piątek, 8 listopada 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Ledwo jest w stanie działać, chodzić i myśleć, a już chce coś robić. Przecież to aktualnie odpowiedzialne, no ale czy mogę oczekiwać po nim racjonalnego myślenia w tym stanie? Ano właśnie. Teraz muszę go pilnować, by nic głupiego mu się nie stało, bo teraz jest to wielce prawdopodobne. Przynajmniej do końca tego dnia, bo jutro z kolei znów będzie ledwo żywy i będę mógł być znacznie spokojniejszy. 
– Oczywiście, pójdziemy na spacer, weźmiemy pieski, spędzimy przyjemnie czas, jednak wpierw trzeba się ubrać, tak? Jedyne, co masz na sobie, to moją koszulę. Tylko i wyłącznie w moją koszulę. Założysz bieliznę, spodnie i możemy wyjść – zachowywałem spokój, uśmiechając się łagodnie. Ktoś musiał zachować rozwagę, no i padło na mnie. No nic, póki mam go pod pieczą, wszystko jest w porządku.
– A muszę? – spytał niechętnie, pusząc policzki i wyglądając przy tym jak małe dziecko. 
– Ubrać się przed wyjściem? Owszem. Chodź, zaraz ci coś wybiorę i cię przypilnuję, byś mi nigdzie nie uciekł – zaproponowałem, chwytając jego dłoń i ciągnąc go w stronę domu. 
Mikleo coś tam marudził sobie pod nosem, ale ładnie pozwolił mi się poprowadzić. Zaprowadziłem go do sypialni, posadziłem na łóżku, a następnie wybrałem mu bieliznę, jakieś długie spodnie i podałem mu je. Musiałem przypilnować go, by się ubrał, i to poprawnie ubrał. A to koszula nie dopięta, niewkasana, ogólnie wyglądał tak trochę niechlujnie... naprawdę jak z dzieckiem. I że to na mnie narzeka. Czasem spojrzałby na siebie. 
– No, gotowe. Jeszcze tylko włosy... – dodałem, poprawiając jego kosmyki opadające na jego śliczną, porcelanową twarzyczkę. 
– A musimy to teraz zrobić? Chcę już iść na spacer – bąknął cicho, tupiąc nóżką. No co za słodki chłopiec z niego. 
– Chociaż ci je rozczeszę, dobrze? Są takie piękne, więc trzeba o nie dbać – wyjaśniłem, chwytając za szczotkę, by powolutku zabrać się za rozczesywanie jego splątanych kosmyków. 
– Lubisz je? – spytał, patrząc się z zainteresowaniem w moje odbicie w lustrze. 
– Uwielbiam je. Ich długość, miękkość zapach... ale gdyby były krótkie, też bym je uwielbiał. A to dlatego, że uwielbiam ciebie – powiedziałem i ucałowałem go w czubek głowy. – Widzisz? I już jest lepiej. I zdrowiej dla nich. I wygodniej dla ciebie. No, możemy wychodzić, tak jak chciałeś. Nad jezioro? – zaproponowałem, chwytając jego dłoń. 
– Nie, nad jeziorem już byliśmy. Chodźmy przed siebie – zaproponował, ciągnąc mnie mnie do wyjścia, i to w wielkim pośpiechu. 
– I jak daleko będziemy iść? – zapytałem rozbawiony, mini wszystko dając się mu prowadzić. Skoro czuje potrzebę, by iść przed siebie, ja mu będę towarzyszył. I pilnował, by nic mu się nie zdarzyło. 
– Nie wiem. Tak długo, jak mi się będzie chciało. A teraz naprawdę bardzo mi się chce – wytłumaczył, po czym przyspieszył kroku, przez co i ja trochę musiałem się szybciej się poruszać, chociaż nie jakoś bardzo. Byłem wyższy od Miki'ego, więc jakoś tak szybciej się poruszałem. 
– Gdziekolwiek mnie nie zaprowadzisz, tam za tobą pójdę i przypilnuję twojego bezpieczeństwa – wyjaśniłem, mówiąc wszystko oczywiście zgodnie z prawdą. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz