Rozbawił mnie swoimi słowami, spiekanie z moim wujkiem dla niego zdecydowanie nie będzie proste, ja sam już przyzwyczaiłem się do jego głupiego gadania i tych bezsensownych złośliwości mój mąż, natomiast nie musi tego znosić i wcale nie musi tam ze mną pójść.
– Wiesz tak naprawdę, jeśli nie chcesz, nie musisz wcale tam iść – Zauważyłem, nie chcąc, aby się stresował ani złościł tylko dlatego, że mój wuj jest uprzedzony do każdego człowieka, nawet do tego, który bądź co bądź jest członkiem jego rodziny, może i nazwisko zmieniłem, ale to wciąż mój wuj, a skoro Daisuke stał się moim mężem, stał się również rodziną dla mojego wuja. A z drugiej strony, jeśli nie chce, nie musi go uznawać, nie jest to potrzebne ani jednej, ani drugiej stronie.
– Nie puszczę cię tam samego, nie mogę powiedzieć, że to niebezpieczne, bo nie dla ciebie, ale nie chcę wypuszczać cię samego, ty przybyłeś tu ze mną, a teraz ja pojadę z tobą – Stwierdził, trzymając się bardzo blisko mnie, powoli się przy mnie wyciszając.
– Dobrze już dobrze w takim razie ruszajmy, im szybciej odbierzemy Kodę, tym szybciej będziemy mogli wrócić do domu – Uświadomiłem nas, wiedząc już, że nie ma sensu tutaj stać, do jego babci i tak nie wrócimy to jasne, a więc pora zrobić coś bardziej pożytecznego, niż stać i czekać, a nikt tak naprawdę nie wie, na co.
– Masz rację, ruszajmy, nie ma co marnować czasu z tą kobietą i tak nie chcę już rozmawiać – Stwierdził, a w jego głosie dało się usłyszeć niezadowolenia, niechęć i kilka innych emocji, które mieszały mi się, że złością, z powodu czego trudno było mi zrozumieć, co konkretnie siedzi mu w głowie.
Trzymając jego dłoń, ruszyliśmy w stronę naszych koni gotowi ruszyć po Kodę do domu mojej rodziny, jak to zabawnie w mojej głowie brzmi. Rezydencja kiedyś należąca do mojego rodu dziś należy do mojego męża, wykupił to wszystko bez mrugnięcia okiem, bogaci ludzie naprawdę są w stanie kupić wszystko i tak wiem, że teraz też należy do tych bogatych, a jednak nie potrzebuję tego wszystkiego, wystarczy mi miłość mojego męża, jego bliskość nic więcej do szczęścia już nie trzeba.
Po dotarciu do koni wyruszyliśmy w podróż, nie śpiesząc się za bardzo, w rezydencji możemy przecież zostać na noc, a mój wuj nie ma prawa nic na to powiedzieć.
Oczywiście po dotarciu na miejsce dało się wyczuć niezadowolenie bijące od mojego wuja, ten człowiek naprawdę nienawidzi ludzi, a ja nic nie mogłem na to poradzić, dla niego ludzkość to sami źli ludzie, dla mnie to część mojego istnienia, wychowałem się wśród ludzi i nie uważam ich za wrogów, chociaż czasem właśnie nimi są.
– Kogóż moje oczy widzę, człowieczy syn, Jak miło cię znów spotkać – Mów wuj jak zwykle jadowicie powitał mojego męża, który również mu się odwdzięczył.
– Również cieszę się, że widzę starego, zaniedbanego mężczyznę, który wyglądem bardziej przypomina zwierzę niż człowieka – Odgryzł się, wymijając starszego mężczyznę, witając się z psem, który od razu do nas przybiegł. – Chciałbym cię również poinformować, że zadajemy tutaj na noc i nie obchodzi mnie twoje zdanie na ten temat – Dodał, rzucając mu pogardliwe spojrzenie, nim wszedł do rezydencji.
Oj, mój wujek naprawdę się zdenerwował, problem był tylko taki, że nic nie mógł z tym zrobić, to własność mojego męża, a więc może tylko sobie pod nosem pogadać.
Rozbawiony ruszyłem za moim mężem, pozostawiając złego i poirytowanego wuja samego, niech trochę pobędzie z tym sam, szkoda mi go nie będzie.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz