No tak prezent, którym obdarował mnie mąż, on również potrzebuje mojej uwagi, oczywiście nie dziś, dziś po tej relaksacyjnej kąpieli położę się spać, a jutro, jutro chciałbym znów móc spędzić czas u boku męża, nawet jeśli miałoby to być spędzenie czasu tylko na rozmowie.
– Spokojnie nic mu nie grozi, dobrze się nim zaopiekuje – Obiecałem, uśmiechając się do niego ciepło.
– Oby tak było, długo go dla ciebie szukałem – Stwierdził, całując mnie w czoło, pomagając opuścić bali, wytrzeć porządnie ciało, a nawet założyć koszule, którą mi zapiął, gotowego zanosząc do łóżka.
– Jesteś już czysty pachnący i gotowy do snu, dobranoc owieczko zobaczymy się rano – Ostatni raz ucałował moje usta, obdarowując mnie pięknym uśmiechem.
– Dobranoc, bezpiecznej pracy – Ziewnąłem, cicho wtulając twarz w jego poduszkę, słysząc ciche opuszczanie przez męża sypialni.
A więc pozostałem sam i mimo to odpłynąłem bardzo szybko zmęczony naszym przyjemnym wspólnie spędzonym czasem, nie myśląc już, chcąc tylko spać, bo tylko sen pozwoli mi przetrwać czas bez ukochanej osoby…
Przebudziłem się wczesnym rankiem, i to naprawdę wczesnym, za oknem panował mrok, a w domu jeszcze nie było Soreya, nie mogłem już spać, zaczynając myśleć o wielu sprawach niczym konkretnym, chociaż wciąż istotnym.
Słysząc moje koty, które już wyczuły, że nie śpię, podniosłem się od niechcenia z łóżka, idąc je nakarmić, czując, że w tej chwili nie dadzą mi żyć, dopóki nie dostaną tego, po co tu przyszły.
Powoli jeszcze trochę zaspany przygotowywałem posiłki w miseczkach, czując dłonie oplatające się wokół mojej tali.
– A ty, dlaczego nie śpisz? – Usłyszałem tak dobrze znany mi głos, który rozbrzmiał w moich uszach.
– Nasze zwierzaki, chociaż chyba teraz już bardziej moje chciały jeść i uwierz, nie miały zamiaru mi odpuścić – Wyjaśniłem, nakładając porcje każdemu z kotów.
– No tak mi nie ufają, chociaż nic złego im nie zrobiłem – Nie był zadowolony i ja to rozumiałem, na jego miejscu też byłoby mi Z tym źle, co jednak mogłem na to poradzić? Tak właściwie to nic, mimo że bardzo bym chciał, nie mogłem zrobić nic, nie ufają mu i nie jestem pewien, czy kiedykolwiek zaufają.
– Przykro mi kotku nic na to nie poradzę – Zwróciłem głowę w jego stronę, całując policzek. – Może jeszcze kiedyś cię zaakceptują – Uspokoiłem go, chociaż byłem pewien, że tak się nigdy nie stanie, niestety, ale na to nic nie mogę poradzić.
– Miki, chyba sam w to nie wierzysz – Niezadowolony odsunął się ode mnie, obserwując, co robię. – Gdy tylko się tu pojawiłem, zniknęły wszystkie i zostały tylko psy – Dodał niepocieszony, siadając na krześle, znajdującym się przy stole, widząc jego minę, od razu podszedłem, zajmując miejsce na jego kolanach.
– Skarbie przepraszam, że nie mogę ci w tym pomóc, ale wiesz, że choćby nie wiadomo, co się działo ja będę cię kochać już zawsze – Wyszeptałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, który chętnie odwzajemnił, mocno ściskając moje pośladki.
– Nawet gdybyś chciał, nie pozwolę ci odejść – Wyszeptał, patrząc prosto w moje lawendowe oczy.
– Nie chciałbym odejść – Stwierdziłem, głaszcząc go po policzku. – Chciałbym, natomiast położyć się jeszcze na chwilę do łóżka co ty na to? – Zaproponowałem, mając ochotę położyć się do łóżka i wtulić w ciało ukochanego męża.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz