Trochę nie rozumiałem w tym wszystkim mojego męża, przecież dzisiaj trochę mnie dla siebie mieć będzie. Nie musimy się z niczym spieszyć, on mógł sobie odpocząć, wyciągnąć się, uspokoić oddech, a ja bym mu przez ten jeden dzień trochę usługiwał, albo może lepsze słowo to rozpieszczał. Kto w końcu nie chce, by wokół niego wszystko było robione, a samemu nic nie robić? Ja tam nie narzekałbym, gdybym nie musiał się martwić o pieniądze. To byłoby znaczne ułatwienie nam życia. Miałbym więcej czasu dla rodziny, na dom... no, ale niestety fak dobrze nie ma, chociaż dalej uważać będę, że mój mąż nie zasługuje na takie przyziemne życie, przyziemne problemy. On powinien mieć wszystko, co najlepsze, kocham się nie przejmować, pływać w luksusach... kiedyś mu coś takiego takiego zapewnię, na razie wszystko co robię, to zabieram jego zmartwienia finansowe.
– Jeśli tego chcesz, możemy tak zrobić, ale na pewno nie chcesz sobie poleżeć? Zrobiłbym coś słodkiego do picia, ty byś się rozluźnił, może dokończył tę książkę... zrobiłbyś sobie dzień tylko dla siebie – zaproponowałem, kiedy odsunął się od moich ust.
– Jestem pewien, że chcę spędzić z tobą więcej czasu – odparł, na co się łagodnie uśmiechnąłem. Głupiutki aniołek. Sam krzywdzi siebie tym, że się ode mnie uzależnia.
– Czy już ci mówiłem, że za dużo czasu spędzasz ze mną i powinieneś sobie znaleźć jakiegoś przyjaciela? – zapytałem, gładząc jego już na całe szczęście chłodny policzek.
– Coś tam wspominałeś, ale mam ciebie i nikogo innego nie potrzebuję – wyznał, na co pokręciłem z niedowierzaniem głową. Albo jest głupszy, niż początkowo zakładałem, albo jest za bardzo zapatrzony we mnie. I jedno i drugie nie jest optymistycznym scenariuszem.
– Właśnie, że potrzebujesz. Zastanów się nad tym, póki nie jest za późno – odpowiedziałem, idąc do kuchni, a Mikleo oczywiście ruszył posłusznie za mną.
– Jak na razie dobrze mi tym – wyznał, ale ja tak nie do końca mu uwierzyłem.
– Oczywiście, ani razu nie byłeś na mnie zły, i nie miałeś mnie dosyć. Może gdybym był idealnym mężem, uwierzyłbym to, ale znam trochę siebie, trochę swoje demoniczne zapędy i doskonale wiem, że jestem... Trudny. I nieodpowiedni dla ciebie – wyznałem, po kolei wyjmując z szafek potrzebne składniki. Trzeba by się już wkrótce przejść do miasta, zrobić zakupy... może zrobiłbym to jutro rano, jak mój mąż będzie sobie smacznie spać? Szybkie zakupy i powrót. Myślę, że to byłoby w porządku.
– To, że jesteś tego świadom, już bardzo dobrze o tobie świadczy – stwierdził bardzo miło, oczywiście jak zawsze znajdując we mnie tylko te pozytywne cechy i wymówki. Zresztą, nie tylko we mnie. W każdym znajdzie coś dobrego, albo powód, dla którego zachowuje się tak, a nie inaczej. I ja mam go puścić samego do miasta, do pracy na przykład? Przecież on by sobie rady nie dał. Zaraz zostałby zjedzony żywcem przez te kanalie.
– To na nic mi się zdaje, skoro nie potrafię nad sobą panować – mruknąłem, wyciągając miski. – Skupmy się już ja tych naleśnikach, bardzo proszę. One są znacznie mniej męczącym tematem, a chciałbym, by wyszły dla ciebie perfekcyjnie.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz