się, co jej dolega i ile ma czasu, i czy można to jakoś leczyć. Jestem wściekły na nią, ale nie jestem potworem. Zapewnię jej opiekę medyczną.
– Tego nie wiesz. Ludzie na starość się zmieniają, dochodzą do pewnych wniosków i starają się naprawić błędy swoje. Z reguły jest na to jednak za późno. Cokolwiek jednak postanowisz w tej sprawie, jestem zawsze po twojej stronie – odpowiedział, podchodząc do mnie i chwytając moje znerwicowane dłonie, które zaraz ucałował z wierzchu, by zaraz mnie przytulić do siebie. – Ale widzę pewną zmianę, nie zostałem ani razu obrażony.
– Ponieważ wyglądasz cudownie, twoje maniery pozostały nienaganne, nie mogła się do czego przyczepić – wyjaśniłem, powoli się wyciszając, chociaż dalej chęć zapalenia nie mijała. Albo z chęcią bym zjadł coś słodkiego. Jedno z tych dwóch, albo zwariuję. Babka miała ten sam problem, więc gdybym tak rozejrzał się po rezydencji, na pewno bym jakieś zapasy znalazł... nie, tego zrobić nie mogę. Haru mi będzie narzekał, że śmierdzę i że robię sobie krzywdę.
– Jest. Nie jestem w końcu piękną blondynką z wysoko postawionego rodu – odpowiedział głupkowato, próbując mnie pocieszyć.
– Brunetką. Żeby zachować odpowiednie cechy w naszym rodzie, strasznie jej na tym zależało – mruknąłem, odsuwając się od niego. – Poki naprawdę nie zrozumie swoich błędów, i nie wyrazi skruchy, niż tu po nas. Potem... potem się mogę zastanowić. Ale teraz muszę stąd iść. I jeszcze Koda, musimy go odebrać, a chmury się zbierają. Nie chcę wracać do domu mokry – dodałem, kierując się do stajni.
– Jak wrócimy, przygotuję jakiś deser. Jakieś ciasto czekoladowe. Albo może masz na coś ochotę? – zapytał, kierując się za mną.
– Na dym w płucach – mruknąłem zgodnie z prawdą.
– Nie mogę ci tego zabraniać, ale wiesz, że...
– Jest to szkodliwe, i śmierdzę, i ci się nie podoba, wiem, wiem. Dlatego już tego nie noszę ze sobą. Ostatni raz paliłem, jak zostałeś napojony miksturą miłości. Mocno mnie wtedy zezłościłeś – odparłem, ciężko wzdychając. Może w drodze mi przejdzie. – Coś czuję, że twój wuj nadrobi to, czego moja babka nie zrobiła i poobraża mnie, aż miło – dodałem, nie do końca zachwycony z faktu, że go spotkam. Naprawdę na początku starałem się do niego miło podejść, ale on od razu do skreślił. Gdyby nie był rodziną z Haru, nie patyczkowałbym się z nim, a tak jednak go muszę akceptować.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz