czwartek, 16 stycznia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Wpatrywałem się w Mikleo przez dłuższą chwilę, kręcony jego zapachem, wyglądem i ogólnie całą jego osobą. Strasznie męczyło mnie to, że nie mogłem go dotknąć, a był tak blisko mnie. Pobyt na zewnątrz nie był najprzyjemniejszy, ale mnie ochłodził, i teraz zamiast rozgrzanej skóry była ona lodowata. Idealna dla Mikleo. Podszedłem do niego, chwyciłem w dłonie jego cudne policzki i wpiłem się w jego usta, smakując je bardzo dokładnie. Chwila przerwy, a ja miałem wrażenie, że go nie dotykałem przez całą wieczność. 
- Chciałem tylko mieć pewność, że będę mógł cię dotknąć i nie zrobię ci krzywdy – wyjaśniłem, kiedy się już od niego odsunąłem. Musiałem także kciukiem otrzeć stróżkę śliny z jego podbródka. Trochę mnie poniosło z tym pocałunkiem, no ale co poradzę, że smakuje tak słodziutko? Jak babeczka z migdałami. A skąd mi się to porównanie wzięło, to nie mam pojęcia, bo ja przecież takich rzeczy nie spożywam. Po prostu, jak go smakuję i wącham, takie określenia mi same przychodzą do głowy. 
- Nie musiałeś się aż tak poświęcać – odpowiedział, uśmiechając się do mnie słodziutko.
- To nie było żadne poświęcenie. Po prostu strasznie potrzebowałem cię dotknąć – odparłem, znów łącząc nasze usta w pocałunku, przyciągając go blisko siebie. Jedną z dłoni wsunąłem w jego włosy, drugą z kolei wsunąłem w jego spodnie, ściskając mocno jego pośladki. Niby taki drobny ruch, taki nic nie znaczący, a mój Miki już jęknął cicho w moje usta. Jemu naprawdę niewiele trzeba, co było jednocześnie niesamowite, ale też trochę przewidywalne. Czasem z miłą ochotą bym pomęczył się o jego reakcje, byłoby to wtedy znacznie ciekawsze. A takie wyzwanie to czasem potrafi być bardzo ciekawe. - Chyba też się nie mogłeś doczekać mojego dotyku, co? - dodałem, wsuwając jeden ze swoich palców w jego środek. Reakcja była, chociaż nie jakaś bardzo wielka. Nic dziwnego, jest w końcu przyzwyczajony do większych gabarytów, które chyba muszę mu w tej chwili zapewnić.
Chcąc w końcu dobrać się do jego ciała skupiłem się na tym, by pozbyć się ubrań z jego ciała, w czym nawet mi trochę pomógł i już po chwili stał przede mną nagi, z dostępem do każdej, interesującej mnie części ciała. Oblizałem usta i popchnąłem go na łóżko tylko po to, by móc się nim bardzo dobrze zająć, tak jak obiecałem. Całowałem jego czoło, policzki, usta, stopniowo z tymi pocałunkami schodząc w dół. Kiedy dotarłem do jego obojczyków, wgryzłem się w jeden z nich, kosztując jego cudownie słodziutkiej krwi. Na piekła, nie ma słodszej istoty niż on. 
- To bardzo niebezpieczne, że twoja krew jest tak słodka. Mam ochotę ją pić, i pić, i nigdy bym nie przestawał – wyznałem, na chwilę się od niego odrywając. Oczywiście nie zostawiałem go bez niczego, cały czas dłonią drażniłem jego miejsca najbardziej wrażliwe, byleby oczywiście nie za dobrze chcąc, by był w tym stanie takim stanie, w którym chce więcej i więcej. I sądząc po jego spojrzeniu, właśnie w takim stanie był. - Ty calutki jesteś słodziutki – dodałem, składając pocałunek na jego podbrzuszu, od razu odsuwając swoje dłonie. Co jak co, ale chciałem trochę go na tej granicy potrzymać, by błagał o więcej. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz