poniedziałek, 11 listopada 2024

Od Mikleo CD Soreya

Taniec, picie, jedzenie? Przecież na tego w ogóle nie chciałem, dlaczego każe mi tu w ogóle być, śmierdzi tu i jest dziwnie, nie chcę tu być.
– Czemu mam tu tańczyć? Nie chcę tańczyć, dlaczego w ogóle mnie to zaciągnąłeś! – Burknąłem obrażony na niego za to, że w ogóle na taki pomysł wpadł, przecież mówiłem mu, że chce być w domu, po co mnie tu wyciąga? Przecież on sam też nie lubi tańczyć, nie musi jeść ani pić, a ja sam tego robić nie będę.
– Słucham? Ja ciebie zaciągnąłem? Miki przecież sam chciałeś tu przyjść, chciałeś potańczyć i coś zjeść pamiętasz? – Czy ja to pamiętałem? Absolutnie, że nie, coś zmyśla i jeszcze próbuję wszystko odrzucić na mnie.
– Nieprawda niczego nie chciałem – Mruknąłem niezadowolony pod nosem, idąc znów przed siebie trochę, zapominając o mężu, który nie zapomniał o mnie, cały czas przy mnie był krok w krok za mną. Chodził, pilnując przed moimi pomysłami.
– Chcę do domu – Stwierdziłem, po kilku kółkach, które zrobiłem, nie znajdując tu niczego ciekawego, co byłoby w stanie mnie zainteresować, a samo chodzenie w kółko wcale ciekawe nie było.
– Jesteś pewien? Niczego nie chcesz? Nie chcesz przypadkiem jeść albo pić? A może chcesz potańczyć albo zrobić coś innego? – Zapytał chyba, mając na coś takiego ochotę, no cóż, jeśli chce, niech idzie, przecież ja mu nie zabraniam, ja chcę do domu. I zdania nie zmienię.
– Do domu – Stanowczo tupnąłem nogą, jak małe dziecko chcąc pokazać mu, że nie może zmienić moje decyzje, idę do domu i koniec kropka.
Sorey ciężko westchnął, chwytając moją dłoń tak dla pewności, że mu nie ucieknę ani na nic głupiego nie wpadnę, chociaż tak naprawdę, gdybym chciał zrobić coś głupiego. To myślę, że nawet on nie byłby w stanie mnie przed tym powstrzymać.
– W takim razie wracamy do domu – Widziałem po nim, że ma dość, cóż, nikt nie kazał mu za mną chodzić…
Sorey dopilnował, abym wrócił do domu wraz z nim, upewniając się, czy nic mi nie grozi.
– Mam ochotę na lody – Stwierdziłem, gdy tylko zamknęły się za nami drzwi, w sumie to, czemu my wróciliśmy do domu? Przecież ja chciałem na lody…
Nim, jednak zdążyłem coś zrobić, Sorey chwil mnie za ramiona lekko potrząsając.
– Miki posłuchaj, muszę iść do pracy, a ty musisz tu zostać, musisz być grzeczny i jedyne, gdzie możesz, wyjść to jezioro rozumiesz? – Patrzyłem, słuchałem, ale czy rozumiałem? Nie do końca, dlaczego mam zostać? Nie chcę zostać.
– Nie – Mruknąłem niezadowolony, mam za dużo siły, aby tu zostać, nie zgadzam się.
– Posłuchaj sam, nigdzie nie możesz pójść, masz zostać tu, a jeśli się nie posłuchasz, czeka cię kara – Stwierdził, chwytając mnie trochę mocniej, abym wiedział, że on nie żartuje.
Kiwnąłem głową, pozwalając się posadzić na kanapie.
Sorey coś tam jeszcze mówił, ale szczerze w ogóle go nie słuchałem, żyjąc w swoim świecie.
Mój mąż opuścił dom, a ja zastanawiałem się przez chwilę co mam robić i cóż, nie wpadłem na nic konkretnego, dlatego wstałem, zamknąłem za sobą dom i wyruszyłem w drogę gdzieś przed siebie, nie wiem do końca, gdzie się kierowałem, najważniejsze było to, że idę, a reszta sama się jakoś ułoży.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz