niedziela, 17 listopada 2024

Od Mikleo CD Soreya

Trochę mnie rozbawił wypowiedzianym przez siebie słowami, wyglądam jak owieczka? W sumie to nie raz mu już to mówił, słodka owieczka, którą chętnie by schrupał, a która również chętnie dałaby się schrupać.
– Może od dziś nie będę spał z tobą w łóżku, tylko pójdę do farmera prosić o miejsce na sianku – Odpowiedziałem, rozbawiony jego słowami, które zostały w moją stronę wypowiedziane.
Sorey również uśmiechnął się szeroko, mocniej przyciągając do siebie.
– Nie mógłbym się na to zgodzić, wtedy nie miałbym cię przy sobie, a tak być nie może – Nie do końca miał rację, w końcu, gdy go nie ma, tak naprawdę mogę spać, gdzie chce, to znaczy mógłbym, gdyby nie był tak zaborczy, chcę jednak mieć mnie tylko dla siebie, z powodu czego sianko odpada na, chyba że z nim.
– Wiesz, tak naprawdę w nocy nie ma cię tu przy mnie, a gdybym tak spał na sianku, pięknie bym nim pachniał – Stwierdziłem naprawdę rozbawiony tematem, który poruszaliśmy.
– Właśnie, mnie nie ma, a nie chcę, aby ktoś inny, gdy będziesz słodko spał na sianku, obserwował cię, mógłbym się na to zgodzić tylko pod warunkiem, jeśli tym obserwującym byłbym ja – Stwierdził, oblizując swoje worki na samo wspomnienie takiej sytuacji.
– Lubisz podglądać co? – Zapytałem rozbawiony, patrząc prosto w jego rubinowe oczy.
– Ciebie zawsze i w każdej sytuacji – Wymruczał, całując moją szyję, w którą po chwili się wgryzł, odruchowo jęknąłem, odchylając głowę do tylko, dając mu pełny dostęp do mojej szyi, abym mógł spokojnie napoić się moją krwią.
Sorey naparł na mnie całym swoim ciężarem, dociskając mocniej do materaca, na którym leżałem, upijając moją krew jak najdroższej jakości napój, który tak swoją drogą jest bardzo ciężko dostępny, w końcu tylko ja jestem w stanie mu go zagwarantować.
Mój mąż upił wystarczającą dla siebie ilość krwi, zlizując porządnie ranę, z której jeszcze przez chwilę sączyła się krew.
Zadowolony oblizał swoje usta, patrząc na mnie z uśmiechem na swoich ustach.
– Nie tylko wygląda jak owieczka, ale i smakuje jak… – Przelewał, zastanawiając się nad słowem, który chce lub powinien wypowiedzieć, porównując mnie do tej oto istotny.
– Jak owieczka? – Dokończyłem za niego, unosząc jedną brew ku górze.
– Nie, smakujesz jak ciasteczka, słodziutki i taki pyszny – Wymruczał, podgryzając płatek mojego ucha, trochę nieświadomie, nakręcając mnie, a to podłe, bo przecież za chwilę mi powie, że niczego dostać nie mogę, bo czuję się źle, okrutnik z niego.
– Hym, tak sobie myślę skarbie, bo wiesz, skoro jestem taki słodki i pyszny to może chciałbyś mnie schrupać teraz, zaraz, w tej oto chwili – Wymruczałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, mając ochotę na drobne szaleństwo.
Sorey do pracy pójdzie za kilka godzin, a więc dlaczego by nie skorzystać z takiej możliwości, jaką mamy, dzieci nie na, a więc to dobra okazja, abyśmy mogli się kochać bez obaw, nikt nas nie usłyszy, nikt nie zobaczy, a więc czy jest jakiś problem? Oby nie, bo będzie mi naprawdę przykro, tym bardziej że sam mnie nakręca.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz