niedziela, 17 listopada 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Na jego słowa zmrużyłem oczy, szybko oceniając, czy mogę sobie na to pozwolić. Wyspał się, czuł się lepiej, ciało miał już chłodne, dzieciaków nie było... Możemy sobie na to pozwolić? Wychodzi na to, że tak. Nie widzę przeciwwskazań, chociaż dzisiaj miałem ochotę na coś nieco innego w łóżku, wiązania dawno nie było. A trochę go trzeba ukarać za to, jak się zachował ostatnio.
– Nie najgorszy pomysł – odpowiedziałem, w jednej chwili znajdując się nad nim i wyciągając pasek ze spodni. – Ale wpierw trzeba ci unieruchomić nadgarstki. 
– A jak będę chciał cię dotknąć? – spytał, ale grzecznie te nadgarstki wyciągnął, dzięki czemu bez problemu mogłem je unieruchomić. 
– Trzeba cię nauczyć posłuszeństwa – stwierdziłem, na chwilę wstając z łóżka, by chwycić za jakąś chustę na jego oczy. I trochę sobie na niego popatrzeć. 
Ten jego widok, kiedy leżał na łóżku, z rękami skrępowanymi za głową, jakby nie mógł się już doczekać, aż przejmę kontrolę, aż wgryzę się w skórę, aż zacznę działać... już sam jego widok działał na mnie pobudzająco. Jego skóra była napięta, mięśnie poddane moim rozkazom, a spojrzenie, które rzucał spod półprzymkniętych powiek, tylko rozpalało mnie bardziej. Mój mąż. Mój, od stóp do głów, każdego oddechu i westchnienia.  
Podszedłem do niego, zawiązałem jego oczy, by mógł skupić się tylko i wyłącznie na moim dotyku, nie na tym, jak wyglądałem. Nie zdziwiłbym się, gdyby moja iluzja przez silne emocje i doznania czasem przestawała działać, a to nie był widok najprzyjemniejszy. Ja z kolei miałem cudowny widok... Przesunąłem palcami po jego szyi, wiedząc, że wstrzyma oddech, czując tę napiętą granicę między niepewnością a podnieceniem. Nie wiedział, czego się po mnie spodziewać w tej chwili, i o to mi chodziło. A może to było zniecierpliwienie?
Zerwałem z niego cienką koszulę. Nie delikatnie – chciałem, by poczuł, jak każdy ruch należał do mnie. Każda część jego ciała wołała o to, bym ją posiadł, żebym naznaczył ją sobą. Jego ciało było moją mapą – każda blizna, każdy pieprzyk, każdy drżący mięsień przypominały mi o wszystkim, co przeszliśmy razem.  
Przyciągnąłem go bliżej, jedną ręką chwytając za biodro, drugą przyciskając go do materaca. Moje wargi znalazły się na jego szyi, potem na obojczyku. Gryzłem, ale na tyle mocno, by tylko pozostawić ślad – wspomnienie, które nosiłby jutro pod koszulą. 
– Wiesz, że nie możesz mi się oprzeć – syknąłem mu do ucha. – Powiedz to.
– Nie mogę – wyszeptał, głos łamiący się od podniecenia.  
Uśmiechnąłem się, triumfalny, i zsunąłem się niżej, śledząc językiem drogę przez jego tors. Czułem, jak napina się pod każdym dotykiem, jak wstrzymuje oddech, a potem wypuszcza go z drżeniem, którego nie mógł ukryć. Próbował mnie prowokować, wyciągając biodra w górę, ale przytrzymałem go mocniej, wyznaczając granice.  
– Możesz tylko tyle, ile pozwolę – rzuciłem, ściskając go na tyle mocno, by poczuł, że nie żartuję. Teraz kochaliśmy się na moich warunkach, i on robi to, na co mam ochotę. Jak będę chciał, by wyciągnął biodra, to wyciągnie biodra. Chciałem go w tej chwili utrzymać na granicy podniecenia, by błagał o więcej i więcej. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz