Dlaczego mój mąż psuje mi całą zabawę? Przecież nie zrobiłem niczego złego, nikomu nie przeszkadzam, a mimo to chce mnie wyrzucić. To nie jest sprawiedliwe, tak nie powinien się zachowywać.
– Przestań gadać głupoty, nic się nie stanie, daj mi się bawić – Burknąłem, nawet nie ukrywając tego, że mam gdzieś to, co mówi, chcę pić, ale grzecznie, a wszystko dla tegoż, że on później będzie się gniewał, a ja nie wiem za co.
– Posłuchaj mnie albo grzecznie opuścisz to miejsce, albo siłą cię stąd wyrzucę, stracę pracę, a wszystko to będzie twoją winą – Zagroził mi, a to działa na mnie najbardziej.
Mimo że naprawdę nie chciałem go słuchać i robić tego, na co ma on ochotę posłusznie kiwnąłem głową, uwalniając swoją dłoń z jego uścisku.
– Wszystko musisz popsuć – Burknąłem, opuszczając knajpę, posłusznie opuszczę to miejsce, ale do domu na pewno nie wrócę, oj, nie ma takiej opcji, nie będę psuł sobie zabawy, tylko dlatego, że on chce mieć mnie tylko dla siebie, pójdę gdzieś, gdzie mnie nie znajdzie, chociaż nie wiem, po co miałby mnie szukać i po co ja miałbym gdzieś pójść, tak właściwie, co ja mam teraz robić? Chciałem się napić on mi wszystko zespół, co za demon.
Chodziłem sobie trochę tu trochę tam, jacyś ludzie próbowali do mnie zagadać, ale ja nie miałem ochoty na rozmowy, byłem obrażony i chciałem pić, szkoda tylko, że nie mam gdzie się napić, chociaż może…
Ruszyłem do domu, bo w końcu tam mogłem się napić, i to chętnie zrobię, gdy tylko trochę do domu.
W drodze do celu co chwilę coś mi przeszkadzało, wszystko mnie rozpraszało, z powodu czego ruszałem w całkowicie innym kierunku i tak przez cały czas, zabawa przednia, chociaż zdążali mi się bawić jeszcze lepiej, co ja tak właściwie chciałem robić? Chyba już dawno się pogubiłem.
Miałem nawet wrażenie, że się zgubiłem i chyba nawet tak było, no nic w tej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia, podążałem własnymi ścieżkami, aż nastał dzień, z powodu którego poczułem narastające zmęczenie, cicho ziewnąłem, przetarłem oczy, postanawiając wrócić do domu, gdzie będę mógł położyć się na łóżko.
Ziewałem pół drugi, postanawiając w końcu odpocząć tak na kilka chwil zamknąć oczy, to przecież nic wielkiego, minuta dwie i już będę gotowy co powrotu.
Jak postanowiłem, tak zrobiłem, usiadłem na chwilę pod jednym ze starych drzew, zamykając oczy, ucinając sobie krótką drzemkę, tego w tej chwili najbardziej potrzebując.
Pojęcia nie mam, ile spałem, gdy natomiast otworzyłem ponownie swoje oczy, byłem… w łóżku… co ja robiłem w łóżku? Jak się tu znalazłem?
Zdziwiony chciałem się poruszyć, co utrudniły mi silne ramiona, zdziwiony odwróciłem głowę w drogą stronę, dostrzegając męża.
– Sorey? – Zdziwiony byłem w stanie tylko wypowiedzieć jego imię, nie kontaktując jeszcze, co się stało i skąd ja się tu w ogóle znalazłem.
– Yhm – Odpowiedział, a po jego minie dało się wywnioskować, że zadowolony to on nie jest, a więc coś zrobiłem tylko co? Nie pamiętam za wiele.
– Co ja tu robię? – Zapytałem, wciąż nie rozumiejąc, co ja tu z nim robię, w domu, do którego nie miałem w całe aż tak blisko, a przynajmniej tak mi się wydawało.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz