piątek, 15 listopada 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Jego słowa mnie trochę zaskoczyły. Czemu stwierdził, że muszę z kimś gadać w pracy? Na wiem, że lubię gadać, nie lubię siedzieć cicho, ale w pracy nie mam ochoty na rozmowy. W pracy tylko chcę, by mi minęło jak najszybciej, by ci ludzie przestali śmierdzieć, by już znaleźć się przy Mikleo... Nie mam ochoty na rozmowy. Zresztą, i tak nie ma nikogo, z kim mógłbym porozmawiać. Miałem tego dodatkowego faceta na zmianie, ale czy mnie on interesuje? W żadnym stopniu. Ani on interesujący, ani mądry, tylko jest jakiś taki nijaki. No i po co mam się z nim kolegować, skoro zaraz skończę pracę? Nie rozumiałem tego. 
– Jest jeszcze jeden na zmianie, ale nie wiem o nim wiele. Nie rozmawiam z nim. Skupiam się na pracy i na tym, by do ciebie wrócić – wyznałem, gładząc jego policzek. 
– I nic nie mówisz? Z nikim nie rozmawiasz? – zapytał z niedowierzaniem. 
– Rozmawiam z tymi pijakami. Pierwsze ostrzeżenie, by się uspokoili, a za drugim już wywalam. W wyjatkowych przypadkach od razu przywalam i wywalam – wyjaśniłem, wzruszając ramionami. Cóż, taka praca, jeszcze trochę i pewnie zrezygnuję. Wpierw trzeba jednak trochę pieniędzy zarobić, by później nic moim najbliższym nie brakowało. 
– Mi mówiłeś, że kogoś potrzebuję do rozmowy i narzekania, ale sam także potrzebujesz kogoś takiego. Ty nawet jeszcze bardziej, nie wyobrażam sobie, jak źle musiałeś się czuć w ostatnich dniach, ja tylko spałem, w pracy nie rozmawiałeś... – zaczął, kreśląc szlaczki na mojej klatce piersiowej. 
– Nie było tak źle. Teraz z tobą rozmawiam. A wcześniej rozmawiałem trochę z Banshee. To faktycznie trochę mało, ale będę wkrótce miał wolne, i wtedy to wszystko z siebie wyrzucę – wyjaśniłem, nie przejmując się tym aż tak. Oczywiście, rozmów mi brakuje, ale co, mam narzekać? Jestem dorosły i świadomy tego, że nie zawsze ma się to, co się chce. I potrafię to znieść. 
– Z Banshee? Przecież to tylko pies – Miki westchnął ciężko, a ja musiałem się nie zgodzić. 
– Banshee to nie pies, tylko ogar piekielny, i jest tak mądra, jak przeciętny poborca podatkowy. Może nie rozumie takich bardziej ludzkich problemów, bo jej nie dotyczą, ale wysłucha. I to naprawdę wysłucha. To mi wystarczy – wyjaśniłem, nie czując się z tym źle. To mi wystarczyło, by mnie ktoś słuchał. Też miło byłoby, gdyby mnie ktoś rozumiał, ale bez tego sobie jakiś radzę. Zrozumieć mógłby mnie tylko inny demon. I to taki demon, który kocha. Wątpię, że takowy gdzieś się tu znajduje, więc tak czy siak jestem skazany na samotność. Najważniejsze, że sobie mogę pogadać. 
– To dalej za mało – zauważył ze zmartwieniem Mikleo. 
– Mi wystarczysz ty, byś był bezpieczny i szczęśliwy. A po tym cała reszta nie ma najmniejszego znaczenia – wyznałem, po czym pocałowałem go w policzek. A teraz, mój piękny mężu, powinieneś odpocząć. Iść spać i troszkę się odstresować, kilka dni nie byłeś sobą, musisz zebrać siły – poprosiłem, gładząc go po policzku. Oczywiście będę przy nim, by mi na pewno odpoczął, a jak już się przebudzi, będę mógł się zająć obowiązkami domowymi, takimi jak pranie, sprzątanie, naprawianie płotu... Bardzo demoniczne obowiązki to są. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz