piątek, 31 stycznia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Wcale nie uważałem, aby mój mąż był złym rodzicem. Nie było mnie wtedy przy nim, owszem, nie znałem całego kontekstu sprawy, nie było mnie, byłem w końcu martwy, ale poznałem przecież Mikleo doskonale. Wiedziałem, że starał się najlepiej, jak tylko mógł, a warunków łatwych nie miał. Podszedłem do niego i przytuliłem go do siebie, gładząc jego włosy. Miałem do niego wyrzuty, że nie powiedział mi o mojej przeszłości, zwłaszcza, że przecież nie raz się o nią pytałem. Dalej miałem wrażenie, że jeszcze coś przede mną ukrywał, ale w tej chwili lepiej, bym się nie dopytywał. Teraz muszę go pocieszyć po tym, co powiedział mu Merlin, bo zachował się okropnie. I żałoba go wcale nie usprawiedliwia. 
- Starałeś się, jak mogłeś. Na pewno nie byłeś idealny, miałeś swoje problemy, ale na pewno się starałeś. A dzieciaki, zwłaszcza z biegiem lat, powinny być wyrozumiałe. Yuki i Misaki to rozumieją. Merlin ma wszystko, i co on z tym zrobi, będzie należeć tylko od niego – powiedziałem cicho, nie przestając gładzić jego włosów. 
- Yuki i Misaki byli już wtedy starsi. A Merlin był dzieckiem i potrzebował więcej uwagi – odparł niepewnie, a ja już czułem, że sobie coś ubzdurał. 
- I dałeś mu jej tyle, ile mogłeś. Przez długi czas przecież nie miał do ciebie problemu, chyba nie radzi sobie teraz z żałobą i zamiast szukać pomocy, dać sobie pomóc, woli wszystkich obwiniać i zatracać się w ciemności, którą ma w sercu. Jeżeli będzie chciał pomocy, nie da się mu pomóc – mówiłem łagodnie, chcąc go uspokoić. 
- Powiela moje błędy. Po twojej śmierci też nie potrafiłem się pozbierać – mruknął cicho, nie sprawiając wrażenia, jakby chciał stąd już iść. 
- Może też był dzisiaj bardziej nerwowy i gorzki przeze mnie? Mówiłem ci, że źle wpływam na ludzi. A skoro miał problem, to moja obecność tylko bardziej go podjudziła, i obudziła w nim te jego najgorsze emocje – westchnąłem cicho, powoli zdając sobie sprawę, że to nie był dobry pomysł. Miki mógł iść tam sam, na pewno byłoby lepiej, bo gdybym został blisko Lailah, moja aura całkowicie by została zagłuszona. Wiedziałem, że to niezbyt dobry pomysł, bym się tutaj znalazł. Pewnie gdyby nie Lailah, atmosfera w domu Misaki byłaby równie nerwowa. - Zostań tutaj z dzieciakami. Daj Merlinowi dzień, dwa, i odwiedź go, beze mnie. Masz wtedy większą szansę na to, że rozjaśnisz ten mrok, który powoli go ogarnia. 
- Sorey... - zaczął, ale nie pozwoliłem mu dokończyć. Ja już tam wiedziałem, co takiego w tej głowie mu siedzi. Uklęknąłem więc przed nim, chwytając w dłonie jego policzki.
- Chcę mu pomóc, ale ja do takich rzeczy się nie nadaję. Znaczy bardziej nadaję się do skracania niegodziwców o głowę i od pilnowania waszego bezpieczeństwa. A kiedy nasz syn ma takie problemy, tylko przeszkadzam. Takie są fakty, skarbie, im zaprzeczać nie możesz – uspokoiłem go, gładząc jego policzek kciukiem. Naprawdę miałem nadzieję, że po moich słowach to wszystko sobie przemyśli, i że tu zostanie. Obecność kolejnego anioła na pewno tym ludziom pomoże, a moje odejście ulży nie jednemu. Na pewno też Miki poczuje się lepiej, tylko się do tego nie przyzna, ale nie musi, wystarczy, że ja to wiem i mi to w zupełności wystarczy. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Obudziłem się w pewnym momencie, w totalnej ciemności i całkowicie sam. Tak mi się wydawało, że sam. Dłonią pomacałem drugą stronę łóżka, i było ono zimne. Podniosłem się niepewnie do siadu, rozglądając się po pokoju, w którym chociaż mogłem coś dostrzec dzięki dogasającemu w ogniu kominku. To mierne światło pomogło mi zobaczyć godzinę, wpół do dwunastej. Biorąc pod uwagę, o której musimy rano wstać, Haru tu powinien być. I spać. Chciałem już wstać, i go poszukać, ale w tej chwili do środka wszedł mój mąż. W końcu. Jak mi zacznie gadać, że ja gadam głupoty, to się obrażę na niego. To było stwierdzenie faktu, zawsze są rzeczy ważniejsze ode mnie. 
- Gdzie byłeś? - zapytałem zachrypniętym głosem, obserwując go z uwagą. 
- Mówiłem, że dokończę oglądanie domu. I skończyłem – stwierdził zadowolony, podchodząc do mnie i po drodze odstawiając mój notatnik. - Jak się czujesz? Lepiej? Czegoś potrzebujesz? Coś do picia, jedzenia?
Zastanowiłem się nad jego słowami, czy ja coś chciałem? Jeść nie miałem ochoty, ale napić to ja bym się mógł. Gardło miałem strasznie suche. Doskonale wiedziałem jednak, gdzie jest kuchnia, dlatego pokręciłem głową. Do rana przeżyję, a on na pewno jest padnięty. W tej chwili powinniśmy skupić się na nim, nie na mnie. Zresztą, mam nogi, jak się ogarnę, to sam sobie przyniosę. I tak powinno być. Tyle śpię, to nic dziwnego, że później nie potrafię ustać na nogach.
- A umyć się chcesz? - zapytał, co w sumie nie było złym pomysłem. - Od razu sprawdziłbym twoje rany, zmienił bandaże, co? 
- To chyba nie jest zły pomysł. Ale powinniśmy się pospieszyć, żebyś poszedł spać. Musimy wcześniej pójść spać, by wcześnie wstać – odpowiedziałem, cicho wzdychając. Wyglądał na strasznie zmęczonego, i nie dziwiłem się mu. To ja to powinienem robić, nie on. 
- Damy radę. Chodź, pomóc ci? - zapytał, przyglądając mi się z uwagą i ze zmartwieniem. 
- Powinienem dać radę. Zamiast mi pomagać, lepiej zapal świeczki, już może przygotuj kąpiel. Tak chyba będzie najlepiej – poprosiłem, powoli się podnosząc z miękkiego materaca. 
- Jak coś będzie nie tak, to wołaj, wrócę po ciebie – poprosił, i nim zniknął w łazience, pocałował mnie w czoło. 
Pomimo tego, że czułem się jeszcze tak słabo, trochę niemrawo, ale powoli do tej łazienki dotarłem. Jeżeli rano tak to będzie wyglądać... nie może tak być, bo utrzymanie się na koniu będzie dla mnie problemem. Do jutra muszę zrobić wszystko, by nie przejawiać takich objawów słabości, bo Haru będzie chciał zostać. A Ja nie mogłem pozwolić na to, by został. Nie może stracić pracy z mojego powodu. Już raz tak się stało, czułem się z tym okropnie i nie pozwolę, by stało się to kolejny raz. 
Podczas, kiedy Haru tam przygotowywał kąpiel, ja usiadłem na stołku, zaczynając rozwijać te bandaże. Rany już chyba się zagoiły na tyle, że opatrunki nie są potrzebne, przynajmniej nie ze względów medycznych, ale estetycznych... tak, jak chodzi o estetykę, to z lepiej wyglądam z nimi.
- Gotowe – usłyszałem głos męża, po którym zacząłem się rozbierać. 
- Dziękuję, ale nie wolisz umyć się pierwszy? Umyłbyś się, położył spać, a ja tu powoli bym się ogarnął, i posprzątał – odezwałem się, odpinając powoli guziki swojej koszuli. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Nie chciałem tego na nowo przerabiać, nie chciałem już tego tłumaczyć, co to zresztą zmieni? To było dawno, gdy jeszcze był człowiekiem opętanym przez zło, nie był sobą, wszystko wytłumaczyliśmy sobie wtedy, a on znów stał się dobry, zapłacił za to, co zrobił, poniósł tego konsekwencję, aby później żyć, tak jak żyć powinien, w tej chwili to już nie ma znaczenia.
– O twoim ludzkim życiu, a bardziej sytuacji, która się wydarzyła, nim jeszcze byliśmy razem – Wytłumaczyłem, czując, że będzie chciał drążyć ten temat, a ja mimo tego, że nie chcę, będę musiał wszystko na nowo opowiedzieć, oby, tylko nie przejmował się tym ponownie, bo to niczego już nie zmieni.
– Co się wtedy wydarzyło? – Zapytał, mrużąc gniewnie oczy, idąc szybko zbyt, szybko, zdecydowanie nie nadążałem.
Zatrzymałem się, czując, że nie nadążę za nim, Sorey, widząc to, od razu zatrzymał się, odwracając w moją stronę, podchodząc bliżej, wyczekując mojej odpowiedzi.
– Dawno temu w czasach, gdy jeszcze byliśmy tylko przyjaciółmi, opętało cię zło, chęć posiadania dużej mocy, całkowicie wyłączyło ci zdrowe myślenie, wstałeś się zły do szpiku kości, zabijając każdego, kto był zły, zapominając o oczyszczeniu ich, uwięziłeś Lailah w meczu, chcąc mieć cały czas dostęp do jej mocy, a ja, próbując cię nawrócić, czasem oberwałem za nieposłuszeństwo – Wyjaśniłem, nie brzmiąc na zbytnio przejętego, bo i dlaczego przejmować bym się miał? To było dawno i już dawno sobie to wyjaśniliśmy, po co, więc dalej to rozdrapywać?
– Dlaczego mi tego nie powiedziałeś? – Zapytał, ze złością, smutkiem i pretensją w głosie.
– A co, to by zmieniło? To było dawno temu w czasach, gdy byłeś jeszcze głupim nastolatkiem, który nie wiedział, czego chce, byłeś człowiekiem, który popełnił błąd, tamtego mężczyzny już nie ma. Nigdy później nie wrócił, nigdy więcej później nie skrzywdziłeś mnie – Wyjaśniłem, nie chcąc, aby teraz się obwiniał za błędy ze swojego ludzkiego życia. Tym bardziej że dawno mu już je wybaczyłem.
– Coś mi się nie zgadza – Mruknął, bardziej do siebie niż do mnie, a jednak mówił to na tyle głośno, abym i ja to usłyszał.
– Co takiego? – Zapytałem, nie rozumiejąc, co takiego mu się nie zgadza.
– Skąd Merlin o tym wszystkim wie? – Na to pytanie posmutniałem, chociaż tak naprawdę nie wiedziałem czemu.
– Merlin jest wyjątkowy, zawsze wiedział więcej, czuł więcej i widział więcej. Nigdy nie mówiliśmy o tym dzieciom, bo i dlaczego mieliśmy? Po tamtym wydarzeniu nie powtórzyło się to, a nasze życie było bardzo spokojne – Wyjaśniłem, siadając na kawałku starego zniszczonego już pnia.
Sorey nic nie mówił uważnie mnie, obserwując, a ja myślałem, czując się winien za wszystko to, co się wydarzyło.
– Dlaczego on taki jest? – Słysząc pytanie Soreya, westchnąłem ciężko, wpatrując się w swoje dłonie
– Myślę, że Merlin jest taki właśnie przeze mnie, kiedy odszedłeś, było mi bardzo ciężko zaopiekować się dziećmi, robiłem wszystko, co potrafiłem, aby byli szczęśliwi, ale chyba było to zbyt mało, zaniedbałem ich, a teraz są tego skutki. Merlin ma rację, powinniśmy się byli dobrze zastanowić, nim zrobiliśmy sobie dzieci – Wyznałem, czując narastający smutek, który uderzał we mnie z każdej możliwej strony, uświadamiając mi, jak bardzo złym rodzicem byłem i może nawet jestem.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Nie wiem, czy był sens w ogóle tego komentować, wmawia sobie rzeczy niestworzone i żadne moje słowa tego nie zmieni. Pozostaje, więc tylko milczeć lub łagodnie się do niego uśmiechać i głaszcząc po głowie, aby jak najszybciej zasnął.
– Śpij – Wyszeptałem, kładąc dłoń na jego włosach, uśmiechając się przy tym łagodnym. – Zmęczony opowiadasz niestworzone rzeczy – Stwierdziłem, wszystko zrzucając na jego zmęczenie, bo przecież, gdyby nie był zmęczony, to nie opowiadałby takich głupot.
Każdy ma prawo być zmęczony i każdy ma prawo nie być w stanie czegoś zrobić to nie grzech, nie mam do niego również o to pretensji to moja rezydencja, i to ja przede wszystkim muszę się nią zająć, nie on naprawdę wcale nie musi tu być, bo ma inne zdecydowanie ważniejsze sprawy niż bycie tutaj i mi pomaganie.
Jestem mu za to bardzo, ale to bardzo wdzięczny jednak w tej sytuacji zdrowie jest najważniejsze.
Mój panicz spojrzał na mnie, mrużąc gniewnie oczy trochę tak, jakby chciał mi coś powiedzieć, ale nie miał na to siły, biedactwo takie zmęczone, a mimo to próbuję być taki silny.
W to jednak sytuacji nie jest w stanie nawet nic mi odpowiedzieć, a co dopiero coś zrobić.
Obrażony na mnie za to, co powiedziałem, wtulił się w należącą do mnie poduszkę, zamknął oczy i odwrócił się do mnie plecami.
No cóż, trudno lepiej tak, niż gdybym miał kombinować i próbować wstać nie chciałbym na siłę naprawdę go przywiązywać do łóżka, bo to nie wydaje się niczym przyjemnym, oczywiście co prawda są wyjątki, kiedy wiązanie jest okej, natomiast nie w tej chwili i nie takie rzeczy mi w głowie.
Pilnowałem go, czekając, aż zaśnie i tak jak się tego mogłem spodziewać, nie trwało to zbyt długo, zasnął, i to mimo tego, że walczył ze sobą, twierdząc, że ma siłę, w tej chwili wychodzi jednak, że wcale jej nie ma.
Dając mu spokój, zabrałem wszystkie jego notatki i opuściłem cicho sypialnię, aby ruszyć na poszukiwanie pokoi, których jeszcze nie zwiedziliśmy, a które trzeba obejrzeć i opisać.
Przeglądanie pokoi zajęło mi naprawdę sporo czasu, ta rezydencja była ogromna, ale dzięki temu, że nie robiłem sobie przerwy i dzielnie sprawdzałem pokój za pokojem, dzięki czemu udało mi się wreszcie sprawdzić wszystkie pomieszczenia, zamykając za sobą ostatni pokój, do którego miałem dostęp. – A ty co tu robisz po nocach? – Mój wuj, widząc mnie na dole, od razu zwrócił moją uwagę, podchodząc bliżej.
– Pracuje – Odpowiedziałem, przyglądając mu się uważnie – A ty, dlaczego nie śpisz? – Dopytałem zaciekawiony, to dziwne była noc, a on chodził po rezydencji, jak za dnia czyżby nie mógł spać? A może coś innego kryje się za jego zachowaniem.
– Nie sypiam nocą, pilnując rezydencji, aby żaden śmierdzący wampir się tu nie dostał – Wyjaśnił, co było dosyć logiczne, wiedząc, ile jest tu wampirów, trzeba nocą pilnować, aby żaden nie wdarł się do środka tym bardziej, teraz gdy mój mąż tu jest. – Idź spać, noc jest jeszcze młoda – Dodał, znikając w panującej, w rezydencji mroku, idąc gdzieś swoimi drogami.
Robiąc to, co wujek zalecił, ruszyłem spokojnie do sypialni na spotkanie z moim mężem, który zapewne jeszcze spał, a może już nie to już niedługo się okaże.

<Paniczu? C:>

czwartek, 30 stycznia 2025

Od Soreya CD Mikleo

Słowa syna mnie mocno zdenerwowały. Do mnie może mieć wyrzuty sumienia, może być na mnie zły, w końcu to więcej genów ode mnie przejął, odziedziczył śmiertelność i inne przykre, ludzkie cechy, ale dla swojej mamy powinien być miły. Jestem pewien, że po mojej śmierci Miki robił wszystko, by zapewnić naszym dzieciom jak najlepsze życie, i było to na pewno ciężkie. Zresztą, czy życie Merlina było takie złe? Miał wspaniały dom, miał pieniądze i co za tym idzie, był w stanie zapewnić sobie wszystkie te ludzkie potrzeby, miał rodzinę, która przecież zawsze mu pomoże. Jest stosunkowo młody, więc ma jeszcze szansę na nowe życie. A to, że sobie wybrał takie życie, to tylko i wyłącznie jego sprawa. To, że jest taki zgorzkniały, to tylko i wyłącznie jego sprawa. 
– I to wszystko? – spytałem niby spokojnie Merlina, okładając spokojnie szklankę.
– Nie rozumiem – odpowiedział równie spokojnie, przyglądając mi się spod przymrużonych oczu.
– Żadnego do zobaczenia? Zapraszam ponownie? Odprowadzenia do drzwi? Tego wymaga kultura. A jak mamę znam to wiem, że dobrze was wychowała – powiedziałem, wstając z kanapy i podchodząc do syna. 
- Wychowała? To zabawne, nie pamiętam, by nas wychowała, bardziej była skupiona na tym, by cię opłakiwać, a nas miała w dupie – wyznał gorzko, a to jedyne, co zrobiło, to bardziej mnie zdenerwowało. Ignorując okrzyk Mikleo podszedłem do Merlina i chwyciłem go za fraki, przyciągając do siebie. Drugą dłoń zacisnąłem w pięć czując mając straszną ochotę na to, by zedrzeć mu ten parszywy uśmieszek z twarzy. Czemu jest tak okropny dla Mikleo? Czy on nie zawsze był za mamą? Kompletnie nie rozumiałem jego postępowania. 
- Masz przeprosić mamę – warknąłem, mrużąc gniewnie oczy.
- Albo co? Uderzysz mnie? Tak, jak mamę za dawnych czasów? - uśmiechnął się drwiąco, a jego słowa mnie zdezorientowały. Jak za dawnych czasów? Wiem, że będąc aniołem nigdy nic mu nie zrobiłem, jako demon zdarzało się tracić mi panowanie nad sobą, ale to nie są stare czasy. Więc, czy jako człowiek..?
- Dosyć. Sorey, zostaw Merlina, wychodzimy – odpowiedział Mikleo, wyraźnie zdenerwowany, ale nie byłem pewien, czy tą wiadomością, czy może sytuacją, w jakiej się znaleźliśmy w tej chwili. 
- Nie powiedziałeś mu? - kpiący głos Merlina jeszcze bardziej utwierdził mnie w przekonaniu, że chodziło o moje ludzkie życie. 
- Czego mi nie powiedział? - zapytałem, zerkając to na syna, to na mojego męża. Nie lubiłem czegoś nie wiedzieć. 
- To nie jest takie ważne. Chodźmy, musimy wracać, Banshee nie może zostać za długo sama – Mikleo bardzo nieczysto grał, stosując tę kartę. Miał rację, za długo być tutaj nie możemy, ale niech sobie nie myśli, że ja tak zostawię ten temat. 
- Tak strasznie narzekasz na ludzkie życie, a nie dostrzegasz tego, że masz rzeczy, których zazdrości ci nie jeden człowiek. Masz miejsce do mieszkania, pieniądze i rodzinę, która zawsze stanie za tobą. Chociaż przez takie zachowanie możesz ją stracić. Ludzie mają wolną wolę i sami decydują o swoim losie, a ty zmierzasz ciemną ścieżką – syknąłem, puszczając go w końcu, a następnie opuściłem jego dom wraz z mężem. Serce Merlina nie należało do najpiękniejszych serc. Jeżeli nie poprawi swojego zachowania i swoich przekonań może być tak, że trafi do piekła, a ja nie wiem, czy dałbym radę go stamtąd wyciągnąć. - O czym on mówił? - spytałem chłodno po kilku minutach ciszy.

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

Nie chciałem odpoczywać, a może inaczej, nie mogłem odpoczywać. Skoro już tutaj dotarłem bez żadnych upadków czy czegoś takiego, to znaczy, że mogłem przecież działać. Trochę mi się w głowie kręciło, no i nogi tak średnio chciały współpracować, no ale też to może być przez to, że dużo leżałem. Bardzo dużo dzisiaj leżałem. Trzeba było się troszkę rozruszać, poruszać i na pewno będzie ze mną lepiej. Tak to w końcu działa, prawda?
- Nie potrzeba, czuję się całkiem w porządku. I chcę trochę popracować przed jutrzejszym dniem – poprosiłem, na chwilę się zatrzymując. Gdzie byłem, a gdzie nie byłem...? Już tak nie do końca pamiętałem. Gdzieś tutaj, na tym piętrze, na pewno pozostały jakieś pomieszczenia, których to nie zwiedziłem. Tylko, które to były...? 
- Tylko nie mów, że cię nie ostrzegałem – usłyszałem i nim się zorientowałem, Haru już był przy mnie, biorąc mnie na ręce bez większego problemu, chwytając mnie na tyle mocno, bym poczuł się stabilnie w jego ramionach, ale nie na tyle mocno, by pozostawić kolejne ślady na moim ciele. Tak mi się przynajmniej wydawało.
- Haru – burknąłem cicho, patrząc na niego spode łba.
- Jesteś osłabiony, potrzebujesz odpoczynku. Ja się rozejrzę tu, a ty sobie poleżysz – zaproponował, nosząc mnie w stronę  naszej tymczasowej sypialni. 
- To była moja praca, nie możesz przejmować moich obowiązków – mruknąłem nie chcąc, by się tym obarczał, zwłaszcza, że jego zmysły węchu na tym mogą strasznie ucierpieć. Mnie też się ten zapach z góry nie podoba, ale widząc, jak przeżywa to Haru, to ja tam przechodziłem to bardzo łagodnie. 
- To moja rezydencja, czyż nie? Też muszę coś tu porobić, a tyle jestem w stanie zrobić – odpowiedział, kładąc mnie na łóżku. - Zostanę tu, dopóki nie zaśniesz, dobrze? - dodał, opatulając mnie kocem.
- Nie chcę, byś się trudził czymś takim. Ja to powinienem zrobić – mruknąłem cichutko, czując się źle z tym, że musi wykonywać moje obowiązki.
- Spokojnie, przecież to nie jest nic wielkiego ani trudnego. Dla ciebie, w tym stanie, owszem, ale dla mnie to przecież nic takiego – odpowiedział, gładząc mój policzek.
- Przepraszam. Ja się powinienem tym zająć – odpowiedziałem, czując się naprawdę z tym okropnie. Tak to nie powinno wyglądać. Gdybym tylko był silniejszy, potrafił się bronić, nic takiego nie miałoby teraz miejsca. 
- Nie masz za co, to normalne, że źle się czujesz – odparł spokojnie, nie mając do mnie żadnych wyrzutów. A powinien mieć. Powinien być na mnie zły, że musi tu teraz ze mną siedzieć, że mu nie pomagam, że musi się mną zajmować... każdy normalny się by tak przecież zachował. Spuściłem wzrok na te słowa, czując jeszcze większe wyrzuty sumienia. - No już, nie przejmuj się tym, skup się na sobie i swoich potrzebach. One są najważniejsze.
- Nie wiem, czy jestem w tej chwili taki ważny – odparłem, przyciągając do siebie poduszkę męża, która nim dalej pachniała. Skoro mam iść sam spać, to muszę jakoś sobie zrekompensować jego nieobecność. Gdybym tylko miał troszkę więcej siły, to wtedy oczywiście bym mu towarzyszył. Gdyby mnie do łóżka nie zaciągnął, to bym przecież mu towarzyszył. Mógłbym mu nawet towarzyszyć, rozruszałbym się i jakoś by to było. - Jest tyle do zrobienia, do załatwienia, a ja z niczym sobie nie radzę. Tak to nie powinno wyglądać – dodałem, nie patrząc na niego, tylko na swoje dłonie, bawiąc się swoim pierścionek zaręczynowym. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Tak szczerze zrobiło mi się przykro po słowach, które do nas skierował, przecież to nie tak, że ty chcieliśmy, aby był człowiekiem, tym bardziej że jego starsza siostra była, taka jak ja z domieszką człowieka, skąd mogliśmy wiedzieć, że on będzie inny, gdybyśmy to wiedzieli, nigdy nie zdecydowalibyśmy się na drugie dziecko, a to, że tak wyszło, cóż, najwidoczniej tak po prostu miało być.
Nie chciałem jednak poruszać tego tematu, czując, że Merlin mógłby mi zrobić większą krzywdę słowami, które bolą, a których znieść nie będę w stanie, nie jestem na to gotowy nawet po tylu latach. W takiej sytuacji jak ta zaczynam się zastanawiać, czy w ogóle powinniśmy mieć jeszcze dzieci, Merlin ma rację, co jeśli nasze kolejne dziecko przez nas ucierpi? Tym razem ja jestem aniołem, Sorey jest demonem, co jeśli dziecko stanie się mieszańcem, wygnańcem, co jeśli Bóg będzie chciał je zlikwidować? Faktycznie musimy to przemyśleć i ewentualnie z tego zrezygnować.
– Wszystko dobrze? – Słysząc głos mojego męża, otrząsnąłem się, a na mojej twarzy jak zawsze pojawił się promienny uśmiech.
– Oczywiście, że tak – Zapewniłem, zerkając na alkohol, który pił wraz z naszym synem, chociaż, gdybym tak się bardziej przyjrzał, to nasz syn bardziej pochłaniał ten alkohol, a niż pił tak spokojnie i kulturalnie jak powinien to robić.
Nie zwracałem mu, jednak uwagi, bo i dlaczego bym miał? Jest dorosły, a ja nie miałem zamiaru mu matkować nie tak dojrzałemu mężczyźnie.
– A tak właściwie, co wy tu robicie? Po co wróciliście – Merlin patrzył na nas z uwagą, nie rozumiejąc, po co w ogóle go odwiedzamy.
– Misaki zaprosiła nas na święta, a że byliśmy u niej to i ciebie postanowiliśmy odwiedzić – Wyjaśniłem, czując, że nasz syn w całe nas tu nie chce, a to oznacza, że chyba powinniśmy stąd pójść, nie czuję się tu chciany i nawet kiedy próbuję z nim rozmawiać. Czuję, że między nami rośnie coraz to większy mur, nasz syn naprawdę się zmienił, mam wrażenie, że z każdym razem, gdy się z nim spotykam, jest coraz gorszy.
Ma pretensje do nas i do całego świata o tak dosłownie to o wszystko, bo nie ma niczego, co by go uszczęśliwiało. Oczywiście na początku miał męża, który przy nim trwały i miłego humoru był przy nim teraz widać, że jest samotny i nieszczęśliwy, a my nic nie możemy na to poradzić.
Widząc, w jakim stanie jest mój syn, postanowiłem, że to najwyższa pora odejść, nie chciałem na to patrzeć nie na syna, który zachowywał się tak, jak się zachowywał.
– Będziemy już szli – Odezwałem się po godzinie, czując się tu coraz gorzej w miejscu, w którym tak naprawdę mnie nie chcą, a raczej nas, nie chcąc, bo i Sorey wygląda na niezbyt chętnego do przebywania tutaj dłużej i tylko alkohol pozwala mu i jeszcze tu być.
– Wiecie, gdzie są drzwi – Merlin rzucił do nas, mając to wszystko gdzieś.
Trochę mi go szkoda, zawsze próbowałem robić wszystko, aby był szczęśliwy, ale on nigdy nie potrafił tego docenić, zabrakło mu twardej ręki ojca, który odszedł zbyt szybko i oczywiście nie winie ani Soreya, że tak szybko odszedł, ani naszego syna, że nie radzi sobie w życiu, to ja zawiodłem, bo nie dałem sobie rady, może faktycznie pora pomyśleć, a nie decydować się na kolejne dzieci, nawet jeśli miałaby to być w przyszłości.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Postanowiłem go obserwować bardzo uważnie obserwować, by w razie potrzeby szybko zareagować.
– Oczywiście, w takim razie życzę ci smacznego – Obdarowałem go uśmiechem, pozwalając mu spokojnie zjeść swój posiłek, uważając na niego, aby w razie co zareagować i pomóc mu w jedzeniu swojego posiłku. – Gdybyś, jednak potrzebował pomocy, nie musisz się krępować, ja zawsze chętnie ci pomogę – Dodałem, widząc jego spojrzenie, które niewiele mi mówiło.
– Skup się na sobie nie na mnie smacznego – Mruknął, w nie najlepszym nastroju.
Dałem mu, więc spokój, pozwalając trochę pomęczyć się z jedzeniem, skoro bardzo chce, robić wszystko sam nie mogę zmuszać go do pomocy, której przyjmować nie chcę.
Mój panicz jadł, chociaż szło mu to bardzo mozolnie, natomiast dawał radę, dlatego nie mogłem się wtrącać póki jadł, nie powinno mnie interesować, jak długo będzie to robił.
Po zjedzeniu swojego posiłku zabrałem swoje naczynia, które chciałem iść umyć, musząc na chwilę opuścić mojego męża, który wciąż jadł swój posiłek, bardzo się dziś ociągając.
Nie komentując tego, opuściłem w milczeniu sypialnie od razu, ruszając w stronę kuchni, gdzie zająłem się naczyniami, które pozostałem do umycia.
Skupiony na sprzątaniu usłyszałem kroki idącego do mnie męża z na wpół zjedzonym posiłkiem znajdującym się na talerzu.
– Już? Nie dasz rady zjeść więcej? – Dopytałem, trochę zmartwione tym, że zjadł tak naprawdę prawie nic, a aby jak najszybciej wrócić do zdrowia, powinien dużo jeść i odpoczywać, on natomiast nie je, a to bardzo źle, z takim nastawieniem to on szybko do zdrowia nie wróci.
– Nie, już nie mogę, naprawdę nie mogę – I właśnie tego się obawiałem i jak ja mam z czystym sumieniem zostawić go tu samego? Przecież on sobie nie da rady, co będzie chciał zwiedzać, skoro ledwo jest w stanie chodzić? Najlepiej by było, abym to ja został, a razem z nim, kiedy on będzie odpoczywał, ja zwiedzę do końca tę rezydencję, po oznaczam co i jak robiąc, to co tak bardzo go męczy, tak aby on nie musiał tego robić.
– Rozumiem, nie będę cię zmuszał do jedzenia, bo to nie ma najmniejszego sensu – Stwierdziłem, wyrzucając, to czego nie zjadł, chociaż przyznam. Trochę szkoda było mi wyrzucać posiłek, nad którym się tyle napracowałem, no ale to mogę innego poradzić? Tak właściwie to nic i jestem tego świadom, tak po prostu już musi być.
Umyłem naczynia, mimo wszystko zerkając na mojego męża, który wstał, choć wyglądał, tak jakby za chwilę miał się przewrócić.
– Powinieneś się położyć – Zaleciłem, widząc, że zaraz mi się wywróci, a szczerze nie chciałbym zbierać go z ziemi, Tym bardziej że może przypadkiem zrobić sobie krzywdę.
– Nie chcę, nie mogę – I tego można było się po nim spodziewać, cały Daisuke on nie może, on musi, nie ma czasu, a później cierpi, no i jak go tu zostawić samego? Niby tak mądry, a jednocześnie tak nieodpowiedzialny.
Nie wiedziałem szczerze co mam z nim teraz zrobić, zanieść go i siłą przywiązać do łóżka? To byłby jakiś pomysł, natomiast, czy powinienem tak zrobić? On ledwo, co trzyma się na nogach, a więc nie jest zbyt dużym obciążeniem.
– Posłuchaj, musisz się położyć i odpocząć w innym wypadku będę musiał siłą cię tam zanieść – Ostrzegałem go, pozwalając na to, aby sam jednak mimo wszystko wrócił do sypialni.

<Paniczu? C:>

środa, 29 stycznia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Czy bycie człowiekiem było takie złe? Ciężko mi było stwierdzić. Nie pamiętałem tego życia. Patrząc na niektórych ludzi, nie stwierdziłbym, że mają źle. Wolna wola, są kowalami własnego losu, tak więc oni decydują, czy chcą być tymi dobrymi czy złymi, i ich życie po śmierci zamszu tylko i wyłącznie od nich. Miki, jako anioł, nie miał za bardzo wyjścia, jak tylko postępować zgodnie z wolą boską, bo inaczej jakiś staruch zabierze mu moce i skrzydła. Ja, pomimo że się staram postępować dobrze, nie zawsze mi to wychodzi. Często czuję gniew, często czuję chęć zrobienia komuś krzywdy, i staram się ten gniew wyładowywać na ludziach, którzy wybierają złe, obrzydliwe wręcz wybory w swym życiu. 
– Czy ja wiem, czy takie złe? To krótkie życie, nie ma się za wiele czasu, więc trzeba żyć szybko, ale to twoje życie. Robisz co chcesz, a nie to, co ci każe jakiś dziadek z góry. Albo z dołu, w moim przypadku – odpowiedziałem po chwili zaskoczenia. Zapomniałem o tym, że jest aż taki inny. 
– Może, ale te choroby, starzenie się, te wszystkie potrzeby, o które trzeba zadbać... To nie jest takie proste. A taki demon może iść w świat i się niczym nie przejmować – odparł, z czym nie do końca się zgadzałem. 
– Też muszę... jeść. Ale anioły akurat takich problemów nie mają – tutaj zerknąłem na Mikleo. Gdyby tylko nie ta ślepa wiara w Boga, anioły byłyby istotami idealnymi. 
– Wszyscy mają lepiej od ludzi – podsumował Merlin, przyglądając mi się z uwagą. 
– Ludzkie życie naprawdę nie jest złe. Trochę za bardzo je demonizujesz – odparł Miki, uśmiechając się łagodnie. 
– Moje życie nie jest złe, tu się zgodzę. Chociaż ta samotność teraz jest dobijająca – wyznał, a ja zacząłem łączyć wątki. Więc jego parter nie żyje. Z tego, co kojarzyłem, był on znacznie starszy od naszego syna. – Tak czy siak nie żałowałbym, gdybym był taki jak Misaki. Ma ona znacznie lepiej ode mnie – dodał troszkę z wyrzutem, który był kierowany do mnie. 
– Gdybym mógł decydować, też wolałbym, byś odziedziczył więcej po mamie. Genetyka jednak stwierdziła inaczej – odpowiedziałem, wzruszając ramionami. Co mu miałem na to odpowiedzieć? Nic ja nie mogłem zrobić, nic Miki nie mógł zrobić. Tak to jest z tą genetyką. 
– Może zamiast robić sobie dzieciaki byście zastanowili się, co możecie na nie sprowadzić – stwierdził sucho, wstając od stołu. To zdanie bardzo mi się nie spodobało, a to dlatego, że zasmuciło Mikleo, poczułem to wyraźnie. – Napijecie się może whisky? – zaproponował jak gdyby nigdy nic. On jest naprawdę skomplikowany. Już nie byłem pewien, czy on miał do nas wyrzuty, czy był po prostu wredny, czy co. 
– Ja dziękuję – stwierdził Miki. 
– A ja poproszę – odparłem czując, że na trzeźwo może być ciężko z nim konwersować. Co prawda, upić to ja się nie upiję, ale chociaż będę mógł czymś usta zająć, podczas kiedy Miki będzie nadrabiał zaległości z synem. Ja tam nadrobiłem już zaległości i mi to wystarczy. Miał chyba żal do mojego ludzkiego ja i ja to rozumiem. Pewnie też miałbym do siebie żal, no ale nie pamiętałem tego życia i niech już tak zostanie. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Nie chciałem, by Haru ze mną zostawał. Znaczy, chciałem i nie chciałem jednocześnie. Chciałem, bo przy nim było mi dobrze, czułem się bezpiecznie, on był taki ciepły, i przyjemnie pachnący, przebywanie przy nim sprawiało mi przyjemność, ale wiedziałem, że nie może zostać. Musi wracać do pracy. Raz sprawiłem, że ją odzyskał, ale drugi raz, bez wykorzystywania swoich pieniędzy, może być bardzo ciężko. Mógłbym wykorzystać pieniądze, ale wtedy Haru nie chciałby do niej wrócić.
– Martwię się o twoją pracę. Nie chcę, byś ją tracił – wyznałem, zaczynając czuć wyrzuty sumienia. Gdybym tylko czuł się trochę lepiej, albo pachniał jakoś mniej apetycznie, nie musiałby się o mnie martwić, i tu ze mną zostawać. 
– Nie stracę. A jak stracę, to spróbuję swych sił gdzieś indziej. Może w gastronomii... ostatnio mi się tam niezbyt powiodło, ale może dlatego, że słaby lokal sobie wybrałem – odpowiedział swobodnie, beztrosko, kompletnie się tym nie przejmując. 
– Wstaniemy jutro na tyle wcześnie, byś zdążył do pracy – zdecydowałem, chcąc dla niego jak najlepiej. Może zaraz mi się poprawi i będziemy mogli wrócić już dzisiaj...? Chociaż, patrząc na swoje samopoczucie, szczerze w to wątpiłem. 
– Zobaczymy, jak się będziesz czuć. A teraz przygotuję ci coś do jedzenia. Coś lekkiego – dodał, widząc moją winę. – I coś gorącego do picia, by cię rozgrzać. Skoro chcesz wrócić do zdrowia, musisz jeść. 
– Kiedy ja nie chcę – mruknąłem cicho, naprawdę nie mając żadnej ochoty na jedzenie. Na nic, tak właściwie, nie miałem ochoty. 
– Troszeczkę. Zaraz wrócę, obiecuję. Ale wcześniej napalę ci tu w kominku, by ci było ciepło – stwierdził, całując mnie w czoło i zaraz po tym wstał z łóżka. Od razu poczułem jakiś taki chłód nieprzyjemny, na który ogień na pewno nie pomoże. Tutaj mi może pomóc tylko Haru. 
Poprawiłem sobie poduszkę, o którą się oparłem, a zaraz po tym podciągnąłem nogi i położyłem brodę na kolanach. Gdybym tylko się położył, to coś czuję, że później miałbym problem ze wstaniem. Nie zasnąłbym, bo bez Haru bym nie potrafił. Potrzebuję go tu przy sobie, wtedy będę się czuć najlepiej. Co to się teraz ze mną dzieje, nie mam pojęcia. Obym tylko rano czuł się lepiej. Nie mam w sumie wyjścia, muszę czuć się lepiej. 
– Jestem. Zrobiłem nam po owsiance z czekoladą, no i właśnie gorącą czekoladę – wpierw usłyszałem niż zobaczyłem, jak Haru wrócił do pokoju. Oderwałem wzrok od kominka i przeniosłem go na mojego męża, który już znalazł się przy łóżku. 
– Dziękuję – odpowiedziałem, siląc się na uśmiech. Zdawałem sobie sprawę, że Haru się starał, i chciałem go jakoś nagrodzić. Słabo mi to jednak wychodziło, nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak paskudnie w tej chwili muszę wyglądać. 
– Nie masz za co, zrobiłem to z przyjemnością – odpowiedział, stawiając tacę na łóżku. – Pomóc ci? – dopytał, poprawiając moje włosy. 
– Dam sobie radę – odpowiedziałem, bardzo chcąc dać sobie radę sam. To tylko owsianka i gorąca czekolada, a i on przecież musi zjeść, nim to wszystko wystygnie. On i tak już wystarczająco dużo czasu na mnie stracił. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Tak naprawdę wcale nie musiałem się zastanawiać nad odpowiedzią, bo odpowiedź miałem już na końcu języka, oczywiście bycie tutaj i jest czymś dla mnie bardzo przyjemnym, natomiast wybrałem droga swą, która dotyczy mnie, a w której chcę, aby uczestniczył on. Gdybym tego wszystkiego nie chciał, nigdy nie stanąłbym w jego obronie, nigdy nie zdecydowałbym się opuścić tego miasta i zamieszkać w mieście, w którym nikogo nie znam i w którym jestem tak daleko od rodziny.
Decyzje podjąłem już dawno temu i nie chcę jej zmieniać, bez względu na to, jak szczęśliwy byłem przed chwilą, moja rodzina nie mieszka na końcu świata, dlatego, Jeśli tylko będę chciał ich odwiedzić, po prostu to zrobię, nie muszę przybywać tu kilka dni, choć mógłbym i pewnie bym to zrobił, gdyby sytuacja była inna, nie chcę zostawiać mojego męża samego, nie chcę zostać bez niego, czuję, że to on jest częścią mojego życia, bez której nie potrafię żyć i bez której nie chcę żyć i tak wiem, że z dnia na dzień staje się coraz bardziej cieniem demona, jak sam słusznie zauważył, natomiast, tak zadecydowałem sam i nic już się z tym nie da zrobić, nie, gdy jestem tak uparty i pewny swego.
– Ja już podjąłem decyzję – Stwierdziłam, dostrzegając Merlina, który właśnie stanął przed swoimi drzwiami, ewidentnie na nas czekając.
Jak każde z naszych dzieci i on jest wyjątkowo, wie więcej i widzi, jeszcze więcej to właśnie dlatego ciężko jest go zaskoczyć.
– Merlin! – Zwołałem, ciesząc się na widok syna, od razu się do niego przytulając. – Ależ ty się zmieniłeś – Dodałem, z uwagą, obserwując to, jak wygląda i gdyby tak się zastanowić, a w tej chwili wygląda na starszego ode mnie, a wszystko to dlatego, że nie udało mu się uzyskać moich części anielskich dóbr pozwalających na życie wieczne lub długowieczne jak w przypadku Misaki.
– Cóż, życie mnie nie rozpieszcza dzięki moim ludzkim genom – Stwierdził, jak zawsze w złem nastroju co zdarzało mu się bardzo często.
Tak już był, a ja nie miałem pojęcia, po kim, najwidoczniej demon, który w tamtym czasie był we mnie, musiał trochę na niego wpłynąć, bo jak inaczej wytłumaczyć jego zachowanie?
– Jak zawsze pozytywnie do życia nastawione – Westchnąłem, widząc, jak wzrusza ramionami, niczym się nie przejmując.
Merlin zerknął na swojego tatę, przyglądając się mu uważnie.
– Cześć Merlin – Jako pierwszy odezwał się Sorey, widząc spojrzenie swojego syna.
– Cześć tato – Odpowiedział szybko, otwierając drzwi z domu. – Wejdźcie, zapewne będziecie chcieli chwilę tu posiedzieć – Zaprosił nas do środka, chociaż czułem, że to z grzeczności, a nie dlatego, że faktycznie tego chciał.
Z Merlinem miałem wrażenie, było zupełnie inaczej, Sorey nie był aż taki spięty i nie wyglądał na zbytnio przejętego i to samo tyczyło się syna, który również niespecjalnie przejmował się obecnością ojcem, choć zapewne doskonale czuję go energię, bo jak wiedzieliśmy, dobrze nasz syn był wyjątkowo uzdolniony i wiedział więcej, niż nawet mogliśmy podejrzewać.
– A więc stałeś się demonem – Merlin nagle zwrócił się do Soreya, jakby w ogóle nie dziwił go ten fakt, zapewne już na wejściu wyczuł, kim stał się Sorey, tylko nie chciał tego poruszać. – Zawsze to lepsze, niż być człowiekiem – Dodał po chwili, widząc minę swojego taty.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Szczerze podejrzewałem, że tak będzie, mój mąż nie wygląda najlepiej, a co dopiero mówić tu o czuciu się jakikolwiek.
Martwiłem się o niego, i to bardzo, nie tylko dlatego, że czuję się źle, ale i dlatego, że zostając tu beze mnie, jest narażony na różnego rodzaju niebezpieczeństwo, oczywiście przez cały czas będzie tu wujek, który pilnuje tego miejsca, co nie oznacza, że coś nie byłoby w stanie wtargnąć tu i zaatakować mojego męża, a gdyby tak się stało, nigdy bym sobie tego nie wybaczył.
Może powinienem zostać tu z nim? Najwyżej będę musiał się później tłumaczyć, nie wiem, co robić naprawdę nie wiem i tak jest źle i tak jest niedobrze, jestem w kropce i nic nie mogę z tym zrobić.
– Wiem o tym, i to mnie niepokoi – Przyznałem, nie przestając głaskać go po głowie, czując bijącą od niego słabość, był taki zmęczony, taki nijaki, zupełnie jak nie on.
– Nie musisz się o mnie martwić, nic mi nie będzie – Chciałbym mu uwierzyć w tę słowa, natomiast nie potrafiłem, a wszystko dlatego, że czuję, jak on się czuje.
Wiem, że nie jestem w stanie nic sam zrobić, a jeśli ja wrócę do domu i zostawię go tu samego to, kto się nim zaopiekuje? Nikt, a to martwi mnie jeszcze bardziej, wygląda więc na to, że muszę z nim zostać albo pomóc mu za wszelką cenę wrócić do domu tylko jak? Jego głupi koń nie pozwoli mi się zbliżyć, a ja nie mam ochoty się z nim „kłócić”, jak to brzmi, kłótnia z koniem no tego jeszcze nie było.
Myślałem przez chwilę nad jego słowami, martwiąc się jeszcze bardziej niż przedtem, a miałem się nie martwić, na Boga jedynego to zbyt trudna tym bardziej że te przeklęte wampiry cały czas tu są i kto wie, czy nie czekają tylko na odpowiedni moment, a jak wiadomo jeden wilkołak to za mało, aby pokonać tyle wampirów.
– Muszę zostać – Stwierdziłam, czym zaskoczyłem mojego męża, który od razu otworzył swoje piękne, chociaż bardzo zmęczone oczy, zerkając na mnie z uwagą.
– Poczekaj dlaczego? Przecież musisz wrócić do pracy, jak słusznie zauważyłeś, zwolnią cię, jeśli będziesz brał wolne bez powodu – Akurat w tej chwili się tym nie przejmowałem, pracę moje stracić trudno znajdę inną, nie chcę jednak streścić męża, który jest w tej chwili jeszcze łatwiejszym kąskiem niż przedtem.
– Tak wiem, czuję jednak, że nie mogę tego zrobić, wampiry cały czas tu są i tylko czekają, aby znów zaatakować, nie chcę, aby znów się do ciebie zbliżyły, wystarczająco wycierpiałeś, bardziej nie musisz – Wyjaśniłem, i serwując uważnie jego zachowanie zmieniający się wyraz twarzy, wszystko to, co dostrzec dało się od razu.
– Nie musisz się tak o mnie martwić, nic mi przecież nie będzie – Stwierdził, chociaż w jego głosie dało się usłyszeć niepewność, tak jakby nie do końca tego chciał, chociaż przyznać nie potrafił, jak dobrze, że ja go znam i wiem, co kryje się za jego zachowaniem.
– Może i nie muszę, ale chcę i się martwię, a ty się powinieneś cieszyć, a nie jeszcze zamartwiać – Uspokoiłem go, a przynajmniej miałem nadzieję, że tak było, bo nie chciałbym, aby się przejmował nie tak niepotrzebnymi sprawami.

<Paniczu? C:>

wtorek, 28 stycznia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Sam nie byłem pewien, co o tym sądziłem. Nie miałbym problemu z jedynie odebraniem ich, jak chodzi o termin, bo po nowym roku już nie pracuję. Wątpiłem trochę, by skończyło się tylko na odebraniu ich, na pewno zostałbym zaproszony na kawę czy coś takiego, ale możliwe, że jakoś bym się z tego wykaraskał. Więc jak o mnie chodzi, to dzieciaki mogły zostać, o ile Misaki nie widziała w tym problemu. 
– Tu im lepiej. Atmosfera nie jest tak ciężka, jak w domu. Oby tylko ich upilnowała, bo może i tu jest bezpieczniej, ale nie znaczy, że niebezpieczeństwo nie istnieje – przyznałem, pozwalając się prowadzić, bo ja tam nie miałem absolutnie żadnego pojęcia, gdzie mieszkał nasz syn. Coś tam mi się kojarzyło, że podobnie jak my kiedyś, na uboczu, ale w którą stronę, co, gdzie, jak, to już było gorzej. 
– Więc, nie miałbyś problemu? – spytał zaskoczony Miki. 
– Nie, raczej nie. Odebrać też mógłbym ich odebrać, już nie będę pracować. Trochę przez to nasza wizyta dzisiaj jest niepotrzebna, no ale chociaż ty dzięki niej jesteś szczęśliwy. Tak sobie w ogóle myślę, może też powinieneś tu zostać? – zaproponowałem, zerkając na niego. Tak, to bardzo dobry pomysł. On tu jest szczęśliwy, widać to po nim, jak promienieje, jak takie małe słoneczko. I on twierdzi, że jest przy mnie szczęśliwy... Zdecydowanie powinien siebie zobaczyć w tej chwili, kiedy to siedział wśród tych wszystkich aniołów, półaniołów i dobrych ludzi. 
– Nie zostawię cię samego – odpowiedział smutno, nawet nie chcąc chyba o tym myśleć. Tylko dlaczego? Przecież będąc ze mną nic nie zyskuje, a tu może wiele zyskać. 
– Jutro wracam do pracy, znów zostaniesz sam na noc... Zresztą, spędziłeś ze mną smutne święta, to może chociaż teraz sobie to odbijesz. Zasługujesz na to, kochanie – zaproponowałem, nie mając z tym problemu. Ja wrócę do domu, a on miło spędzi czas. Gdyby nie szkoła, zostawiłbym ich tu na znacznie dłużej. To miejsce naprawdę im służy. Może to był błąd, że się wyprowadzili? Tutaj było im dobrze, ja wszystko popsułem. 
– Kiedy ja z tobą jestem szczęśliwy, nic sobie odbijać nie muszę – stwierdził, na co westchnąłem cicho. 
– Wiesz, jak teraz cudownie wyglądałeś? Dawno nie widziałem cię takiego szczęśliwego. To całe przebywanie w cieniu demona niedobrze na ciebie działa, na pewno cię przytłacza. Bliźniakom te parę dni bardzo dobrze zrobiły, i nie chcą za bardzo wracać. Nic dziwnego, nic dobrego tam na nich nie czeka – wyjaśniłem mu spokojnie, zerkając trochę niepewnie na mijających nas ludzi. Jacy oni wszyscy są dziwni. Dobrzy. Nie przywykłem do nich, i do tego miejsca. Czułem się tak... nie na miejscu. Tu kompletnie nie miałbym kim się pożywiać. Mógłbym próbować w układach, ale to za dużo zabawy. No i miałbym samą duszę, co z mięsem dla Banshee? To miejsce zdecydowanie nie jest dla mnie, ale dla moich najbliższych, jak najbardziej. – Zastanów się nad tym. Mnie nie przeszkadzałoby to, gdybyś chciał zostać. Zrozumiem to, popieram to i nie mam żadnego problemu z tym, gdybyś został – dodałem, bardzo chcąc jego szczęścia, którego to nigdy do końca nie będę w stanie mu dać. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Na jego słowa pokiwałem głową, nie mając za bardzo ochoty na nic. Miałem gdzieś z tyłu głowy to, że powinienem wstać, zacząć pracować, ale nie potrafiłem się do tego zmusić. Dlaczego Haru mnie do tego nie zachęca, tylko przy mnie trwa i tak miło gładzi mnie po włosach? Z niechęcią otworzyłem oczy, zerkając na ten okropnie głośny zegar. Była już późna godzina, czemu on nie zmusza mnie do wstania? Sam zauważył, że jest późno, i trzeba zrobić obiad, trzeba zjeść, ale nie każe mi wstawać. Wychodzi więc na to, że ja muszę się sam zmusić. Pomimo więc wielkiej niechęci podniosłem się do siadu, trochę niepewnie rozglądając się po pomieszczeniu. 
– W porządku? Potrzebujesz czegoś? – Haru także się podniósł do siadu, przyglądając mi się z uwagą i ze zmartwieniem. Niepotrzebnie, przecież żyję, jakoś funkcjonuję, może nie najlepiej, ale jakoś. 
– Potrzebuję wstać i zacząć pracować. O której chcesz wyruszyć? Nie może to być za późno, nie chcę, byś wracał do domu po nocach – mruknąłem, przenosząc na niego swoje spojrzenie. 
– To na razie nie ma znaczenia, skupmy się na tobie. Martwię się o ciebie, jeszcze nie wydobrzałeś po tym ataku – odpowiedział, gładząc mój policzek. – Nie powinieneś tutaj sam zostawać, nie w takim stanie. 
– Nie mamy wyjścia. Musimy dokończyć przeglądać ten dom, a ty musisz jutro iść do pracy – wyjaśniłem, patrząc trochę nieprzytomnie na podłogę. Musiałem wstać, i się zabrać za robotę. Odsunąłem od siebie koc, od razu czując to okropne zimno. To to miejsce jest takie chłodne, czy coś ze mną jest nie tak? 
– Ej, ej, ej, a ty co robisz? – zapytał, chwytając za ten koc i znów mnie mocno opatulając. – Ledwo funkcjonujesz. Jeszcze trochę musisz sobie posiedzieć – dodał, tuląc mnie do siebie, co było bardzo przyjemne.
– Ten dom się sam nie przejrzy – mruknąłem, opierając głowę o jego klatkę piersiową, nie mając siły z nim walczyć. 
– A ty w tym stanie nie dasz rady nic zrobić. Twój organizm potrzebuje dłuższej chwili, to jest normalne, te paskudne krwiopijce cię wykończyły – uspokajał mnie, gładząc moje ramię. 
– Mój organizm to potrzebuje się ogarnąć jak najszybciej. Nie mam czasu na odpoczynek – wyznałem, czując się źle z tym, że nic nie robię. Muszę wstać i nie mogę za nic się do tego zmusić. Gdyby jeszcze mój mąż tego ode mnie wymagał, to byłoby inaczej, ale nie, on mnie jeszcze zachęca do odpoczynku, a ja mu się tak łatwo poddałem. 
– Są rzeczy zdecydowanie ważniejsze niż oglądanie tego domu. Najwyżej zaczniemy remont domu od tych górnych pomieszczeń, bo one wszystkie są w najgorszym stanie, a później będziemy myśleć o reszcie. Nie musimy od razu robić wszystkiego na raz – zaproponował, nie przestając mnie tulić. 
– Jak tak to przedstawiasz, nie brzmi to tak źle – wyznałem, po czym ziewnąłem. – I tak będę tu musiał zostać. Nie wiem, czy dam radę wstać, a co dopiero wsiąść na konia – dodałem, zdając sobie sprawę z tej bardzo ważnej kwestii. Ta niemoc, która mnie dobijała, i fizycznie i psychicznie, była naprawdę dla mnie przytłaczająca. Zawsze staram się to swoje zdrowie odkładać na bok i działać nawet, jak się źle czuję, ale teraz naprawdę nie potrafię nic zrobić. To okropne jest. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Czy ja chciałem? Oczywiście, że chciałem, i to nawet bardzo, dawno nie miałem okazji spotkać się z naszym synem. Dlatego, teraz gdy mogłem z tego skorzystać, nie mogłem powiedzieć nie.
– Oczywiście, że chce, nie mógłbym wrócić do domu bez spotkania się z Merlinem – Przyznałem, podnosząc się z kanapy gotów do pożegnania się z rodziną i opuszczenia domu naszej córki.
– Możemy tu jeszcze zostać? – Hana od razu zwróciła się do nas najwidoczniej chcący jeszcze tu zostać.
– Nie chcecie spotkać się z Merlinem? – Zapytał Sorey trochę zdziwiony ich niechęcią do spotkania się ze starszym bratem.
– Tak średnio – Tym razem odezwał się Haru.
– No dobrze, w takim razie przyjdziemy po was za jakąś godzinę może dwie – Odpowiedziałem, trochę rozumiem, dlaczego nie chcą się z nim spotkać. Merlin to specyficzna osoba, dlatego nie będziemy zmuszać ich do spotykania się z nim, Tym bardziej że doskonale wiem, jaki jest mój syn.
– Możecie zawsze zostawić ich jeszcze na kilka dni, do szkoły wracają dopiero po nowym Roku. A ja nie mam nic przeciwko, aby trochę czasu jeszcze z nami spędzili – Tym razem wtrąciła się Misaki, a ja szczerze wątpiłem, aby Sorey chciał się zgodzić, specjalnie po dzieci tu przyleciał, a więc nie wiem, czy będzie chciał wracać bez nich
– Nie wiem, czy to taki dobry pomysł nie jesteśmy w stanie znowu po nich za chwilę przylecieć – Odezwałem się, wiedząc minę mojego męża, która wszystko mi mówiła.
– O to się nie martwcie, odprowadzę ich i zaopiekuję się nimi, aby wrócili bezpiecznie do domu – tym razem do rozmowy wtrąciła się Lailah, a ja nie wiedziałem, co mam o tym myśleć i nie wiedziałem, co mam powiedzieć, będę musiał na spokojnie, przedyskutować to z mężem nim odpowiemy Lailah na jej propozycję.
– Zróbmy tak, najpierw pójdziemy do Merlina, a później zdecydujemy, co będzie dalej – Zadecydowałem, zerkając na dzieci, którym podobał się ten pomysł.
A więc skoro wszystko było już ustalone, pora ruszać do Merlina nim noc nas zastanie.
Po zamienieniu jeszcze kilku zdań z domownikami opuściliśmy budynek, ruszając na spotkanie z synem, który może nawet będzie cieszył cię na nasz widok, a może i nie, tego wkrótce się dowiemy.
– Chcesz zostawić dzieci u Misaki? – Usłyszałem to pytanie, gdy byliśmy zdecydowanie oddaleni od domu córki spacerem, podążając do domu syna.
– Szczerze powiedziawszy, to nie wiem, nie chcę jej obciążać naszymi dzieci, z drugiej jednak strony ewidentnie widać, że one tego chcąc, a ona nie ma nic przeciwko – Nie byłem pewien, czy powinienem zgodzić się na pozostawienie dzieci u Misaki, z jednej strony oczywiście dzieci czują się tu bardzo dobrze i czuję, że potrzebują przebywania w tym mieście, natomiast czy to oznacza, że powinny spędzać większość czasu tutaj, a nie w swoim domu? Chyba nie do końca nie wiem, też co uważam mój mąż, który Jak na razie pytanie zadał mi, ale sam nie powiedział mi co o tym myśli.
– A co ty uważasz na ten temat? – Zapytałem, widząc, że jeśli ja go to nie zapytam, to on sam mi tego nie powie. A przyznam, dobrze było wiedzieć co i on o tym sądzi…

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Nie byłam pewien, czy to aby na pewno dobry pomysł, to znaczy Rozumiem, że mógł nie być głodnym, natomiast, mimo to coś zjeść powinien, jedzenie jest potrzebne i zdrowe. No może nie każdy rodzaj jedzenia jest zdrowy, ale na pewno jest potrzebne, tak więc powinien jeść, natomiast, jednak jeśli bardzo głodny nie jest, jakoś ten fakt przeżyje i nie będę na siłę go karmił ani robił dla niego, jedzenia nie chcę, aby się zmarnowało lub aby przypadkiem je zwymiotował, to niepotrzebne ani dla niego, ani dla mnie.
Przytuliłem mojego męża, czując, po pierwsze, że tego potrzebuję, a po drugie, że jego skóra jest chłodna, moje biedactwo od razu da się wyczuć, że to miejsce mu nie służy. Dlaczego więc chcę tu zostać? Przecież beze mnie będzie mu tu zimno, mokro, nieprzyjemnie a do tego znając go, będzie chodził głodny, bo wiele to on nie potrafi przygotować. Chyba że jeszcze dziś mu coś przygotuję, tak abym miał na jutrzejszy dzień, to też może być zrobione, jestem w stanie dla niego przygotować posiłek na śniadanie, obiad i kolację, pytanie tylko, czy on z tego skorzysta? Czy znów nie stwierdzi, że nie jest głodny i jeść nie musi, bo znając go, do tego również może dojść.
Wzdychając cicho, dotknąłem jego czoła, które na jego szczęście nie było gorące, a więc gorączki nie miał, natomiast był zmarznięty, i to również mogło wzbudzać we mnie niepokój.
– Wygląda na to, że powinieneś jeszcze trochę odpocząć – Wyszeptałem, całując mojego pięknego męża w czoło.
Daisuke nic nie odpowiedział, tuląc się do mnie, najwidoczniej właśnie tego potrzebując…
Głaszcząc go po głowie, patrzyłem przed siebie, nasłuchując jego oddechu i otoczenia, które było tak samo spokojny, jak cały dzień.
– Jesteś pewien, że nie jesteś głodny? – Minęło trzydzieści minut, a on ani się nie ruszył, ani nawet nie próbował zaproponować jakiegoś posiłku, który powinien zjeść.
– Nie jestem – Stwierdził, nawet na chwilę, nie otwierając swoich zmęczonych oczu.
Ewidentnie jeszcze nie wydobrzał po spotkaniu z wampirami, q ja w ogóle się nie dziwiłem tyle krwi, ile z niego wypiły, naprawdę musiało bardzo zaszkodzić jego ciału.
Trochę mnie to martwiło, bo nie wiedziałem, co mam z tym zrobić, czy powinienem jakoś reagować? Tylko czy jakakolwiek moja reakcja miała jakikolwiek sens? Przecież nie byłem w stanie oddać mu krwi, która pomogłaby mu poczuć się lepiej, a jedyne, co byłem w stanie robić, to trwać przy nim w tej chwili.
– Jeśli jesteś głodny, możesz iść coś jeść – Usłyszałem po kilku minutach ciszy, która znów między nami zapanowała.
Westchnąłem cicho. Czując, że nie martwi się o siebie, choć powinien, tym bardziej, teraz gdy jeszcze w gorszym stanie to on powinien jeść, pić, odpoczywać, a nie myśleć teraz o mnie.
– Ja nie jestem głodny, natomiast ty mimo tego, że nie jesteś głodny, powinieneś jeść, aby nabrać siły – Stwierdziłem, od razu, dostrzegając niezadowolenie, które malował się na jego twarze.
– Nie chcę jeść, chcę się do ciebie po prostu przytulać – I co ja mogłem? Wygląda na to, że nic, no trudno, będę go obserwował. I w razie co zareaguje, gdyby była taka potrzeba…
– No dobrze, ale jeśli będziesz głodny, daj mi proszę znać – Poprosiłem, całując go w czoło szczelnie, nakrywając jego ciało kocem.

<Paniczu? C:>

poniedziałek, 27 stycznia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Czy ja miałem dosyć? Trochę, owszem, bardzo bałem się, że moje moce zadziałają trochę bez mojej wiedzy i wzbudzę w ludziach emocje, które nie byłyby wskazane. Anioły są raczej bezpieczne i nie aż tak podatne na demoniczne podszepty, ale przecież tutaj znajdują się nie tylko anioły. No i nie wiem, jak to działa w przypadku półaniołów, takich jak Misaki, ale na wszelki... tak, najlepiej siedzieć cicho. A kiedy przyjdzie co do czego, to odpowiedzieć zgodnie z prawdą, albo półprawdą, w zależności od sytuacji, i jakoś tyle godzin przetrwałem. Przetrwam więc jeszcze trochę, podobnie jak ewentualną rozmowę z Merlinem, o ile Miki dalej chce do niego zajrzeć i o ile nasz syn jest u siebie. 
– Póki jesteś szczęśliwy, mogę tu siedzieć – odpowiedziałem, uśmiechając się łagodnie. Zauważyłem, że Miki był tu jakiś rozpromieniony, bardzo miło było go takiego widzieć. I dla tego widoku jestem w stanie jeszcze trochę pocierpieć. 
– A co z twoim szczęściem? – zapytał, przyglądając mi się ze zmartwieniem. 
– Ja jestem szczęśliwy, kiedy ty jesteś szczęśliwy. Dlatego chodźmy, posiedźmy jeszcze trochę i naciesz się tym towarzystwem – odparłem, chwytając jego dłoń i ciągnąc go do salonu. Będę musiał się pilnować, by za bardzo nie pokazywać po sobie, że mam dosyć. Nie chciałbym, by mój mąż czuł się z mojego powodu źle. Znaczy, już teraz się trochę czuje, dlatego nie chciałbym tego jeszcze bardziej pogłębiać. 
– I co, zbieracie się? – zapytała Misaki, kiedy tylko wróciliśmy do salonu. 
– Zbieramy się? Ale że już? – odpowiedziała niezadowolona Hana, czym trochę mi do myślenia dała. Skoro nie chce wracać, tutaj czuje się lepiej. Ale czy to coś dziwnego? Atmosfera, i aura na pewno jest tu dla niej, i ogólnie dla wszystkich zdecydowanie lepsza niż tam ze mną, bo i miasto jakieś takie niebezpiecznej, i moja ciężka obecność sprawia, że czują się gorzej... Szkoda, że Miki sprzedał nasz dom w tym miejscu. Atmosfera tu była znacznie przyjemniejsza dla dzieci niż tam, gdzie teraz mieszkamy. 
– Nie zbieramy się, zostajemy jeszcze trochę – odpowiedziałem, czując na sobie badawcze spojrzenie Mikleo. – Kocham cię – dodałem, uśmiechając się do niego łagodnie i szybko ucałowałem go w skroń, by trochę go udobruchać. 
– Niemożliwy jesteś – usłyszałem, w odpowiedzi jego niezadowolony głos. 
– Tylko troszkę – odpowiedziałem, szczerząc się głupio, by następnie zająć nasze miejsca na kanapie. No i to byłoby tyle, jak chodzi o moje odzywanie się. 
Resztę tego spotkania już siedziałem cicho, starając się patrzeć na zegarek już znacznie rzadziej niż ostatnio. Teraz jednak miałem w razie czego bardzo dobrą wymówkę, jakby Miki coś zaczął dostrzegać. Dalej jednak uważałem, że niepotrzebnie się tutaj znajdowałem. Naprawdę jestem tu niepotrzebny. Jedyne, do czego bym się tu przydał, to do przyniesienie Mikleo, i do zabrania go. 
– Miki, chcesz jeszcze zajrzeć do Merlina? Bo jeśli tak, to powinniśmy się zbierać – odezwałem się po dwóch kolejnych godzinach, kontrolując trochę czas. Bo jeżeli nasz syn będzie w domu, to i u niego trochę czasu spędzimy, i później też sam powrót trochę nam czasu zabierze, a ze względu na zwierzaki, i Banshee, też nie możemy wrócić za późno. Ktoś tu musi kontrolować godzinę. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Czy ja miałem jakieś specjalne prośby? Niekoniecznie. Nie chciałem jeść, nie byłem głodny. Właściwie, to nie wiem, jaki byłem. Na pewno zmęczony, a nie powinienem, skoro aż tyle spałem. Czemu w ogóle tyle spałem? Haru nie powinien mi na to pozwalać. Powinienem pracować, a teraz mamy niewiele czasu... i będę musiał tu zostać, i to jeszcze sam, bo stąd Haru ma zbyt daleko do pracy. Nie wiem, o której musiałby wstać, by się wyrobić, a znając jego, i tak będzie miał z tym problem. Rozejrzałem się niepewnie po pomieszczeniu, jeszcze trochę zaspany. Nie miałem absolutnie żadnych chęci do roboty, a to niedobrze. Musiałem w sobie znaleźć jakąś motywację, bo jak tak dalej pójdzie, to nie wiem, ile jutro spędzę czasu w tym domostwie. Może dzisiaj uda się nam, albo na pewno mnie, dokończyć kolejne skrzydło i może nawet zacząć ostatnie. Jutro zrobiłbym resztę i, jeżeli wahałbym wystarczająco wcześnie, do południa byłbym wolny. Może nawet zajrzałbym na cmentarz w drodze powrotnej...? Powinienem się upewnić, że groby członków mojej rodziny, a także babci Haru są wysprzątane. I zapalić tę przysłowiową świeczkę. Tak, myślę, że to bardzo dobry pomysł. 
– Chcę ciebie. I się do ciebie przytulić – mruknąłem, przecierając oczy. 
– Zaraz do ciebie wrócę. I będziemy się przytulać, nim nie wrócimy do pracy – odpowiedział, gładząc mój policzek. – Przygotuję ci coś smacznego. I może kawę na rozbudzenie. I jak damy radę, to może coś jeszcze sprawdzimy. 
– Musimy sprawdzić. A jak my niesprawdzimy, to ja sprawdzę – odpowiedziałem, już mu komunikując, że ja tu zostaję, dopóki cała praca nie zostanie wykonana. 
– Chcesz tu zostać sam? – spytał zaskoczony, na co pokręciłem głową głową. 
– Oczywiście, że nie chcę. Ale muszę dokończyć pracę. Skoro tyle spałem, teraz muszę za to odpokutować – wyznałem, na co Haru westchnął cicho. 
– Przecież możemy tutaj przyjechać za tydzień, i dokończyć wspólnie – zaproponował, na co pokręciłem głową. 
– Za tydzień chciałbym przyprowadzić tutaj faceta, który będzie nadzorował remont, by to sprawdził samemu, wycenił, przedstawił nam wstępny plan działania, byśmy już mogli zacząć z remontem. A jeszcze później będę chciał starać się o dziecko. Im wcześniej, tym lepiej, już i tak jestem wystarczająco stary na takie rzeczy – wyjaśniłem, odgarniając włosy z czoła. Głupie włosy. Czemu i one muszą mi tak życie utrudniać? 
– Wiesz, jak trochę poczekamy, nic się nie stanie – próbował mnie przekonać do swojej racji, ale ja i tak swoje wiedziałem. 
– Nie chcę zabrać się za to za późno – mruknąłem, mimowolnie przysuwając się do niego. On był taki ciepły, i pachnący... I nagle jakieś takie zimno mnie ogarnęło. Okropnie tu zimno było, tak właściwie. – Naprawdę nie jestem głodny. Czy zamiast iść robić to jedzenie nie możesz zostać tutaj? Bardzo cię potrzebuję – dodałem, opatulając się mocniej kocem. Na co było mi jedzenie? Od jedzenia się tylko tyje. Chyba, że Haru jest głodny i chce zrobić coś dla siebie, to wtedy go puszczę, chociaż z niechęcią. Nie do końca byłem pewien, co mi jest, ale bardzo w tej chwili potrzebowałem go przy sobie. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Rozumiałem, że czuł się źle, nie chciał tu być, to znaczy najpierw chciał, a gdy przyszło co do czego, chciał zrezygnować, co niestety było już niemożliwe, takie rzeczy miał zrobić na samym początku, kiedy to w ogóle zaproponował naszej córce taki układ, Nie można przecież umawiać się, a potem rezygnować tak być nie może, i to musi zrozumieć.
– Trzymaj się blisko i wszystko będzie dobrze – Odpowiedziałem, nim skupiłem się na innych obecnych tu osobach, chcąc się z każdym po kolei przywitać, ciesząc się na widok wszystkich tak dobrze znanych mi w tym pomieszczeniu osób.
Mój mąż trzymał się z boku, bojąc tego, jak może zakończyć się spotkanie z rodziną, na jego nieszczęście jazdy chciał się z nim przywitać, ciesząc się na jego widok.
A mówiłem mu, że tak będzie, za bardzo się martwi zdecydowanie za bardzo.
Spotkanie świąteczne przebiegało naprawdę spokojnie, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, opowiadając sobie różne historie z życia wzięte i szczerze przyznam, brakowało mi tego spędzania czasu z bliskimi, z tymi, którzy mnie rozumieją i potrafią wesprzeć, niestety w domu czasem brakuje mi tego zrozumienia i tej rozmowy z kimś innym poza mężem i dziećmi, tu, chociaż na chwilę mogę rozmawiać o wszystkim, nawet o tym, o czym nie mogę rozmawiać z mężem z wiadomych przyczyn.
Sorey nie mówił zbyt wiele, odzywał się tylko pytany, czując się bezpiecznie, gdy nie musiał nic mówić, tego też powodu nie próbowałem nawet go namawiać do mówienia, nie chcąc, aby zaczął się stresować lub przypadkiem uczynił coś, co mogłoby zaszkodzić wszystkim domownikom znajdującym się w jego otoczeniu.
Dając mu spokój, skupiłem się na rozmówcach, zerkając kątem oka co jakiś czas na męża, który patrzył na zegar, czekając powrót do domu.
Biedny widać po nim, że nie czuje się tu najlepiej, no nic wygląda na to, że musimy już wracać do domu, nie mogę przecież pozwolić mu męczyć się w otoczeniu, w którym ewidentnie być nie chciał.
– Będziemy się już powoli zbierać – Zwróciłem się dom Isaki, gdy wraz z nią znalazłem się w kuchni, pomagając zebrać jej brudne talerze, aby wymienić je na czyste.
– Słucham? Dlaczego? Coś się stało? – Zapytała, odstawiając brudne talerze do zalewu.
– Nie nic, po prostu czuję, że tata chcę już wracać do domu, dla niego to za dużo, myśleliśmy, że będzie lepiej, natomiast czuję, że ma już dość i nie chcesz zmuszać go do dłuższego przebywania tutaj – Wyjaśniłem, od razu, dostrzegając zrozumienie malujące się na twarzy mojej córki.
Nie zdążyła jednak nic powiedzieć, gdyż jej tata przyszedł, przerywając nam w rozmowie.
– Co tu robocie? Dlaczego nie wracacie do reszty? – Sorey przyszedł do nas, natomiast czułem, że to, co mówi to tylko wymówką, aby, chociaż na chwilę uciec od reszty towarzystwa.
– Rozmawiamy – Odpowiedziałem, krótko uśmiechając się przy tym łagodnie.
– Mama chce już wracać do domu – Misaki wypaliła, sprzedając mnie przed mężem.
– Już? – Sorery spojrzał na mnie zdziwiony – Dlaczego chcesz już wracać? – Dopytał a nasza córka, widząc, że musimy porozmawiać, opuściła kuchnie, pozostawiając mnie z mężem samego.
– Nie masz już dość tego towarzystwa? Nie chciałbyś już wrócić do domu? – Zapytałem, widząc po nim, że nie ma już siły tu być, ale czy je przyzna zapewne nie, nie chcąc sprawiać mi przykrości.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

Czasem naprawdę nie jestem w stanie go zrozumieć, skąd nagle wzięło mu się takie pytanie? Oczywiście wytłumaczył mi, skąd się mu to wzięło, natomiast dla mnie to wciąż bardzo dziwne czasem zdecydowanie przyjmuje się rzeczami, które nie mają najmniejszego sensu, a przynajmniej nie mają sensu w tej chwili, bo jest za młody, aby się tym martwić.
– Brzoskwinko będę przy tobie już zawsze, bez względu na to jak będziesz wyglądać i jak z wiekiem będziesz się czuł, to mogę ci obiecać – Zapewniłem, całując go w czoło, dostrzegając malującą się na twarzy niepewność, z którą niestety nie mogłem już zrobić nic w tym wypadku albo mi zaufa i będzie pewien tego, co do niego mówię albo wręcz przeciwnie będzie uważał inaczej i nigdy nie będzie mi do końca ufał.
To przykre, ale ma prawo mi nie ufać po tym, co wydarzyło się w jego życiu, ciężko jest ufać tym, których się kocha, a którzy cię zdradzili Mam jednak nadzieję, że w przyszłości zmieni zdanie i zrozumie, że nie opuszczę go, bez względu na to jak będzie z czasem wyglądał.
– Skoro tak uważasz – Westchnął cicho bardziej wtulony w moje ciało, ewidentnie coraz to bardziej zmęczony i coraz mniej obecny…
– Kiedyś mi jeszcze uwierzysz – Wyszeptałem, całując go w czoło, wsłuchując się w jego cichy oddech, niech śpi, W końcu tego właśnie potrzebuję odpoczynku przed powrotem do pracy, której trochę jeszcze mamy.
Trwałem tak przy nim, głaszcząc po głowie, nim sam odpłynąłem zmęczony. Nie jestem pewien, czym byłem zmęczona, natomiast zmęczony byłem i odpłynąłem do krainy snów, nie walcząc ze zmęczeniem.

Otwierając oczy, pierwsze co zerknąłem na wielki stojący stary zegar, sprawdzając godzinę, która wskazywała na późne popołudnie, oznaczało to, że pora najwyższa była wstać, zrobić obiad i niestety, ale pozostanie nam może maksymalnie godzinę lub dwie na zwiedzanie rezydencji, nim będziemy musieli wrócić do domu.
No dobrze ja będę musiał wrócić do domu ze względu na powrót do pracy, wydaje mi się, natomiast, że mój mąż nie będzie chciał zostać tu sam, woląc wrócić do domu, chociaż z drugiej strony teraz już niczego nie mogę być pewien. Gdy się obudzi i zobaczy, która jest godzina i jak mało czasu zostało, nam do powrotu wcale się nie zdziwię, jeśli stwierdzi, że będzie chciał zostać tu jeszcze jeden dzień, oczywiście wolałbym, aby tego nie robił, natomiast jeśli się uprze, nie będę go przed tym powstrzymywać.
Powoli podniosłem się z łóżka, starałem się zachowywać bardzo cicho, aby nie obudzić mojego męża, który tak słodziutko sobie spał, niestety, gdy tylko poczuł, że się poruszam, od razu otworzył swoje piękne zaspane oczy.
– Haru – Usłyszałem jego słodki zaspany głos, który zmusił mnie do skupienia całkowicie swojej uwagi na jego osobie.
– Tak jestem tutaj przy tobie – Wyszeptałem, przesuwając się do męża, aby ucałować jego śliczne czółko.
– A gdzie idziesz? – Dopytał zasypany przecierający dłonią swoją zaspaną twarz.
– Idę do kuchni przygotuję na coś do jedzenia – Wyjaśniłem, uśmiechając się do nich łagodnie.
– Jedzenie? Nie jestem głodny – Burknął, przewracając oczami.
– Spójrz, która jest godzina, musimy coś zjeść, a więc masz jakieś specjalne prośby? – Zapytałem, głaszcząc jego mięciutkie włosy.

<Paniczu? C:> 

Od Soreya CD Mikleo

 Im bliżej domu naszej córki byliśmy, tym bardziej zdenerwowany byłem. To chyba nie był dobry pomysł, byśmy tutaj przychodzili. Znaczy, Miki mógł, jak najbardziej on się nadawał, on jest kochany, chciany, jego obecność na każdego działa dobrze, a ja? Czemu ja się na to godziłem? Jestem naprawdę beznadziejny, a Miki siedział obok i nic nie powiedział. Uważam, że powinienem kontakt z resztą mojej rodziny zerwać. Tak byłoby dla nich najbezpieczniej. Jak bliźniaki dorosną też byłoby dobrze, bym dłużej ich nie kłopotał. Także Mikleo nie powinienem kłopotać, ale on nie daje mi spokoju, więc on jest wyjątkiem, chociaż mam cichą nadzieję, że kiedyś przejrzy na oczy i zrobi to, co to zrobić powinien. 
Mikleo wszedł pierwszy, witając się z Misaki, która otworzyła nam drzwi. Przywitał się nawet z ich nowym pieskiem, który był bardzo zadowolony z obecności Mikleo, chętnie się z nim witając. Kiedy natomiast wyczuł mnie... Już nie był taki szczęśliwy. 
– Nie krzycz na niego, bardzo dobrze reaguje – odpowiedziałem, kiedy Misaki wyrzuciła biednego psiaka na dwór, bo ten nie chciał się uspokoić. 
– Powinien się mnie słuchać, i kiedy mówię, że ma zachować spokój, to ma zachować spokój. A jak nie, to musiałam go wyrzucić na dwór – wyjaśniła dobitnie nasza córka, na co pokręciłem głową.
– Chce tylko was ostrzec. To całkowicie naturalne – odpowiedziałem, dostrzegając zaraz krytyczne spojrzenie zarówno Misaki, jak i Mikleo. 
– No tak, owszem, bo przecież jesteś taki straszny – mruknęła Misaki, czego nie skomentowałem. Ona mnie nie widziała, nie w tej prawdziwej formie, nie wiedziała też, że jestem zdolny do krzywdzenia ludzi, a nawet własnego męża. Jestem straszny. Zwierzaki to wiedziały, i to pokazywały, nawet jeżeli ich nigdy nie skrzywdziłem to czują, że jestem w stanie to zrobić. Psotka jakimś cudem się do mnie przekonała, ale to chyba dlatego, że tak jakby uratowałem jej życie. Znaczy, uratowałem, to Miki ją wtedy wyleczył, ja tylko ją sprowadziłem do domu i opatrzyłem, by się nie wykrwawiła. To stosunkowo niewiele przecież. – Wszyscy w salonie. Chodźcie – Misaki zaprosiła nas w głąb domu, a ja posłusznie poszedłem za moim mężem. Moja taktyka była prosta; pozwolę Mikleo prowadzić rozmowę, a sam będę siedział cicho, skupiając się na tym, by utrzymać moją aurę trochę przygaszoną. Tutaj było to nieco prostsze, w końcu aura Lailah była ty niesamowicie silna, co przytłaczało moją aurę i wybijała dobrą aurę Mikleo. A im więcej tej anielskiej aury, tym lepiej dla tego domostwa i ludzi w nim przebywających. Może nawet uda się zakończyć ten dzień bez kłótni. Muszę tylko odzywać się w chwilach, w których będę musiał i muszę odmawiać na wszelakie, kolejne zaproszenia w gości. Mikleo mogę tutaj zaprowadzać i zabierać, ale ja...? Nie, zdecydowanie nie jestem już tym samym Soreyem, którego znali. Zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby zginął. Czemu Mikleo nie dał mnie zabić? To rozwiązałoby wszystkie problemy. 
– Hej, wszystko jest w porządku – usłyszałem głos mojego męża. 
– Na razie – mruknąłem posępnie, troszkę czując się tu niepewnie. Może to też dlatego, że czuję tu silną z odpychającą mnie obecność Lailah. No nic, uśmiech na twarz i jakoś to będzie. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Nie chciałem odpoczywać. Znaczy, moje ciało domagało się odpoczynku, owszem, jednakże wiedziałem, że nie mogę sobie na to pozwolić. Dalej za mało zrobiliśmy, powinienem więc działać, a nie wypoczywać. Wypocznę to ja sobie po śmierci, bo tylko wtedy będę mieć czas. 
– Haru – burknąłem cicho, chcąc się wyrwać z jego uścisku, co miernie mi wychodziło. Może też dlatego, że zbytnio nie miałem siły na takie rzeczy. Zresztą, nawet jakbym miał siłę, to i tak bym z nim przegrał. Nie wiem, czym musiałbym się stać, aby być od niego silniejszy. 
– Tak właśnie mam na imię – odpowiedział spokojnie, sadzając mnie na łóżku. 
– Nie mogę odpoczywać, muszę pracować. Chcę spisać tak dużo, ile tylko mogę, by później mieć mniej do roboty – mruknąłem, patrząc na niego spode łba. 
– Odpoczniemy i wrócimy do pracy. Twój organizm ewidentnie ci mówi dosyć, powinieneś się go usłuchać – odparł, poprawiając moje kosmyki opadające na czoło. – Chyba nawet dostałeś jakiegoś stanu podgorączkowego, musisz być strasznie osłabiony – dodał do siebie, ale i tak doskonale to usłyszałem. 
– Wiem, kiedy muszę słuchać mojego ciała i to zdecydowanie nie jest ten moment – odpowiedziałem, cicho prychając. 
– Aż się boję zapytać, kiedy ten moment twoim zdaniem następuje – mój mąż westchnął cicho, po czym wyciągnął koc i owinął mnie nim jak naleśnika, przyciągając do siebie, by wraz ze mną położyć się na łóżko. – Jak dobrze, że tu jestem i mogę zadbać o moją brzoskwinkę – dodał cicho, wsuwając nos w moje włosy. Nie wiem, jak on może mnie wąchać, przecież wchodziłem do tych samych pokojów, przesiąkłem tymi samymi okropnymi zapachami, a on tu mi gada o brzoskwiniach. 
– Jak ktoś tu musi odpocząć, to ty, ewidentnie ci węch szwankuje – bąknąłem cicho, układając sobie wygodniej głowę na jego klatce piersiowej wiedząc, że walka z nim nie na sensu. 
– Ja tam czuję się wyśmienicie – mruknął, ewidentnie czymś rozbawiony. A ja nie wiem, czym. Jak zwykle jestem z czymś w tyle. 
Nie odpowiedziałem na jego słowa, tylko westchnąłem ciężko, wpatrując się w okno. Skoro nic do roboty nie miałem, to może faktycznie pójdę spać? Haru i tak nie pozwoli mi na nic innego, chociaż niepotrzebnie. Dałbym radę. Rozbudziłbym się i dałbym sobie radę, jak zawsze zresztą. W pewnym momencie Haru zaczął gładzić moje włosy, co było jeszcze bardziej usypiające. On to chyba robi specjalnie. Chce, bym zasnął za wszelką cenę. Okrutnik. Chcę mu pomóc, odciążyć go, zaplanować to, co on tam nie do końca potrafi. A śpiąc nie będę w stanie tego zrobić. 
– Haru? – odezwałem się cicho, zerkając na niego. 
– Co tam? – zapytał, nie przestając mnie gładzić. 
– Będziesz mnie kochał, kiedy będę już niedomagał? – zadałem swoje pytanie, co zaskoczyło Haru.
– A skąd ci się wzięło to pytanie? 
– Bo zauważyłem, że ostatnio coraz to co więcej razy jestem dla ciężarem. A z wiekiem będzie przecież ze mną gorzej, i szybciej zacznę się starzeć. I boję się, że w końcu przekroczę jakąś barierę i stanę się dla ciebie tylko przykrym obowiązkiem – mruknąłem cicho, martwiąc się o to. 

<Piesku? c:>

niedziela, 26 stycznia 2025

Od Mikleo CD Soreya

Miałem nadzieję, że nic się mu nie stanie, miałem również nadzieję, że teoria nie będzie tylko teorią, ale i równocześnie praktyką, bo bardzo nie chciałbym, aby zachorował, w końcu nie taki był cel naszej podróży.
Patrzyłem na niego z malującym się przejęciem w oczach, a on, widząc to, uśmiechnął się do mnie łagodnie, przytulając mocno do siebie.
– Kocham cię babeczko – Mocno trzymając mnie w ramionach, wzbił się w powietrze, pilnując, aby nie wypuścić mnie przypadkiem z rąk.
– I ja ciebie kocham – Odpowiedziałem, trzymając się jego karku, aby przypadkiem nie spaść.
Czując się bezpiecznie, w jego ramionach tuliłem do jego ciała, rozglądając uważnie, skupiając na tym, co dzieje się wokół nas, aby w razie co zareagować, chociaż nie byłbym w stanie zbyt wiele zrobić, teraz wszystko zależy od mojego męża, ja nie mogłem nic, nawet jeśli bardzo bym coś zrobić chciał.
Przez całą drogę rozmawialiśmy, bo Sorey w milczeniu lecieć nie umiał. I właśnie dlatego i od tego jestem ja, abym mu pomóc, musi sobie trochę porozmawiać i niech rozmawia, oby tylko skupił się na drodze, bo teraz to tylko on może nas doprowadzić do celu.
Kilka godzin minęło jak za jednym mrugnięciem oka i już mogliśmy się witać z naszymi bliskimi.
Sorey jednak zamiast wejść do domu Wstaw w miejscu z niepokojem, bawiąc się palcami.
– Wszystko dobrze? – Widząc malującą się na jego twarzy niepewność, uchwyciłem jego dłoń, skupiając całą jego uwagę na mnie, nie chcąc, abym myślał o czymś innym, obawiam się, że znając go myśli o tym, o czym myśleć nie powinien, zapewne już w głowie układa sobie, jak to wszyscy go nienawidzą i wcale nie chcą, aby tu był…
Cały on po prostu taki już jest i niestety, czy mi się podoba, czy nie, nie da się tego zmienić, on po prostu wie lepiej.
– Nie jestem pewien, czy powinienem tam wejść – I tego właśnie mogłem się po nim spodziewać, nie czeka na to, co może się wydarzyć, on po prostu wie, że będzie tak, jak uważa i nikt nie jest w stanie go przekonać, że będzie inaczej.
Nie chcąc ciężko wzdychać, aby przypadkiem nie pomyślał, że jestem zirytowany, uśmiechnąłem się do niego łagodnie, stając na palcach, aby ucałować jego usta.
– Nie martw się tak, póki jeszcze nie miałeś okazji z nimi porozmawiać, nie wmawiaj sobie czegoś złego, nie próbuj na wszystko patrzeć pesymistycznie, kiedy tak naprawdę może się nic złego nie wydarzyć, Misaki wie przecież, kim jesteś, a więc czym się tak naprawdę przejmujesz? – Dopytałem, kładąc dłonie na jego policzkach.
– Po prostu boję się tego, co może się wydarzyć – Wyjaśnił już, mając czarne scenariusze przed oczami, mimo że nie miał ku temu powodu.
– Przestań, już przestań, nic się złego nie stanie, jestem tu obok ciebie i w razie czego będę twoją oporą, zadbam o twoje dobre i bezpieczeństwo – Zapewniłem, odsuwając się od niego, aby uchwycić dłoń, którą mocniej ścisnąłem, ruszając w stronę domu.
Sorey, chociaż nie do końca przekonany ruszył za mną, trzymając się blisko, tak by w razie czego schować się za mną.
A ja tak jak mu obiecałem byłem jego tarczą, za którą mógł się ukryć, czując bezpiecznie, bo właśnie na tym mi zależało i tylko na tym…

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Zdecydowanie za bardzo się przejmował, wyglądał doskonale, i to są fakty niezaprzeczalne, dlaczego więc uważa inaczej? Tego nie wiem, po prostu nie mam pojęcia, chociaż znając go tak dobrze, mogę podejrzewa, co kryje się w jego głosie, o zdecydowanie nie jest to nic, co powinno się kryć, tym bardziej, gdy jest on tak pięknie i doskonały po prostu idealny.
– O mnie się nie martw, radę dam, skup się na sobie i zadbaj o to, abyś ty był cały i najważniejsze, aby wszystko było z tobą tak, jak być powinno – Uspokoiłem go, a przynajmniej miałem nadzieję, że udało mi się go uspokoić.
Daisuke westchnął ciężko coś tam, chcąc powiedzieć, powstrzymał się jednak, wiedząc, że wszystko usłyszę, nawet jeśli będzie mówił bardzo cicho.
– A więc? – Zapytałem, czekając na jego reakcje, która była naprawdę błyskawiczna i taka, jakiej się mogłem po nim spodziewać.
– A więc idziemy przeszukiwać dom – Zadecydował, a ja chętnie ruszyłem za nim, rozglądając się po pomieszczeniu, który w tej chwili został przez nas wybrany.
W innych pokojach szczerze nie znaleźliśmy niczego interesującego, tak jakby ślady po nich zaginęły.
W pokojach jedynie znajdował się brud, brzydko pachniało ewidentnie pleśnią i grzybem, i jeszcze bardziej zachęcając mnie do jak najszybszego podjęcia się remontu.
– Jak się czujesz? – Podpytałem po kolejnym pokoju, który właśnie opuściliśmy, a w którym dosłownie nic ciekawego nie dało się znaleźć poza bałaganem, który znajduje się w każdym możliwym pokoju.
– Czuję się dobrze, lepiej skup się na sobie – Stwierdził, oczywiście, chcąc, jak zawsze, abym myślał o sobie, a nie o nim, kiedy tak naprawdę powinienem myśleć o nim, oczywiście nie jestem do tego zmuszane, ale skoro go kocham, to się o niego martwię, a skoro się o niego martwię, to mówię, to na głos, czy to coś złego? Myślę, że nie…
– Dlaczego mam przejmować się sobą? Ja czuję się dobrze, a ty wyglądasz na bardzo zmęczonego – Widziałem to i czułem emanującą od niego energię, która powoli słabła, a więc to było jasne, był zmęczony, a co za tym idzie, powinien w tej chwili odpocząć.
– Nie jestem zmęczona – Kłamał, zdecydowanie był zmęczony i chciał odpocząć, ale nie chciał mi tego przyznać, przecież to przyniosłoby mu wstyd, a on nie chce, abym zauważył, że jest słaby, choć dla mnie wcale słaby nie był, on po prostu jako człowiek był zmęczony, co nie oznaczało, że i ja zmęczone nie odbyłem, bo przyznam, trochę byłem, chętnie bym odpoczął tym bardziej, jeśli on w końcu przyzna, że potrzebuję odpoczynku.
– Oczywiście, a ja wcale nie widzę, że zaczynasz się chwiać – Mruknąłem, zamykając drzwi pokoju, z którego dochodził ten nieprzyjemne drażniący mój nos zapach.
– Martw się o siebie – Burknął, idąc przed siebie, zaczynając mi się coraz to bardziej chwiać.
W pewnym momencie nawet uchwyciłem go, dostrzegając to, jak chodzi.
– Chodź, położymy się, możemy sobie chwilę odpocząć – Zaproponowałem, powoli, prowadząc go do naszej tymczasowej sypialni, która kiedyś należała do mojego ojca, a dziś jest nieużytkowa, a jedynie my śpimy tam, a to tylko dlatego, że wydaje się jednym z najbardziej zadbanych miejsc.

<Paniczu? C;>

sobota, 25 stycznia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Z tego, co ja się orientowałem, to z mojej strony wszystko było zrobione. Zwierzaki nakarmione, Banshee wygrzana, kominek rozpalony i zabezpieczony za pomocą moich mocy, by tutaj przypadkiem nic się nie spaliło, drzwiczki dla zwierzaków działały... więcej chyba nie można było zrobić, nie z mojej strony, a przynajmniej tak mi się wydawało. 
- Możemy chyba już wyruszać – odpowiedziałem, przywołując swoje skrzydła, które to nie były jakoś szczególnie piękne. Zdecydowanie bardziej podobały mi się te Mikleo, nieskazitelna, niewinna biel była cudowna, tylko ich raczej już nie zobaczę. A szkoda, naprawdę cudowne były. - Bądźcie grzeczne i pilnujcie domu – powiedziałem do psiaków, które wpatrywały się w nas z uwagą. Nie mam pojęcia, czy ktoś by mi się tutaj włamywał, nigdy nikogo nie wyczułem, by się tu kręcił, a i Banshee także nic nie wyczuła. Dom na uboczu ma jednak swoje plusy, nikt pewnie nie wie o jego istnieniu i mamy spokój. Mi się to bardzo podobało, mniej się denerwowałem i byłem pewien, że Miki w nocy jestem bezpieczny. Co prawda, już wkrótce się nie będę musiał o to się zamartwiać, no bo będę go pilnować dzień i noc. 
- Nie bierzesz płaszcza? - zapytał Mikleo, kiedy po założeniu butów od razu skierowałem się do drzwi.
- Nie, oczywiście, że nie. Ten płaszcz jest do pracy – wyznałem, otwierając drzwi, od razu czując ten paskudny chłód. Zdecydowanie bardziej jednak wolę czuć ten chłód na swojej skórze niż ognie piekielne. 
- Nie będzie ci za zimno? - spytał zmartwiony Miki, jak zawsze przejmując się mną, a nie patrząc na siebie.
- Będzie i w płaszczu, i bez niego, a jako, że płaszcz śmierdzi, to wolę go nie brać. No już, chodźmy, bo zimno do domu wchodzi, a trochę nas tu nie będzie – odpowiedziałem, przytrzymując przed nim drzwi.
Mikleo, niepewnie bo niepewnie, ale wyszedł z domu, pozwalając mi zamknąć drzwi. W pierwszym odruchu chciałem go oczywiście zamknąć na klucz, ale tak sobie później pomyślałem... po co? Jak ktoś będzie bardzo chciał, i tak się dostanie, to po pierwsze, a po drugie, psy są w środku. Mogą oczywiście wychodzić z domu, chociaż wątpiłem, by Banshee opuszczała budynek. Może to zrobić tylko w celu załatwienia swoich potrzeb, ale skoro już wychodziła w nocy to trochę wątpiłem, by zrobiła to ponownie jakoś w najbliższym czasie. A nawet jeżeli będzie wychodzić, no to będzie gdzieś tu blisko, tak więc dom jest bezpieczny. 
- Chodź tu do mnie – poprosiłem, wyciągając ręce w jego stronę. 
- Mam nadzieję, że nie zachorujesz – odpowiedział niepewnie, podchodząc do mnie i zarzucając ręce na kark. 
- Przecież nie mogę się przeziębić. Podobnie jak ty nie jesteś w stanie zachorować, tak? Przynajmniej nie na takie zwykłe choroby. Zimno w teorii nie powinno mi nic zrobić, poza nieprzyjemnym uczuciem – wyjaśniłem, biorąc go na ręce, a nim się uniosłem upewniłem się, że trzymam go mocno i stabilnie.
- W teorii – mruknął, niezbyt zadowolony. 
- Właśnie, dlatego teraz tę teorię trzeba przetestować w praktyce, by później wiedzieć, jak to ze mną wygląda. Nie bój się, będzie dobrze – dodałem, całując go w ten słodki nosek i starając się ignorować to okropne zimno. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Co do tego jego „za chwilę się zagoją” nie byłbym taki pewny. Za jakieś dwie godziny, o ile się bezie oszczędzać. Chodzenie po całej rezydencji to nie jest oszczędzanie się, ale coś tak czułem, że mu do rozumu nie przemówię. A później będzie cierpieć, te dwie godziny będą się wydłużać i tyle z tego będzie. Skoro do pracy chce wracać, powinien się oszczędzać. 
- Wiesz, że jak dzisiaj nie zwiedzimy reszty, mogę tu zostać ten jeszcze jeden dzień i się rozejrzeć. Mnie to nie sprawi wielkiego problemu. Akurat jak wrócę trochę później, to dotrą wszystkie listy. Będę mógł przeanalizować straty – odpowiedziałem, przypominając sobie wczorajszy, beznadziejny bankiet. Przynajmniej mnie wczoraj do tańca zaprosił, chociaż musiałem mu dać znać, że powinien to zrobić. Miało być tak wspaniale, a było tragicznie. 
- Wiesz, że nie musiałeś wczoraj wygłaszać tej przemowy – odparł niepewnie Haru, chyba trochę czuje się źle z tego powodu. Niepotrzebnie. 
- Musiałem. Nie zamierzam współpracować z ludźmi, którzy obrażają i ciebie, i mnie. Mogłem się jeszcze ciebie troszkę podpytać, którzy to tacy genialni, chociaż swoje podejrzenia mam – wyjaśniłem, nie czując się z tym źle. Teraz znacznie ważniejsze było dla mnie dobro Haru i swoje własne niż pieniądze, które to mógłbym zarobić. Pieniędzmi na razie przejmować się nie muszę, oszczędności mam duże, obroty mam duże, więc na razie mogę być spokojny. Jak tylko zaobserwuję straty, możliwe, że wtedy będę potrzebował podjąć jakieś inne kroki. Na razie zobaczymy, co to będzie. Nie powinno to być bardzo dewastujące, ale kto wie, ile osób się do mnie odezwie. 
- Możesz wiele stracić – powiedział zmartwiony, zdecydowanie za bardzo się przejmując. 
- Takie pieniądze by mnie nie cieszyły – wyznałem zgodnie z prawdą, po czym syknąłem z bólu, kiedy uderzyłem jakoś niefortunnie ręką o poręcz schodów. Muszę te bandaże odwinąć, zobaczyć, co się tam zadziało.
- W porządku? - zapytał, na co pokiwałem głową.
- Tak. Wróćmy do sypialni, muszę zabrać notatnik. I zobaczyć te rany – mruknąłem cicho, zerkając na ręce.
- Też mógłbym zdjąć bandaże, na pewno już te rany się zagoiły – stwierdził zadowolony, a ja mu się nie dziwiłem. Też bym chciał być tak wytrzymały, i żeby wszystko mi się szybko goiło. Jestem teraz przecież tylko problemem, zbędnym balastem i jeszcze przyciągam wampiry przez swój zapach. Bardziej tragiczna kombinacja powstać chyba nie mogła. 
Wróciliśmy więc do pokoju, gdzie Haru od razu zabrał się za zdejmowanie bandaży i oglądaniu ciała, które już było praktycznie wygojone. U mnie jednak tak kolorowo nie było. Rany dalej mnie bolały, a wokół niektórych nawet pojawiły się sińce. Paskudnie to wyglądało. A moja szyja...? Będę przecież musiał ją zakrywać, i to do końca życia chyba.
- Ładnie się goi – usłyszałem jego łagodny głos i zaraz poczułem, jak kładzie swoje dłonie na moich biodrach.
- Ładnie? Wygląda to paskudnie – mruknąłem ponuro, wpatrując się w te paskudne, drobne ranki. - Jesteś pewien, że twoje żebra wytrzymają? Mogę sam się tym zająć, a jak czegoś tu nie zrobimy, to zostanę tu kolejny dzień i wtedy dokończę. Ty przed pracą możesz odpocząć – zaproponowałem, chowając te rany pod bandażem. Martwiłem się, jak to będzie wyglądać, kiedy się już zagoi. Wtedy już mi chyba nic nie pomoże. Skoro na tym bankiecie nie wyglądałem najlepiej, to z tymi bliznami... nawet nie chcę o tym myśleć.

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Nie miał nic lepszego? Nie byłbym do końca przekonany, w szafie ma nowe ładne koszule, których nigdy jeszcze nie założył, a więc najwyższa pora to założyć, aby wyglądał równie dobrze co i ja sam, w końcu to ważne, idziemy do jego córki, nie może się źle prezentować, po prostu tak nie wypada.
– Zaraz ci coś w szafie poszukam – Zadecydowałem, nie poruszając się zbyt bardzo, aby przypadkiem nie zepsuć jego pracy, czując, że robi coś naprawdę ładnego, z resztę jak zawsze, stara się, i to stara jak nikt inny na tym świecie, on jest po prostu fantastyczny i robi rzeczy fantastyczne i temu nie może zaprzeczyć.
– To nie ma najmniejszego sensu i tak przy tobie będę wyglądał gorzej – Stwierdził, oczywiście na wszystko mając gotową odpowiedź, no co za uparty osioł przecież dobrze wie, że musi dobrze wyglądać, a on, zamiast wyglądać będzie mi się, tłumaczył w tak głupi sposób? Chyba naprawdę ćwiczy moją cierpliwość, która jest spora, pod warunkiem, że nikt nie próbuje, jej ciągle nadwyrężać tak jak robi to on sam.
– A możesz, proszę ze mną w tej chwili nie dyskutować? Pozwól, że to ja zajmę się twoim ubraniem, tak jak ty zajmujesz się moimi włosami i nie, nie chcę słyszeć żadnego, ale – Miałem w tej sprawie ostatnie zdanie, Sorey nic już nie odpowiedział jedynie, skupiając się na moich włosach, które trochę czasu mu zajęły, na szczęście było jeszcze sporo czasu, aby i jego wygląd dopracować.
– Proszę, twoja korona z warkocza już jest gotowa – Ucałował mnie w czoło, pozwalając mi pójść do lustra.
– Korona? – Zaskoczony koroną na włosach, od razu przyjrzałem się twojemu odbiciu w lustrze, dostrzegając upięcie moich włosów, które faktycznie tworzyły piękną koronę. – Dziękuję, wygląda naprawdę pięknie – Podszedłem do ukochanego, całując jego usta.
– Nie ma za co, jak zawsze musisz wyglądać pięknie – No tak ja muszę wyglądać dobrze, na jego szczęście przy mnie i on będzie wyglądał dobrze.
Nie komentując wypowiedzianych przez niego słów, od razu ruszyłem do sypialni, aby przygotować i dla niego czyste i co najważniejsze ładne ubrania, aby prezentował się jakoś na świątecznym spotkaniu z rodziną.
– Proszę, to możesz założyć – Do rąk podałem mu czystą białą, jeszcze nie ubierano przez niego koszula i czarne spodnie, które idealnie pasowały do koszuli. Niestety nie ma on żadnych garniturów, dlatego tylko koszula i czarne spodnie mogą coś tu zdziałać.
I tak będzie wyglądał w nich bardzo dobrze, a przynajmniej tak jest moje wyobrażenie.
– Skąd ty to masz? – Przejrzał rzeczy, które mu podałem, zerkając na mnie kątem oka.
– Jak to skąd? Przecież to wszystko leżało w szafie, wystarczyło tylko poszukać – Stwierdziłem, stwierdziłam, patrząc na niego ze zrezygnowaniem swoich oczach.
– Tak? Hym no dobrze idę to ubrać – Zdecydował, opuszczając salon, aby spokojnie w łazience się przebrać.
Czekając na męża, piłem swój gorący, choć już trochę mniej napój, ciesząc się jego smakiem.
– Już jestem – Usłyszałem, tak dobrze znany mi głos, który skupił całą moją uwagę.
– I co? Wyglądasz naprawdę dobrze – Stwierdziłem, podchodząc do męża, aby poprawić jego koszulę, którą ładnie się układała. – Chcesz coś jeszcze zrobić przed wyjściem z domu? – Dopytałem, czując, że obaj jesteśmy już gotowi do wyjścia z domu, choć nie wiedziałem, czy jeszcze czegoś zrobić nie musimy.

<Pasterzyku? C:>