Byłem zadowolony z faktu, że w końcu coś zjem. Dzisiaj znów jadłem tylko śniadanie, i to stosunkowo nieduże, a trochę dzisiaj sobie pochodziłem i pokręciłem wpierw po rynku, odwiedziłem kilku moich krawców, zlecając im zaprojektowanie i zrobienie kilku rzeczy dla mojego męża; to, co mu kupiłem na rynku, jest bardziej na co dzień, być może do pracy, coś, co może zniszczyć, gdyby miał się nagle zmienić. A te spersonalizowane projekty będą właśnie na bankiety, na wyjścia do miasta, może nawet na po prostu uroczysty obiad. Mają być ładne, i wygodne, i oddawać jego osobowość. A ja lubię patrzeć, jak jest ładnie ubrany. Albo, jak w ogóle nie jest ubrany. Jedno z tych dwóch. No i jeszcze po tym wszystkim musiałem się udać do tego nieszczęsnego kowala, o którego był tak strasznie zazdrosny. Dlaczego więc teraz to się w nim obudziło? Znacznie bardziej wolałbym, by to na jakimś spotkaniu zaczął być o mnie zaborczy. Tak mnie chwycił w pasie i zaczął mordować innych wzrokiem, jasno pokazując im wszystkim, do kogo należę. Czemu dzisiaj był taki zazdrosny, a na bankiecie się tak nie zachowywał? Może na bankiecie wyglądałem źle? Ale teraz też wyglądałem tak dosyć... Cóż, normalnie. Za normalnie. Jak zwyczajny obywatel. Naprawdę nie ma o co tu być we mnie zazdrosny.
Czekając na Haru zacząłem otworzyłem okno, by się przewietrzyło, i zacząłem przeglądać rzeczy, które w tym pokoju były. Byłem ciekaw, czyj to właściwie był pokój, bo nie był on gościnny. Portrety rodzinne na ścianach, portery pojedynczej osoby, ubrania w szafach... I te ubrania były nawet w dobrym stanie, wystarczyło je wyprać i co najwyżej przejrzeć, by bezguścia i wadliwe wywalić, a zostawić same najlepsze. Tylko, dla kogo one by były? Bo jak tak patrzyłem, to były ubrania na kogoś postury Haru. Ja byłem za drobny. A jak Haru się nie spodobają, zawsze można sprzedać, bo po co to miałoby się w szafie kurzyć, i miejsce tylko zajmują. Chociaż, wielka szkoda, bo niektóre te rzeczy są po prostu cudowne i gdyby nie to, że jestem taki drobny i nijaki, niektóre stroje wziąłbym dla siebie.
– A to skąd się tu wzięło? – mruknąłem do siebie, wyciągając z szafy piękną suknię ślubną, czyli w sumie jedyna rzecz, która byłaby na mnie dobra. Tylko, co kobieca suknia robiła w szafie pełnej męskich ubrań? Zerknąłem na obrazy, ale na żadnym nie znalazłem kobiety niskiej i drobnej, na którą by mogła pasować.
– Obiadokolacja gotowa. Wziąłem nawet wino, bo widziałem, że nam tu co nieco wysłałeś... A to co? – usłyszałem za sobą Haru, który właśnie wszedł do pokoju. Słyszałem, jak stawia tackę na stole i podchodzi do mnie. – Piękna... – dodał, zerkając to na nią, to na mnie.
– Nawet o tym nie myśl. Mam dla ciebie jedną sukienkę i się z niej ciesz – burknąłem, chowając ją z powrotem do szafy. Gdyby była czysta, a Haru sobie zasłużył, może, może, się rozważyłbym założenie tej sukni na jakąś bardzo szczególną okazję. – W czyim pokoju śpimy, tak właściwie? – zapytałem, zamykając drzwi i kierując się do stołu, bardzo chcąc już w tym żołądku cokolwiek mieć.
– Tutaj do pewnego momentu spał mój tata. Wuj mi mówił, że po jego śmierci tutaj zostały przesłane jego rzeczy – wyjaśnił, na co zmarszczyłem brwi.
– Więc ta suknia... ona należała do twojej mamy? – zapytałem, zerkając na szafę. Jeżeli tak, to czemu ze wszystkich rzeczy tylko suknia trafiła tutaj? To piękna i wartościowa pamiątka, owszem, ale gdzie cała reszta? O jego tacie powoli dowiadujemy się coraz więcej, ale jak chodzi o jego rodzicielkę... Tę zagadkę też musimy rozwiązać.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz