Niczego nie potrzebowałem, zdecydowanie niczego nie potrzebowałem, chciałem już tylko wyjść na dwór, na dłuższy spacer z moim ukochanym mężem i pieskiem, który również chętnie by sobie po śniegu pobiegał.
– Możemy wyjść, mam już dość siedzenia w domu i nic nierobienia – Wyjaśniłem, podchodząc do Psotki, która czekała już na nas, wiedząc, co się świeci.
– I jesteś w stanie pójść na spacer? – Dopytał, unosząc jedną wbrew ku górze, nie spuszczając ze mnie wzroku nawet na sekundę.
– Sorey proszę cię, gdybym nie czuł się dobrze, nie dałbym rady wyjść na dwór i do tego nawet bym nie czekał na nie – Stwierdziłem, zapinając smycz na obroży Psotki. – A więc skoro już wszystko mamy jasne to możemy wyjść? – Zapytałem, zerkając na mojego męża, który kiwnął głową, ruszając za mną, zakładając na ramiona płaszcz, którym okryje się przed zimnem panującym na dworze.
Na spacerze, trzymając się za ręce, rozmawialiśmy o niczym konkretnym, ale i tak wystarczyło nam to do szczęścia, byliśmy razem, cieszyliśmy się swoją obecnością, i to wystarczyło przynajmniej dla mnie.
Przechodząc nieopodal miasta, zatrzymałem się na chwilę, aby zerknąć w jego stronę, dawno tam nie byłem, bo mój mąż nie przepada za moim wychodzeniem na miasto woli, żebym spędzał czas w domu, a ja cóż, chciałbym czasem pójść do miasta i porozmawiać z innymi ludźmi, Co jak co, ale siedzenie samemu w domu rozmowa czasem z dziećmi zawsze z mężem i zwierzakami jest cudna, natomiast, mimo to miło by było czasem porozmawiać z kimś innym.
– Na co tam patrzysz? – Mój mąż zwrócił moją uwagę, trochę mocniej ściskając moją dłoń.
– Na szczęśliwych ludzi, którzy świętują narodziny pana – Odpowiedziałem, widząc piękną choinkę stojącą na środku placu.
– Mówiłem ci, żebyś szedł razem z dziećmi, świętując – Od razu dało się usłyszeć jego zmieniające się ton głosu. Chyba zaczął się obwiniać za to, że nie poszedłem wraz z dziećmi do Misaki, a przecież to nie było potrzebne, mówiłem mu, że chcę z nim zostać i nie muszę świętować, dla mnie najważniejsze jest to, że on jest przy mnie, nic więcej nie ma dla mnie znaczenia.
– Sorey nikt cię nie powiedziałem, że chcę świętować, tylko oglądam, nie oznacza od razu, że chcę świętować – Wyjaśniłem, odwracając głowy w jego stronę delikatnie, łącząc nasze usta pocałunku. – Gdybym chciał świętować, poszedłbym z dziećmi, wiem, że nie chcesz świętować i nie oczekują tego od ciebie, sam również tego nie potrzebuję oddanie ludzi to nic złego, czasem brakuje mi kontaktu z ludźmi – Wyjaśniłem, gdy tylko oderwałem się od jego ust.
– Przecież nie zabraniam ci kontaktu z ludźmi, musisz tylko najpierw przed poznaniem kogokolwiek zapoznać go ze mną, abym sprawdził, czy jest cię wart – Wyjaśnił, no i właśnie w tym był cały problem, musiałem się prosić o to, by spotykać się z kimkolwiek i jeśli jemu ta osoba nie odpowiada, nie mogłem tego robić, a nie chciałem, aby to on wybierał mi, z kim mogę, a z kim nie mogę rozmawiać, dlatego nie do końca jest to sprawiedliwe, ale nie kłócę się, bo wiem, że to nie ma najmniejszego sensu, a złościć nie chcę go tym bardziej, bo wiem, do czego jest zdolny.
– Oczywiście pamiętam o tym – Zapewniłem, uśmiechając się łagodnie. – Wracamy? Chciałbym napić się gorącej czekolady i chyba już wystarczy tego spaceru – Zaproponowałem, mając ochotę na gorący napój i wtulanie się w ramiona mojego ukochanego męża.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz