Na jego słowa uśmiechnąłem się łagodnie ciesząc się, że mu smakowały. Trochę je robiłem w ciemno, staram się nie jeść ani nawet nie próbować jedzenia w obawie przed uzależnieniem się od niego. Z ludzkich potrzeb jedynie zaspokojenie pożądania i bliskość mojego męża jest u mnie zauważalne, i na tym chciałem poprzestać. Tyle mi wystarczy, a to i tak całkiem sporo, bo przez to jestem cierniem dla mojego męża, którego cały czas krzywdzę, a on w ogóle się wydaje tego nie zauważać.
– Za chwilę przyjdzie kolejna porcja. Jak ci mało słodko, posmaruj sobie kremem czekoladowym – podpowiedziałem, skupiając się na smażeniu kolejnych nie chcąc, by naleśniki były spalone. Tak właściwie to dalej nie rozumiałem, po co Mikleo tutaj ze mną przychodził. Mógł sobie leżeć, i odpoczywać, a ja bym tu wszystko zrobił. No ale skoro tak bardzo chciał, już niechaj tutaj sobie będzie.
– Z chęcią, ale już jest go tak mało... – Mikleo westchnął ciężko, jakby bał się zużyć tej resztki, czego nie rozumiałem. Skoro jest, to czemu nie korzysta? Przecież zawsze można dokupić, i to nawet zamierzałem jutro zrobić.
– Jedz śmiało, będę jutro na zakupach, to dokupię. Zresztą, lepiej zjeść niż oszczędzać, żeby się zmarnowało – pouczyłem go i pocałowałem w czubek głowy.
– Idziesz jutro na zakupy? Mogę pójść z tobą? – zaproponował, podekscytowany na samą tę myśl.
– No nie wiem, czy tak sobie po prostu będziesz mógł. Chciałem to zrobić rano, byśmy mieli dużo czasu dla siebie, i też nie mogę pozwolić, byś poznał moje miejsce zaopatrywania się w ten czekoladowy krem. Wtedy pójdzie na niego cała moja wypłata – westchnąłem ciężko, oczywiście tylko sobie żartując, ale też tak nie do końca. Doskonale wiedziałem, jaką mój mąż ma słabość do tej słodkości, i gdyby mógł, to by to pochłaniał, dopóki by się nie pochorował. A jak by wyzdrowiał, znów by zaczęło się od początku.
– Więc zamknę oczy i nie będę podglądał – obiecał, już znacznie chętniej chwytając za słoiczek już nie taki pełen słodkości.
– To jeszcze muszę to przemyśleć. Na razie są naleśniki i skupić się muszę na nich, nie chcę ci ich przypalić – odpowiedziałem, jeszcze musząc rozważyć wszelkie za i przeciw. Trochę nie chciałem, by udawał się do miasta ze mną. Nie chciałem, by ci wszyscy ludzie zwracali na niego swoją uwagę, a tak może być. Nie mam aż tak podzielnej uwagi, by skupiać się na zakupach i na tym, by trzymać te kanalie z dala od mojego męża. A czy on będzie potrafił im odmówić? Znaczy, na pewno będzie im odmawiał, ale czy będzie na tyle stanowczy? W to trochę wątpiłem, nigdy nie potrafił taki być, dlatego będę musiał go chronić. – Proszę bardzo, to już wszystkie, mam nadzieję, że zaspokoi to twoje zapotrzebowanie na słodkość – powiedziałem, odwracając się w jego stronę z pełnym talerzem. Jak to pochłonie i będzie mu mało, to ja nie wiem, co takiego mógłbym mu jeszcze zrobić, by ten głód zaspokoić. Wtedy faktycznie jakiś wypiek musiałby wejść w grę, a ja w wypieki to za bardzo nie potrafię... coś tam bym jednak spróbował. Dla niego wszystko, dosłownie i w przenośni.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz